Aktorka Justyna Bartoszewicz w rozmowie z PAP powiedziała, że na scenie teatralnej nie czuje się bezpieczna. Na portalach społecznościowych opisała sytuację, w której jeden z widzów podczas spektaklu w Teatrze Wybrzeże fotografował lub nagrywał nagich aktorów.
Bartoszewicz napisała, że po premierze spektaklu „Memling. Historia końca świata” w reż. Agaty Duda-Gracz, w którym grała, dowiedziała się od swojej koleżanki, iż jeden z widzów „bez żadnego wstydu wyjął telefon i zaczął nagrywać scenę, w której aktorzy odgrywają nagie postacie z obrazu Memlinga”. Dodała, że kobieta zareagowała „szturchnięciem kolanem niesubordynowanego widza”.
Pod wpisem aktorki pojawiło się wiele komentarzy zarówno widzów, jak i ludzi związanych z teatrem: „To ważne, że o tym piszesz”, „To przygnębiające. Ale nie mniejszym problemem jest sprawdzanie godziny i SMS-ów podczas spektaklu (…)”, czy „Niestety, jest to nagminne i kompletnie nie zależy od wieku – od młodych po, wydawałoby się, zacnych. W piątek miała miejsce podobna sytuacja, a pani, której zwrócono uwagę, jeszcze długo dawała do zrozumienia, że nie rozumie, co jest w tym niewłaściwego”.
Bartoszewicz w rozmowie z PAP powiedziała, że informacja przekazana przez znajomą – o widzu, który wyjął telefon – zdenerwowała ją i przygnębiła.
– Nie mam szans tego zauważyć, ponieważ nie widzę publiczności. Niestety sama świadomość, że takie sytuacje mogą się powtórzyć, sprawia, że jako aktorka nie czuję się na scenie bezpiecznie – powiedziała.
Wyjaśniła, że zdjęcia czy nagrania wykonane przez widzów mogą później zostać wykorzystane na wiele sposobów. – Oczywiście byłoby to działanie wbrew prawu, bo takowe nas, jako artystów chroni. Jednak zanim procedury prawa autorskiego zadziałają, nie mam żadnego wpływu na to, do czego może zostać wykorzystany dany materiał. Nie ma tu różnicy, czy ktoś robi to dla celów własnych, czy planuje opublikować — jest to równie, dla mnie jako aktorki, niekomfortowe – stwierdziła.
Artystka przyznała, że nie rozumie, dlaczego widzowie robią zdjęcia lub filmują aktorów podczas spektaklu. Podkreśliła, że ona – jako widz – kiedy ogląda przedstawienie, „chce coś przeżyć, a nie się zdystansować”.
Zaznaczyła, że takie zachowanie widzów bardzo utrudnia odbiór spektaklu innym, którzy zamiast spektaklu, zmuszeni są oglądać czyjś telefon.
– Irytujący jest również wibrujący sygnał – nie wszyscy zdają sobie sprawę, że taką wibrację naprawdę słychać, zarówno na widowni jak i na scenie, i że potrafi ono wybić z rytmu podczas grania – tłumaczyła.
Bartoszewicz przytoczyła również inne sytuacje, które zdarzają się w trakcie przedstawień teatralnych. – Moja koleżanka, wspaniała aktorka Dorota Kolak, nie zawahała się zabrać frytek widzom siedzącym w pierwszym rzędzie na spektaklu „Raj dla opornych”, którzy najwyraźniej pomylili teatr z fast foodem. Nie bała się też wyciągnąć paluszków z dłoni innych widzów podczas intymnego, granego blisko publiczności spektaklu „Matka” – powiedziała.
Wskazała również na aktora Roberta Zawadzkiego, który podczas spektaklu „Szewcy”, gdy przebiegał nago przez scenę i po raz kolejny usłyszał migawkę aparatu, „wykazał się odwagą” i przerwał przedstawienie.
– Zszedł ze sceny, ubrał się, a następnie poinformował, że nie życzy sobie robienia zdjęć w takiej sytuacji, ponieważ go to dekoncentruje i obniża poziom spektaklu. Robert otrzymał brawa, zawstydzony widz przestał, a spektakl mógł być kontynuowany – wspomniała aktorka.
Dodała, że sama nigdy nie przerwała spektaklu, chociaż – jak zaznaczyła – miała ku temu okazję. – Na przykład wtedy, gdy dzieci rzucały we mnie cukierkami podczas monologu Julii w porannym spektaklu „Romeo i Julia”. To było zaraz po szkole, kiedy dopiero wdrażałam się w zawód, i wtedy nie przyszłoby mi do głowy, żeby przerywać spektakl. Traktowałam to raczej jako naukę skupienia się w trudnych warunkach – powiedziała.
Były dyrektor Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku Dominik Nowak powiedział PAP, że szczególnie naganne jest fotografowanie aktorów w scenach intymnych. Zaznaczył, że takie zachowanie jest absolutnie niedopuszczalne.
– W teatrze zawsze dbaliśmy o to, by podobne zdjęcia nie były wykonywane nawet przez naszych fotografów podczas sesji promujących spektakle. Nagość na scenie jest szczególną formą ekspresji artystycznej i niezwykle ważne jest, by takie obrazy służyły wyłącznie zaplanowanym celom artystycznym, a nie funkcjonowały w przestrzeni publicznej czy prywatnej bez jednoznacznej zgody twórców – powiedział.
Jego zdaniem do sytuacji, w których widzowie robią zdjęcia w trakcie spektaklu, dochodzi bardzo rzadko. – Staramy się uświadamiać naszym widzom, że chwalenie się takimi materiałami w mediach społecznościowych nie jest dowodem zainteresowania kulturą, lecz raczej świadczy o braku wychowania – stwierdził.
Dodał, że oprócz kwestii braku zgody osób fotografowanych czy naruszenia praw autorskich, takie zachowanie zwyczajnie przeszkadza pozostałym widzom w odbiorze spektaklu.
Bartoszewicz zaznaczyła, że w niektórych zagranicznych teatrach widzowie na czas widowiska zobowiązani są do umieszczenia swojego urządzenia w specjalnym etui, które blokuje do nich dostęp. Dodała, że są też miejsca, gdzie jest wymagane pozostawienie telefonu przed wejściem na widownię. – Nie są to złe rozwiązania, niemniej w pewnym sensie naruszają wolność widza. Mam nadzieję, że w naszym teatrze nie będzie potrzeby sięgania po takie środki – stwierdziła.
Po opublikowaniu wpisu przez aktorkę Teatr Wybrzeże zamieścił na swojej stronie przypomnienie, że „fotografowanie i nagrywanie spektakli jest kategorycznie zabronione”.
Podkreślono, że każde zdjęcie lub nagranie wykonane bez zgody teatru narusza prywatność aktorek i aktorów oraz obowiązujące w przestrzeni scenicznej zasady. Zaznaczono, że w przypadku stwierdzenia takiego zachowania osoby łamiące zakaz będą proszone o opuszczenie widowni.
„Zadbajmy razem o to, by teatr pozostał miejscem prawdziwego spotkania, tu i teraz” – napisali przedstawiciele gdańskiej sceny. – Cieszę się, że po sytuacji na spektaklu „Memling. Historia końca świata” rozgorzała dyskusja na temat savoir-vivre’u – zarówno w naszym zespole, jak i poza nim – powiedziała Bartoszewicz.Piotr Mirowicz

