Cudem ocalona z getta radomskiego żydówka postanowiła poddać się tzw. eutanazji. Urodzona w 1929 r. w Warszawie Ruth Posner oraz jej mąż zdecydowali się na skorzystanie z „usług” kliniki wspomaganego samobójstwa Pegasos w Szwajcarii.
Kobieta urodziła się w Warszawie jako Ruth Wajsberg. Będąc dzieckiem trafiła do stworzonego przez Niemców getta w Radomiu. W 1942 r., dzięki pomocy ojca, udało jej się przedostać na aryjską stronę. Tam pracowała w żydowskim zakładzie odzieżowym. Uciekła stamtąd i znalazła schronienie u katolickiej rodziny, u której przebywała jako Irena Słabowska.
Większość rodziny Wajsberg, w tym rodzice, wujkowie, ciotki i kuzyni, zginęła podczas II wojny światowej – uratowała się tylko ona i jedna z ciotek. W 1944 roku, po powstaniu warszawskim, została uwięziona jako Polka katoliczka. Później, do zakończenia wojny, ukrywała się na farmie pod Essen.
Po zakończeniu II wojny światowej, w wieku 16 lat, przeniosła się do Wielkiej Brytanii, gdzie zajmowała się m.in. tańcem i choreografią taneczną, należała do London Contemporary Dance Theatre. Była także aktorką i członkiem prestiżowej Royal Shakespeare Company. W 1950 r. wyszła z mąż za Michaela Posnera, chemika, który przez wiele lat pracował później w UNICEF.
Ruth i jej mąż Michael dożyli razem sędziwego wieku, ale w pewnym momencie postanowili zakończyć życie. Oboje zdecydowali się na skorzystanie z usług „kliniki” pod Bazyleą i poddali się eutanazji. Doszło do tego najprawdopodobniej 23 września 2025 r.
Niedługo przed „wspomaganą” śmiercią kobieta i jej 97-letni mąż rozesłali do rodziny i przyjaciół e-maile z informacją, że postanowili umrzeć. Informację o tym przekazała w rozmowie z BBC News dramatopisarka Sonja Linden, która była wśród adresatów wiadomości, jako bliska przyjaciółka Ruth.
Jako pierwszy o mailu poinformował „The Times”, który cytował jego treść. „Przykro nam, że nie wspomnieliśmy o tym wcześniej, ale kiedy otrzymacie tego e-maila, my już opuścimy ten padół ziemski… Mieliśmy życie ciekawe i różnorodne, z wyjątkiem smutku po utracie Jeremy’ego, naszego syna. Cieszyliśmy się sobą, staraliśmy się nie skarżyć na przeszłość, żyć teraźniejszością i nie oczekiwać zbyt wiele od przyszłości. Z miłością – Ruth i Mike” – czytamy.