Strona głównaMagazynAtomowe referendum. Co z budową elektrowni jądrowej w Polsce?!

Atomowe referendum. Co z budową elektrowni jądrowej w Polsce?!

-

- Reklama -

Jerzy Lipka z Obywatelskiego Ruchu na rzecz Energetyki Jądrowej w rozmowie z Tomaszem Cukiernikiem przekonuje, że konieczne jest przeprowadzenie referendum w sprawie budowy w Polsce energetyki atomowej.

Tomasz Cukiernik: Jest Pan zwolennikiem budowy elektrowni atomowych w Polsce. Skąd miałaby być technologia?

- Reklama -XVII Konferencja Prawicy Wolnościowej

Jerzy Lipka: Technologia do elektrowni atomowych, tych dużych – wielkoskalowych, powyżej 1 GW mocy każdy blok – mogłaby pochodzić z Korei Południowej, Francji i USA. Oczywiście są jeszcze technologie z Chin i Rosji, odrzucane u nas ze względów politycznych. Elektrownia na Pomorzu budowana ma być w technologii amerykańskiej – AP1000, każdy blok o mocy 1,25 GW brutto. Z pasywnymi systemami bezpieczeństwa działającymi niezależnie od woli człowieka na zasadzie praw fizyki, jak siła grawitacji, różnica ciśnień, różnica gęstości wody. Reaktory mniejszej mocy natomiast, które mogą być zastosowane w Polsce, jak choćby BWRX-300 do celów ciepłownictwa i energetyki przemysłowej, to technologia kanadyjska. Pierwszy reaktor tego typu budowany ma być w prowincji Ontario, drugi już w Polsce, we Włocławku (dwie sztuki). Do tego można dodać dwa reaktory Rolls-Royce, które były planowane w Industrii koło Kielc, zarzucone przez obecny zarząd tej firmy. Ich moc miałaby 0,475 GW każdy. To z kolei technologia brytyjska.

Mało kto wie jednak, że i Polska próbuje rozwijać własną technologię reaktorów wysokotemperaturowych HTGR, chłodzonych helem, a nie wodą, do procesów przemysłowych i wielkopiecowych, których komercyjna moc wynosiłaby 0,28 GW. Na razie jesteśmy na zaawansowanym etapie projektowania prototypu w NCBJ w Świerku. Reaktor doświadczalny, który miałby być tam budowany, nosi nazwę HTGR-Pola. Na czele projektu stoi profesor Dąbrowski, istnieje zespół naukowy, który zajmował się do niedawna rozwijaniem projektu. Zajmował, bo rząd wstrzymał mu finansowanie. Potrzebne jest 140 mln zł w ciągu najbliższych trzech lat. Trwają próby odblokowania tego finansowania.

- Prośba o wsparcie -

Bez cenzury. Bez kompromisów. Dzięki Tobie i z Tobą!

Bezkompromisowo przedstawiamy prawdę o Polsce i Świecie bez względu na działania aktualnej cenzury. Nie chodzimy na kompromisy. Utrzymujemy się z reklam i Twojego wsparcia. Jeśli chcesz wolnych mediów – WESPRZYJ NAS!

Skąd brać uran?

Jest wiele krajów, które posiadają te złoża, w tym stabilne politycznie. Australia ma największe złoża, ponadto Kanada, Kazachstan, Namibia, Niger oraz USA i Rosja rzecz jasna. U nas występują niewielkie złoża na Mierzei Wiślanej, Dolnym Śląsku, także mamy możliwość pozyskiwania pewnych ilości uranu w procesie oczyszczania miedzi. Ale uruchomienie naszych złóż i budowa zakładów wzbogacania uranu byłaby niezbyt opłacalna przy jednej, a nawet dwóch działających elektrowniach jądrowych. Co innego przy bardziej rozbudowanej energetyce tego typu. Bardziej opłacalne przy niedużym udziale energetyki jądrowej jest sprowadzenie gotowych do włożenia do reaktora prętów paliwowych z Korei Południowej, Francji, Kanady czy kilku innych krajów. Bo paliwa tego elektrownia potrzebuje bardzo mało.

