Sytuacja na granicy między Izraelem a Egiptem na półwyspie Synaj staje się coraz bardziej napięta. Choć Waszyngton usiłuje ją łagodzić, doprowadzając do bezpośrednich rozmów między przedstawicielami armii i wywiadów Izraela i Egiptu, sytuacji to nie uspokoiło.
Kair ma pretensje do Tel-Awiwu, że ten bezprawnie zamontował wysokie wieże stacji nasłuchowych przy samej granicy, stale kontrolując sytuację na półwyspie Synaj stanowiącym integralną część Egiptu.
Tel-Awiw zaś oskarża Egipt, że ten ściąga na półwysep coraz więcej swoich wojsk i broni ciężkiej, co jest sprzeczne z porozumieniem pokojowym, zawartym między obydwoma państwami po ostatniej wojnie Jom Kipur w 1973 r.
W podtekście całej sprawy jest konflikt w Gazie. Egipt najzwyczajniej obawia się, że Izrael, dożynając Palestyńczyków, będzie chciał wypchnąć ich resztki do Egiptu, na co ten nie ma najmniejszej ochoty.
Ludobójstwo popełniane przez Izrael w strefie Gazy spowodowało zaostrzenie sytuacji na granicy izraelsko-egipskiej. Kair zaczął obawiać się, że Tel-Awiw, chcąc pozbyć się resztek dożynanych Palestyńczyków, wypchnie ich na jego terytorium. Około pół miliona Palestyńczyków już przeszło z północnej części enklawy do południowej, w której panuje bieda i ekstremalne totalne zagęszczenie ludności – nie do utrzymania na dłuższą metę.
Nawet porozumienie pokojowe między Hamasem a Izraelem nie rozwiąże sprawy. Na północ Palestyńczycy nie mają do czego wracać. Są tam same ruiny i zniszczona jest infrastruktura, bez której najzwyczajniej nie da się żyć. Żołnierze izraelscy celowo wysadzali w powietrze ocalałe budynki, by Palestyńczycy nie mieli do czego wracać.
Władze izraelskie od początku istnienia państwa Izrael robią wszystko, żeby pozbyć się Palestyńczyków i nie dopuścić do powstania na terytorium Palestyny dwóch państw: żydowskiego i arabskiego. Enklawa palestyńska w Gazie od dawna zresztą stanowiła dla Izraela coraz większe zagrożenie. Przyrost naturalny był w niej tak duży, że Palestyńczycy przestali się w niej mieścić. Wybuch wojny między Izraelem a strefą Gazy był tylko kwestią czasu. Wystarczyła zwykła prowokacja…
Niech idą mieszkać w krajach arabskich
Przywódcy Izraela od dawna mówią, że te kilka milionów Palestyńczyków może zamieszkać w krajach arabskich. To samo pewnie miał na myśli Donald Trump, który ogłosił koncepcję przekształcenia strefy Gazy w śródziemnomorską riwierę. Obecnie zmienił zdanie i usiłuje doprowadzić do zawarcia pokoju, ale czy jego plan wejdzie w życie, jest pod dużym znakiem zapytania. Nie jest ono akceptowane nawet przez najbliższych współpracowników izraelskiego premiera Binjamina Netanjahu.
Minister narodowego bezpieczeństwa Izraela Itamar Ben-Gwir otwarcie powiedział, że premier nie ma prawa przerywać działań bojowych przed osiągnięciem przez armię głównego celu, czyli rozgromienia Hamasu. Polityk ten stoi na czele skrajnych partii, skupiających żydowskich radykałów, bez głosów której koalicja rządząca Izraelem może nie przetrwać. Partia ta ustami swego lidera protestuje też przeciwko innym punktom planu Trumpa. Nie zgadza się na uwolnienie więźniów palestyńskich, odbywających w więzieniach izraelskich wyroki dożywotniego więzienia. Nie aprobuje też punktu zakładającego całkowite wyprowadzenie izraelskich wojsk ze strefy Gazy.
Także inny polityk z rządzącej koalicji, pełniący obowiązki ministra finansów Becalel Smotricz, stojący na czele partii „Religijnych Syjonistów” oświadczył, że jego partia zaakceptuje porozumienie tylko po całkowitej demilitaryzacji sektora Gazy i usunięcia z niej Hamasu. Według niego siły izraelskie powinny obsadzić też buforową strefę między Egiptem a strefą Gazy, by oddzielić Egipt od Palestyńczyków.
Obawy Kairu
Egipt obawia się, że nowe porozumienie w sprawie Palestyny nie wypali i krwawa jatka będzie dalej trwała. Zaczął więc gromadzić na Synaju siły wojskowe. Wywiad izraelski zarzuca Egiptowi, że ten zaczął rozbudowywać na półwyspie wojskową infrastrukturę. W przyspieszonym tempie ma modernizować lotniska i buduje podziemne korytarze, które mają jakoby służyć za magazyny rakiet. Wszystko to zdaniem Izraela stanowi naruszenie dwustronnego porozumienia między Izraelem a Egiptem. Na jego mocy Egipt może na Synaju utrzymywać tylko 26 tysięcy żołnierzy. W pobliżu granicy z Izraelem w ogóle może on utrzymywać tylko niewielkie siły bezpieczeństwa. Egipt zaś uważa, że Izrael zamontował bezprawnie nad granicą z Egiptem wieże obserwacyjne, na których zamontowany sprzęt zagląda głęboko na jego terytorium…
Oficjalnie władze Egiptu zaprzeczają, że przygotowują się do wojny z Izraelem. Twierdzą, że zwiększają ilość sił wojskowych na Synaju ze względu na konieczność zapewnienia swojego bezpieczeństwa. Wielokrotnie też podkreślały, że nie akceptują działań wojennych prowadzonych przez Izrael w strefie Gazy. Nadmieniły także, że nie zgadzają się na przesiedlenie ludności Gazy na terytorium innych państw.
Nie zamierzają jej zwłaszcza przyjąć u siebie. Obecnie sytuacja jest bardzo napięta. Wszystko wskazuje na to, że będzie się jedynie zaostrzać. Głodujący Palestyńczycy będą uciekać. Wśród uciekinierów znajdą się także członkowie Hamasu, którzy stanowić będą ogniska niepokoju. Prezydent Egiptu Abdel Fattach as-Sisi jest we trudnej sytuacji. Niewątpliwie nie chce on nowej wojny z Izraelem, ale jest pod dużym ciśnieniem własnej opinii publicznej, która współczuje Palestyńczykom, a Izrael uważa za przestępczy reżim. Egipski prezydent musi się z tym liczyć.