Strona głównaGŁÓWNYMarsz Niepodległości to luksus. "Zupełnie inny poziom"

Marsz Niepodległości to luksus. „Zupełnie inny poziom”

-

- Reklama -

„Co mnie zadziwiło w Marszu Niepodległości? Jego patriotyzm. Byłem już na podobnych marszach w innych krajach i to, co zobaczyłem w Warszawie… to był zupełnie inny poziom!” – opowiada mi Wesley Winter, YouTuber z Wielkiej Brytanii, który towarzyszył mi i Klemensowi Sommerowi podczas Święta Niepodległości. YouTuber od lat dokumentuje zmiany, jakie zachodzą w Europie.

– „Zadziwiające było, jak zjednoczeni byli uczestnicy marszu. W Wielkiej Brytanii nie tylko towarzyszy patriotycznym wydarzeniom jakaś kontrdemonstracja, ale też znaczące podziały wewnątrzśrodowiskowe. W Warszawie mimo różnic ludzie maszerowali w jednym szeregu i śpiewali te same pieśni”.

- Reklama -XVII Konferencja Prawicy Wolnościowej

Kiedy pytam go o różnice między narodowymi protestami z innych krajów, a Marszem Niepodległości, słyszę coś, co sam odczuwałem za granicą:

– „W Niemczech, w Anglii czy we Francji na patriotycznych marszach unosi się w powietrzu poczucie wstydu i strachu. Strachu bycia na takim wydarzeniu. Natomiast pojawienie się na Marszu Niepodległości jest dla Polaków normalne. Marsz Niepodległości był narodowym świętem, takim jak inne najważniejsze święta w kalendarzu”.

- Prośba o wsparcie -

Szok Kulturowy?

Jestem też ciekaw, czy pierwsza wizyta w Polsce przyniosła jakieś szoki kulturowe. Ostatecznie, mało który obcokrajowiec przybywa do naszego kraju, by od razu (drugiego dnia!) udać się na największe prawicowe wydarzenie w kraju.

– „Polska zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. W Polsce jest czysto, bezpiecznie, ludzie tutaj są gościnni i przede wszystkim rozumieją swoją kulturę. Każdy na Marszu był w stanie opowiedzieć mi coś o narodowej historii Polski, podczas gdy na przykład w Wielkiej Brytanii byłoby to czasem problemem. Nas uczy się też, że powinniśmy ciągle wstydzić się swojej przeszłości. Lewicowy system chce, byś wstydził się za swój kraj. W niedocenianej często Polsce jest natomiast inaczej. Polski patriotyzm warto by więc zacząć kopiować w innych krajach”.

Wrażenia Brytyjczyka potwierdzają się też gdzie indziej. Żeby przekonać się, że Marsz Niepodległości to wydarzenie wyjątkowe i luksus, którego nie doświadczy się za granicą, wystarczy spojrzeć za Odrę, gdzie pronarodowe demonstracje są blokowane, a prawicowi politycy – karani za wznoszenie patriotycznych haseł.

Resztkami sił

Jednym z największych niemieckich ruchów pronarodowych, którego wystraszył się tamtejszy mainstream, była Pegida, czyli Patriotyczni Europejczycy Przeciwko Islamizacji Zachodu. Organizacja założona w Dreźnie pod koniec 2014 roku, szybko zyskała na sile, stając się głosem tych, którzy czuli się pomijani przez elity polityczne. Stowarzyszenie początkowo organizujące skromne „wieczorne spacery” przeciwko polityce imigracyjnej Angeli Merkel, przerodziła się następnie w cotygodniowe demonstracje, przyciągając dziesiątki tysięcy uczestników. Jej zwolennicy domagali się selektywnej polityki imigracyjnej, deportacji ekstremistów religijnych i wzmocnienia bezpieczeństwa wewnętrznego.

Wzrost popularności Pegidy, reprezentującej patriotyczne nastroje, szczególnie na wschodzie kraju, napotkał na zdecydowany opór ze strony lewicowych aktywistów i establishmentu, którzy zaczęli organizować masowe kontrprotesty, często uniemożliwiające swobodne wyrażanie poglądów. Na przykład w Berlinie podczas jednego z wczesnych wydarzeń Pegidy około 5 tysięcy kontr-demonstrantów fizycznie zablokowało trasę planowanego marszu niemieckich patriotów, tworząc żywą barierę i wymuszając interwencję policji. „Faszyzm nie przejdzie” – krzyczeli kontr-demonstranci, stosujący faszystowskie metody.

Podobnie było w Monachium, gdzie swego czasu ponad 20 tysięcy osób zebrało się, by zablokować antyimigrancki wiec, prowadząc do jego odwołania. W Dreźnie, sercu Pegidy, kontrakcje osiągnęły skalę 35 tysięcy uczestników, a ogólnokrajowe protesty antypegidowe zgromadziły nawet 100 tysięcy osób, często przewyższając frekwencję patriotycznych demonstracji. Wiele z pronarodowych wydarzeń stowarzyszenia musiało zakończyć się ze względu na przemoc, która uruchamiała się po lewej stronie. Niektóre protesty Pegidy musiały nawet zostać odwołane, ponieważ zwolennicy masowej imigracji i multi kulti grozili zamachami terrorystycznymi.