Ile bloków jądrowych o jakiej mocy docelowo powinno w Polsce pracować?

W Polsce powinniśmy mieć co najmniej 10–12 GW mocy w trzech dużych elektrowniach jądrowych, czyli Pomorze, Bełchatów oraz Konin. Te dwa ostatnie to tereny powęglowe lub tam, gdzie węgiel się kończy. Trzeba je ratować przed ekonomiczną zagładą, a elektrownie jądrowe uratują część miejsc pracy i stworzą nowe. Dadzą perspektywy na przyszłość. Oprócz tego w 30 mniejszych jednostkach różnych typów, jak BWRX-300 czy choćby Rolls-Royce, produkowane byłoby ciepło i prąd dla poszczególnych zakładów. Możliwe są i inne technologie. Docelowo, około roku 2040, jedna trzecia energii winna być produkowana w elektrowniach jądrowych, tyle też z węgla, a także podobna ilość OZE, plus wspierający niestabilne źródła gaz. Zapotrzebowanie na energię po uwzględnieniu sztucznej inteligencji wyniesie wówczas nawet 300 TWh/rok, wobec 170 TWh/rok obecnie. Prognozy rządowe są nieco niższe, ale one nie uwzględniają jeszcze sztucznej inteligencji. Jest więc miejsce dla różnych technologii.

Dlaczego twierdzi Pan, że budowa elektrowni atomowych jest blokowana i traktowana nierówno?

Lobbyści konkurencyjnych źródeł energii mieli i mają wpływ na polityków, bardzo źle im doradzając, wręcz wprowadzając w błąd. Przykładowo podpowiadają, że OZE ma najniższe koszty produkcji energii, bo wiatr nic nie kosztuje, podobnie jak Słońce. Milczą natomiast o ogromnych kosztach stabilizacji całego systemu opartego na źródłach pogodozależnych, jak w Niemczech, gdzie stało się to podłożem kryzysu energetycznego. Ponieważ dochodzą wówczas koszty monstrualnej rozbudowy sieci, która musi przenosić obciążenia, co prawda chwilowe, ale równe pięciokrotnej wartości średniej mocy wydzielonej dla wiatraków. Oraz budowy źródeł zastępczych, szczytowych, głównie gazowych, a gazu przecież nie mamy, i sprowadzamy go w dużej części jako bardzo drogi gaz skroplony.

A w przypadku elektrowni gazowej, aż 80 proc. ceny energii to właśnie cena surowca! Tak produkowany prąd nie będzie tani, co widać po Niemczech czy Wielkiej Brytanii, mających duży udział OZE w systemie i najwyższe w Europie ceny energii. Koszty blackoutów także trzeba tu doliczyć, wraz ze wzrostem OZE w systemie takie ryzyko rośnie. I koszty zabezpieczania się przed tym podobnie. Ale niewykształceni i po prostu głupi politycy (różnych zresztą opcji), ulegają tej propagandzie, niczego nie analizując. Na to nakłada się i działalność obcej agentury wpływu. Weźmy choćby fundację Heinrich Boll Stiftung, finansowaną bezpośrednio z budżetu Niemiec, jeżdżącą po Polsce, organizującą konferencje i wykłady, wymierzone w polski atom. Szereg polskich podmiotów też jest przez Niemcy finansowanych. Moim zdaniem Zieloni i Eko-Unia choćby. W interesie Niemiec nie jest to, byśmy mieli w miarę tanią energię w dużej ilości, bo będziemy się rozwijali szybciej od nich. Chcą nas energetycznie uzależnić.

