39-letni podejrzany o włamanie do muzeum w Luwrze jest znany również z innych kradzieży, ale do sądu karnego w Bobigny trafia sprawa o… uszkodzenie lustra w komisariacie policji.
To jeden z dwóch mężczyzn najpierw zatrzymanych za napad na Luwr. Będzie w środę sądzony w Bobigny, ale nie za kradzież, ale jak wskazał paryski prokurator, za „uszkodzenie lustra na komisariacie policji w przypływie złości”, kiedy to przebywał w areszcie w związku z zupełnie inną sprawą, której mu nie umorzono.
39-latek jest już znany także z rozbojów z użyciem przemocy popełnionych w latach 2008 i 2014, a także znajdował się pod nadzorem sądowym w innej sprawie o „rozbój z użyciem przemocy”, w której proces ma się rozpocząć w listopadzie.
Zdaniem prawników oskarżonego, prokuratura przekazuje „ryzykowne publiczne komunikaty, które mają wprowadzać opinię publiczną w błąd, co do prawdziwego profilu podejrzanego”. Ich zdaniem, „w tej starej sprawie” (z 2019 r.) śledczy „nie znalazł dowodów na poparcie zarzutów kradzieży”.
„Chociaż uznano go za niewinnego, został jednak aresztowany. Ten nieuzasadniony środek wywołał jego gniew i dlatego zostaje teraz postawiony przed sądem karnym w Bobigny za… uszkodzenie lustra na komisariacie policji w tego typu szczególnych okolicznościach ” – oświadczyła jego obrona. Jej zdaniem, chodzi o rodzaj dodatkowej zemsty państwa za włamanie do Luwru.
Prokurator podawał wcześniej, że ten mężczyzna to „taksówkarz bez licencji”, który mieszkał w podparyskim Aubervilliers. W śledztwie dotyczącym Luwru, „jego DNA znaleziono na jednej ze zniszczonych gablot, a także na przedmiotach porzuconych podczas ucieczki sprawców” – twierdzi prokurator.
Skradzione klejnoty z Luwru, których wartość oszacowane na 88 milionów euro, nadal nie zostały odnalezione.
Źródło: Le Figaro