Ówczesne niemieckie media od samego początku demonizowały też Pegidę, wyolbrzymiając jej rzekomo rasistowskie zapędy. Demonizacja jednak stworzyła atmosferę wstydu wobec wsparcia dla stowarzyszenia. Szczególnie w dużych miastach przyznawanie się do Pegidy oznaczało często towarzyskie samobójstwo! Skoro sprzeciw wobec islamizacji kraju to faszyzm, to kto chciałby zadawać się z faszystami, szczególnie w kraju o takiej przeszłości jak Niemcy? Jeszcze w 2015 roku natomiast wielu członków Pegidy znalazło się oficjalnie pod lupą niemieckich służb, które chciały, by działalność narodowców była postrzegana jako niezgodna z konstytucją.

Pegida oficjalnie zakończyła cotygodniowe demonstracje uliczne w październiku 2024 roku po 10 latach działalności, z powodu spadku frekwencji i problemów organizacyjnych. Ostatni jej marsz odbył się 20 października w Dreźnie.

Podobnie było też w Niemczech z innymi pronarodowymi akcjami: za każdym prawie razem wydarzenia patriotyczne były blokowane przez lewicowe protesty, czasem znacznie większe od oryginalnych. Za Odrą jednak wyzwaniem są nie tylko wydarzenia masowe. Niemiecki mainstream stara się bowiem blokować nawet same hasła, które wychwalają tożsamość narodową. Jak więc niby ma się rozwijać patriotyzm, skoro nie można go nawet ubierać w słowa?

Co dla ojczyzny?

Björn Höcke, charyzmatyczny lider prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD) w Turyngii, został już dwukrotnie skazany za użycie hasła „Alles für Deutschland” – „Wszystko dla Niemiec”. Jego proces zaczął się w maju 2021 roku po wiecu w Merseburgu. Höcke, były nauczyciel historii i oddany patriota, mówił wtedy o poświęceniu dla ojczyzny. Na zakończenie swojego przemówienia Höcke zawołał: „Wszystko dla naszej ojczyzny, wszystko dla Saksonii-Anhalt, wszystko dla Niemiec”. Razem z nim skandował obecny na wiecu tłum. W grudniu tego samego roku polityk powtórzył to hasło w Gerze.

Sąd w Halle, pod presją medialną nagonki, uznał to za przestępstwo i w maju i lipcu 2024 roku zapadły wyroki: 13 tysięcy i prawie 17 tysięcy euro kary. Argumentacja sądu była prosta: hasło było w latach 30tych minionego wieku używane czasem przez nazistów, a polityk, który zna się przez swoje wykształcenie na historii, nie powinien był go użyć. Slogan jest – jak się okazuje – spalony raz na zawsze, ponieważ prawie sto lat temu używali go źli ludzie. To, że nie zawiera w sobie żadnych per se nazistowskich treści, nie przeszkadzało w ogłoszeniu wyroku.

Höcke odwołał się od obu werdyktów, podkreślając, że nagonka na niego to „proces polityczny” i że „Alles für Deutschland” to zwykłe słowa, a nie symbol nazizmu. Oba odwołania zostały jednak oddalone. Jego prawnicy zapowiadają więc teraz apelację do Federalnego Trybunału Sprawiedliwości. Sprawa budzi też kontrowersje, ponieważ AfD rośnie w sondażach, zwłaszcza w Turyngii, gdzie w 2025 roku odbędą się wybory do landtagu, a Alternatywa dla Niemiec zdobywa tam około 30 proc. poparcia. Niemiecka prokuratura podkreśla jednak: w Niemczech nie ma miejsca na ożywianie rzekomo nazistowskich haseł.

Niewidzialny patriotyzm

Zanim jednak wybory w Niemczech nadejdą, AfD może jeszcze zniknąć formalnie z politycznego krajobrazu. U naszych zachodnich sąsiadów trwa bowiem ożywiona debata na temat możliwego zakazu Alternatywy dla Niemiec. W maju 2025 roku Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (BfV) sklasyfikował nawet AfD jako „gesichert rechtsextremistisch” – potwierdzoną, skrajnie prawicową organizację, a w styczniu tego samego roku Bundestag po raz pierwszy rozpatrzył dwa grupowe wnioski o wszczęcie procedury przed Federalnym Trybunałem Konstytucyjnym, zgłoszone m.in. przez posłów SPD i Zielonych, którzy twierdzą, że partia zagraża demokratycznej porządkowi. Skasowanie jedynej pronardowej partii, która stara się promować patriotyzm, ma natomiast być na korzyść dla demokracji. Oczywiście!

Dla nas, rzecz jasna, hasła poddańcze wobec Niemiec brzmią odstraszająco. Wyobraźmy sobie jednak, jak absurdalnym byłby taki i podobne zakazy w wersji polskiej. Co złego byłoby w haśle „wszystko dla Polski”, „wszystko dla ojczyzny”? I czy możliwe byłyby u nas patriotyczne marsze, gdyby nasze myśli musiały przechodzić przez oikofobiczny filtr tego, co jakiś sędzia uzna za faszystowskie? W naszym kraju może zarzuty o nazizm tak często się nie pojawiają, ale przecież łączenie każdego krytyka lewicy z faszyzmem jest wśród „postępowych” na porządku dziennym!

Nasz Marsz Niepodległości jest więc prawdziwym luksusem, który trudno sobie wyobrazić za granicą. Jeżeli odbyłby się on w Wielkiej Brytanii, to przeszedłby w atmosferze wstydu, a gdyby przeszedł w Niemczech, to pewnie wcale by nie przeszedł. Albo – może! – mógłby zapełnić ulice Warszawy, ale jego uczestnicy zostaliby później aresztowani za patriotyczne hasła!

Najnowsze