W latach 2009, kiedy niby zapadła decyzja, że budujemy atom na Pomorzu, aż do 2017 roku nie zrobiono nic, mydlono jedynie oczy, że coś się robi. W marcu 2017 roku zaczęto robić Raport Środowiskowy potrzebny do Decyzji Środowiskowej, robiono go przez 5 lat! Rekord świata. Dopiero w latach 2022–2023 zaczęto wydawać rozmaite zgody, program ruszył z miejsca, ale po wyborach 2023 roku został bardzo mocno okrojony oraz opóźniony. Przykładem jest tu zarzucenie prac w połowie 2024 roku nad elektrownią jądrową Konin-Pątnów, która miała być budowana w technologii koreańskiej przez konsorcjum KHNP, a ze strony polskiej spółkę PGE-PAK Energia Jądrowa. W połowie lat 30. miała dać Polsce 22 TWh energii. Zresztą i projekt na Pomorzu czwarty raz z kolei został opóźniony o kolejne 3 lata. Tak więc można powiedzieć, że program energetyki jądrowej jest i był po cichu sabotowany przez najwyższe gremia decyzyjne w państwie.

Dla porównania, jeśli ktoś naprawdę chce budować atom, robi to i tyle. Zjednoczone Emiraty Arabskie – miejscowość Barakah, decyzja w 2008 roku, w 2012 wbicie pierwszej łopaty, a w 2024 roku ukończenie i oddanie do eksploatacji czwartego z kolei bloku elektrowni równej mocą tej w Bełchatowie 5,6 GW. My po tylu latach jesteśmy na etapie projektowania, nie mamy zgody na budowę ani akceptacji UE dla pomocy publicznej. Jak to inaczej nazwać niż świadomy sabotaż wobec budowy w Polsce stabilnego oraz pewnego źródła energii, nieobciążonego podatkiem ETS? Więc ostatecznie sabotaż wobec polskiej gospodarki. My już nie ufamy politykom! Mówią jedno, drugie robią. Fakty są faktami. Żarnowiec pogrzebały decyzje na najwyższym szczeblu. Podobnie jak ostatni projekt w Pątnowie.

No ale budowa bloków jądrowych jest najdroższa w porównaniu z innymi źródłami energii.

Zależy jaką metodę liczenia się zastosuje i jakie parametry wyjściowe przyjmie. Sam kiedyś pracowałem w Agencji Rynku Energii przy programie Energy and Power Evoluation Program, który optymalizował w latach 90., jakie bloki energetyczne powinny być budowane. Nawet niewielka różnica we wprowadzonych danych czyniła wielką różnicę w ostatecznych wynikach. Jeśli przyjmie się parametry, że wiatraki morskie mogą pracować ze średnim wykorzystaniem mocy, jak podają producenci, na poziomie 50–60 proc., to otrzymamy zupełnie inne wyniki ich opłacalności i kosztów energii niż wtedy, gdy oprzemy się choćby na rzeczywistych danych ze Szwecji, czyli średniorocznego wykorzystania mocy tych wiatraków na poziomie 28–33 proc. Podobnie jest z energetyką jądrową.

Jeśli przyjmiemy założenie, że pracuje przez 40 lat zaledwie jako źródło szczytowe, uzupełniające dla OZE, a więc sprzedając na rynku dużo mniej energii, niż mogłaby, wówczas ta energia w istocie wyjdzie monstrualnie droga, bo trzeba przecież spłacać wiele lat wysokooprocentowany kredyt. Co innego, gdy przyjmie się założenie pracy przez 80 lat jako źródła podstawowego, pracującego z mocą mniej więcej 80–100 proc. możliwości.

Wtedy jest to energia porównywalna cenowo z najtańszą na polskim rynku energią z węgla brunatnego. Ale w przeciwieństwie do tamtej, nieobciążona opłatami ETS.

Oprocentowanie kredytu ma ogromny wpływ na cenę energii elektrycznej z atomu. A to oprocentowanie zależy od przyjętego modelu finansowania i stopnia ryzyka dla projektu.

