Tak twierdzą źródła kilku mediów – Departament Wojny USA zatwierdził dostawę rakiet Tomahawk na Ukrainę i zasugerował, że taka ostatecznie nie wpłynie negatywnie na amerykańskie zapasy, Informację taką podało CNN, dodając, że ostateczna decyzja należy jednak do Donalda Trumpa.
Według CNN, to ważny krok, ale jeszcze nie decydujący. Stacja powołuje się na amerykańskich i europejskich wysokich urzędników. Zaraz po spotkaniu Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim 17 października, opcja ta wydawała się być definitywnie wykluczona. Prezydent, dzień przed tym spotkaniem, najwyraźniej wycofał się z obietnicy, deklarując, że nie chce „uszczuplać” amerykańskich rezerw, co miało miejsce tuż po rozmowie telefonicznej z Władimirem Putinem.
Od tego czasu Trump ma być coraz bardziej sfrustrowany grą Rosji. Stan rezerw USA stanowił podobno jedną z głównych przeszkód w dostawach tej broni. Wojsko zamówiło zaledwie 57 sztuk pocisków Tomahawk do 2026 roku, co jest liczbą niewystarczającą, aby producent, Raytheon, mógł szybko zwiększyć produkcję. Musiałyby one zatem zostać pobrane z zapasów.
Okazuje się, że Pentagon jednak nie wydaje się tym pomysłem zaniepokojony, prawdopodobnie uznając swoje rezerwy za wystarczające. Pozostaje pytanie, czy Donald Trump tym razem zdecyduje się na taki krok? W tym kontekście przywołuje się sankcja na koncerny naftowe Rosji i odwołanie spotkania z Putinem w Budapeszcie.
Są jednak i problemy. Tomahawk został pierwotnie opracowany dla Marynarki Wojennej USA i jest używany głównie na okrętach podwodnych lub nawodnych, których Ukraina nie ma w wystarczającej ilości. Jednak w 2024 roku armia USA opracowała nową wyrzutnię lądową o nazwie Typhoon. Każda bateria składa się z czterech wyrzutni i może wystrzelić 16 pocisków Tomahawk. Tylko, że są one dostępne w bardzo ograniczonej liczbie i nawet armia amerykańska dysponuje obecnie tylko dwiema bateriami po cztery wyrzutnie, a piechota morska tylko jedną.
Analitycy wojskowi wskazują, że Tomahawk może być również wystrzeliwany z wyrzutni JLTV, ale ta może wystrzelić jednorazowo tylko jeden pocisk. Pojawia się również kwestia szkolenia ukraińskich żołnierzy w obsłudze wyrzutni. Stany Zjednoczone prawdopodobnie musiałyby także dostarczyć danych dotyczących namierzania i planowania lotu, co często zależy od decyzji amerykańskiego wywiadu. Chociaż Tomahawk nie jest magiczną kulą, która zmieniłaby bieg konfliktu, to dałby Ukrainie możliwość przeprowadzania uderzeń na dużą odległość, z zasięgiem 1700 kilometrów mógłby zniszczyć kluczowe obiekty wojskowe w Rosji.
Źródło: Le Figaro

