16 czerwca przez stolicę przeszła warszawska Parada Równości. Przedstawiciele szeroko rozumianej lewicy i tęczowych queerowych środowisk LGBT+ maszerowali ulicami miasta. Każdego roku parada równości spotyka się z krytyką środowisk prawicowych, którzy widzą w tego typu praktyce zagrożenie dla wzorców potrzebnych dla prawidłowego rozwoju moralności u młodych ludzi. Jest to zgromadzenie legalne, odbywające się zawsze w czerwcu, tytułowanego przez lewicę na „miesiąc dumy”. Z roku na rok zdaje się ukazywać swoje coraz bardziej realne oblicze.
Uczestnicy byli chętni rozmawiać
Z reportażem pojawili się m.in. Klemens Sommer i Waldemar Krysiak, którzy na kanale YouTube „Bezpośrednio!” umieścili relację z wydarzenia. Postanowili zapytać uczestników parady o powody, dla których przyszli na tęczową manifestację. Co mogłoby się wydać zaskakujące, motywy pojawienia się na paradzie były jednak rozmaite i nie zawsze znane samym uczestnikom parady.
Wielu z nich deklarowało, że po prostu zechcieli pojawić się, aby dobrze się bawić. Wielu pojawiło się solo, w bardzo nietypowych, oryginalnych przebraniach i z obecnością na paradzie deklarowało bezpośrednią chęć manifestacji swojej orientacji seksualnej czy tożsamości płciowej. Niektórzy z nich maszerowali z grupą przyjaciół, z rodziną czy swoją „drugą połówką”.
O wieku uczestników również można sporo powiedzieć, ponieważ mieliśmy do czynienia z ogromnym przekrojem wiekowym – od kilkunastolatków, którzy nie byli w stanie racjonalnie stwierdzić, dlaczego tam się znaleźli, po dorosłych mężczyzn i kobiety z małymi dziećmi, ale także seniorów, m.in. kultową Babcię Kasię, zaciętą wojowniczkę obecną na wszystkich skrajnie lewicowych protestach i innych stałych telewidzów reżimowych mediów Tuska. Nietrudno się dziwić, mając na względzie wyniki wyborów prezydenckich w Warszawie, które nikogo za bardzo nie zaskoczyły.
Tłumne poparcie wyznawców tęczy dla Rafała Trzaskowskiego i frustracja związana z przegraną dwugodzinnego prezydenta, swoje odzwierciedlenie z pewnością miała w wysokiej frekwencji na Paradzie Równości. Pomimo imprezowego i z pozoru niegroźnego nastroju, a także nieświadomości uczestników, szczególnie tych młodszych, parada stała się jednak miejscem, z którego neomarksizm aż kipi, a ulice Warszawy stają się miejscem do rozpoczynania walki o realizację postulatów typowo politycznych, które następnie stają się jednym z podstawowych czynników obyczajowych dzielących naród, dumnie jednak podtrzymywanych przez polityków lewicowych na sztandarze, jako wiecznie niespełniona obietnica, gwarantująca im wierność młodego, zbuntowanego, nieświadomego elektoratu.
Kameleon wrócił do swoich barw
Podczas jednej z debat w kampanii prezydenckiej kandydatka Lewicy Magdalena Biejat słusznie wypomniała Rafałowi Trzaskowskiemu, że wstydzi się tęczowej flagi. Albowiem jak wielu patriotów się spodziewało, schował tęczową flagę na czas kampanii, a przybrał barwy biało- czerwone, wielokrotnie powołując się również na postulaty wyborcze kandydatów prawicy, jak m.in. bezpieczeństwo polskich granic czy obniżenie podatków.