Ważna jest również metoda, jaką wykonujemy obliczenia. Stosowana powszechnie tzw. LCOE obarczona jest dużym błędem, bo nie uwzględnia kosztów współpracy z siecią poszczególnych źródeł energii. Tylko dlatego wiatr i Słońce wychodzą tak tanio, liczone tą metodą. Ale to jest zafałszowany rachunek, społeczeństwo bowiem musi ponosić całość kosztów funkcjonowania systemu energetycznego, a nie jedynie koszt energii na wejściu do sieci. Metoda optymalna w tej sytuacji wydaje się ta, która uwzględnia stosunek energii, jaką trzeba włożyć w dane źródło, do energii otrzymanej z niego. Włożonej energii od wydobycia surowca poczynając, poprzez inwestycję, a kończąc na likwidacji całego obiektu i utylizacji odpadów. Energetyka jądrowa wypada tu najkorzystniej, bo ma ten współczynnik na poziomie 75! Węgiel na poziomie 30, i jest tu lepszy od gazu! A źródła wiatrowe i słoneczne na poziomie kilku zaledwie. Gospodarka wodorowa ma natomiast współczynnik ujemny, bo 0,5. Czyli wkładając jednostkę energii, otrzymujemy jej połowę.

Dlaczego proponuje Pan referendum dotyczące rozwoju energetyki jądrowej w Polsce?

Nasze środowisko nie wierzy już politykom. Udowodnili, że są niewiarygodni. Przed wyborami mówili o rozwoju atomu w Polsce, potem następowało co innego, ciągłe zwlekanie, odkładanie zasadniczych decyzji na czas nieokreślony. Tak straciliśmy kilkanaście lat, tego czasu nie będzie już można odrobić. To wielka przegrana cywilizacyjna dla Polski. Nasz rozwój jest jakby na zaciągniętym hamulcu ręcznym, bo bez taniej i dostępnej energii nie da się kraju rozwijać, nawet, jeśli inne inwestycje doszłyby do skutku! Dlatego chcemy się odwołać bezpośrednio do społeczeństwa i wymusić pewne decyzje na władzach. Inaczej się nie da. Mamy świetny przykład CPK, którego przecież miało nie być! Wystarczy, że odpowiednio duża część społeczeństwa się zaangażuje w tę sprawę. To referendum możemy wygrać teraz, kiedy ¾ ludzi, niezależnie od politycznych przekonań, za atomem się opowiada. Jest natomiast zagrożenie, że tak duże poparcie może się z czasem zmniejszyć, i wtedy to nasi przeciwnicy mogą chcieć przeprowadzić referendum. Byłby też to potężny argument wobec UE, by Polska była wyłączona z przywilejów dla OZE. Drugie pytanie referendum właśnie dotyczy zrównania w prawach technologii energetyki jądrowej z OZE. Wtedy nasza elektrownia budowana na Pomorzu mogłaby pracować w podstawie systemu, a nie jako źródło szczytowe, dopasowane do nierównej pracy wiatraków i paneli słonecznych. A taki warunek przecież dostali od Komisji Europejskiej Czesi w Dukovanach. To zupełnie inna cena energii z tej elektrowni.

Czy uważa Pan, że pozytywny wynik referendum coś wskóra wśród polityków uzależnionych od Brukseli, skąd płynie wyraźny rozkaz inwestycji tylko w wiatraki i fotowoltaikę?

To będzie potężny argument, również w kampanii wyborczej. Zlekceważenie woli społeczeństwa i uległość wobec obcych ośrodków decyzyjnych. Ponadto zamierzamy w takim przypadku zaskarżyć podobne decyzje do Trybunału Stanu. Poprosimy również o pomoc i Prezydenta. Jeśli doprowadzimy do referendum, będziemy mieli czas antenowy w telewizji i radiu. Wtedy jest już naszą sprawą, by przekonać społeczeństwo. Jako inżynierowie, nieubiegający się o żadne funkcje państwowe, jesteśmy bardziej wiarygodni od polityków. My nie musimy kłamać.

Najnowsze