Parafia Najświętszego Serca Jezusowego w Lublinie przekazała nowe informacje po pożarze kościoła. Straty określono jako „ogromne”. Niewykluczone, że dojdzie do rozbiórki świątyni. Dzięki bohaterskiej postawie proboszcza udało się ewakuować wiernych
Dramat rozegrał się w świąteczny poranek. Służby odebrały zgłoszenie o godzinie 6:50 rano, tuż przed rozpoczęciem porannej mszy. Ogień błyskawicznie objął drewnianą konstrukcję dachu, a z budynku zaczęły wydobywać się kłęby dymu.
Mieszkańcy okolicy sugerowali, że źródłem pożaru mogły być panele fotowoltaiczne. Według proboszcza pożar rozpoczął się z drugiej strony kościoła, w miejscu gdzie fotowoltaiki nigdy nie było i nie będzie, bo od północy się jej nie kładzie. Dopiero później, gdy ogień objął już cały dach, zapaliły się również panele fotowoltaiczne.
Dla parafian proboszcz jest bohaterem. Jak relacjonują, gdy zauważył pierwsze oznaki zadymienia, zachował zimną krew. Wezwał straż pożarną, a sam koordynował ewakuację – sprawnie wyprowadził z kościoła około 50–60 osób.
Walka z żywiołem była trudna. Na miejscu pracowało ponad 100 strażaków, którzy musieli zmagać się nie tylko z ogniem, ale i z mrozem sięgającym minus 10 stopni Celsjusza. Choć pożar udało się opanować i ogień nie wdarł się do wnętrza nawy głównej, zniszczenia dachu są katastrofalne.
Wieczorem parafia przekazała smutne wieści: stan techniczny budynku jest na tyle poważny, że prawdopodobnym scenariuszem jest jego rozbiórka.
Metropolita lubelski abp Stanisław Budzik zaapelował już o pomoc w odbudowie. Do czasu wyjaśnienia sytuacji msze święte będą odbywać się w sali duszpasterskiej.
Jednocześnie parafia poinformowała, że „parafia nie prowadzi żadnych zbiórek na portalach internetowych i społecznościowych”. Jedyną oficjalną formą pomocy są wpłaty na konto parafialne.