Nie zdziwiła nas obecność prezydenta Warszawy na paradzie równości, gdzie radośnie maszerował wraz z tęczowym środowiskiem po raz kolejny i wrócił do swojego pierwotnego ubarwienia. Miasto Warszawa na swoim Instagramie udzielając fotorelacji z wydarzenia, podpisywało zdjęcia „Warszawa dla wszystkich”. Liczymy, że o tym warszawski ratusz z Rafałem Trzaskowskim na czele będzie pamiętać również w dniu 11. listopada, kiedy to mamy do czynienia z cyklicznymi próbami blokowania marszu polskich patriotów. Przypominamy, że przez II turą w rozmowie ze Sławomirem Mentzenem Trzaskowski zadeklarował nawet chęć pojawienia się na Marszu Niepodległości.
Nie tylko przedstawiciele KO, czyli ukrytej opcji neokomunistycznej, ale również skrajnej lewicy, czyli jawnych reprezentantów starej i nowej komuny nie zabrakło na paradzie. Pojawiły się znane logo korporacji i firm, sieciówek czy marek kosmetycznych, a także polscy i zagraniczni celebryci i influencerzy. Zarówno reprezentacji tęczowego środowiska, jak i ci wyrażający solidarność. Ciężko jednak przyjąć radosny nastrój, mając świadomość, po jakie realne cele maszerują uczestnicy parady.
Forsowany przez lewicę pomysł związków partnerskich jest nie tylko zaprzeczeniem konstytucyjnej ochrony małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, ale również pierwszym schodkiem w drabinie mającej umożliwić ludziom legalną zmianę płci u nastolatków, walkę z tzw. „mową nienawiści” czy prawo do adopcji dzieci parom jednopłciowym, co zaburza normalny wzorzec rodziny u rozwijającego się dziecka i uniemożliwia mu wzrastanie w tradycyjnych wartościach, aby w sposób obiektywny i wolny mogło zbudować swoją moralność. Ale to nie jedyny z czynników budzących kontrowersje.
Na paradzie nie zabrakło sekcji poświęconej młodzieży z Akcji Socjalistycznej, czyli przestrzeni dla promotorów Marksa, autora „Manifestu Komunistycznego” jako autorytetu i socjalizmu jako jedynego słusznego ustroju gospodarczego. Akcja Socjalistyczna również była obecna na zeszłorocznej paradzie, gdzie z jej reprezentantami miałam okazję osobiście rozmawiać.
Dowiedziałam się wówczas, że uczestnicy parady potrafią wyrazić swoje poparcie dla komunizmu, a socjalizm i walkę o prawa LGBT postrzegać jako dwa nierozerwalne byty, ponieważ łączy je walka o utopijną, nieosiągalną równość. Ale przecież to ma cechować równość – właśnie utopia możliwości jej osiągnięcia. Tylko to zapewnia dalsze funkcjonowanie demokracji walczącej, ponieważ rewolucja karmi się właśnie nieustanną walką, aż do samounicestwienia się walczących, w sytuacji gdy już nie są w stanie określić, po co tam właściwie przyszli. Jednak sponsorzy wydarzenia, korporacje i politycy dokładnie wiedzą, po co przyszli. Przyszli po młody elektorat. Po kogoś, komu mogą dać złudne poczucie bezpieczeństwa, wykorzystać jego potrzebę bycia akceptowanym i kochanym, przy okazji dewastując rodzinę.
Rzeczywiste oblicze tęczy?
W tym roku mieliśmy również do czynienia z obecnością satanistów na paradzie, którzy wcale się ze swoją tożsamością nie kryli. Frekwencja była tak liczna, że większość uczestników mogła nawet nie być świadoma ich obecności. Pojawili się, reprezentując Stowarzyszenie „Global Order of Satan” (światowy porządek szatana). Jeśli ktoś z przeciwników parady miałby czelność skorelować te dwa czynniki – LGBT oraz satanizm i mówić o globalnym porządku, oczywiście zostałby okrzyknięty faszystą i szurem, a jego porównanie zostałoby określone jako mowa nienawiści i teoria spiskowa. Tymczasem sami sataniści się już nawet z tym nie kryją. Na ich transparencie widniał napis „szatan nie wyklucza”. I mają rację – nie wyklucza, dlatego w imię swobody można według nich czynić wszystko.