W Boliwii może skończyć się epoka socjalizmu. 17 sierpnia w tym kraju odbywają się wybory prezydenckie, w których kandydują Samuel Doria Medina i Jorge „Tuto” Quirogi. Licząca 11,3 miliona mieszkańców Boliwia po latach eksperymentu socjalistycznego nękana jest kryzysem gospodarczym, brakiem dewiz, niedoborami paliwa.
Wszystkie sondaże wskazują, że zapoczątkowany dwadzieścia lat temu przez byłego socjalistycznego prezydenta Evo Moralesa eksperyment powoli się kończy. Efekty – roczna inflacja zbliża się do 25%.
Za katastrofę gospodarczą obwinia się zwłaszcza rządy odchodzącego prezydenta Luisa Arce, niegdyś wspieranego przez Evo Moralesa, ale obecnie z nim skonfliktowanego. Niepopularny Arce zrezygnował z ubiegania się o drugą kadencję. Lewica wystawiła dwóch kandydatów – Andronico Rodrigueza, przewodniczącego Senatu oraz polityka Ruchu Ku Socjalizmowi (MAS), partii, która rządzi od 2006 roku – Eduardo del Castillo. Obydwaj są w sondażach skazani na porażkę.
Bój o prezydenturę rozstrzygnie się pomiędzy kandydatem centrowym, milionerem Samuelem Dorią Mediną (66 lat) i centroprawicowym byłym prezydentem Jorge „Tuto” Quiroga (65 lat). Ostatnie sondaże dają pierwszemu 21%, a drugiemu 20% poparcia. Kandydaci lewicowi – Andronico Rodriguez i Eduardo del Castillo mają odpowiednio poparcie rzędu 5 i 1,5%.
Wygląda na to, że w drugiej turze 19 października pojedynek rozstrzygnie się pomiędzy dwoma kandydatami z prawej strony. Obydwaj zapowiadają zerwanie z etatystycznymi rządami i systemem ustanowionym za prezydentury lewicowego Evo Moralesa (2006-2019).
65-letni Evo Moralesa ma nadal poparcie wśród miejscowych Indian i chętnie ubiegałby się o czwartą kadencję prezydencką, ale zgodnie z konstytucją prezydent może sprawować tylko dwie kadencje i sądy wykluczyły go ze startu wyborczego. Morales to były lider związku plantatorów koki, grozi mu nawet aresztowanie w sprawie handlu dziećmi.
Pierwszy „rdzenny” przywódca Boliwii nadal cieszy się silnym poparciem w wiejskich regionach i wśród Indian. Grozi mobilizacją swoich zwolenników, jeśli wygra „prawica”. Oświadczył nawet, że „nie będzie legitymizować tych sfałszowanych wyborów”.
Po unieważnieniu kandydatury Moralesa, doszło do jego konfliktu z jego byłym ministrem Luisem Arce, co doprowadziło do rozłamu w lewicowej partii MAS. Morale wzywał do blokad dróg, które sparaliżowały kilka regionów. Kłótnie na lewicy zmęczyły społeczeństwo, a dodatkowo powszechna korupcja, złe zarządzanie, czy niewydolny etatyzm, spowodowały, że socjalistyczny eksperyment w Boliwii wreszcie się kończy.
Źródło: Le Figaro