Strona głównaMagazynWyspy znikające. Powróciły katastroficzne wizje

Wyspy znikające. Powróciły katastroficzne wizje

-

- Reklama -

Kilka tygodni temu świat obiegła wiadomość, że jedna trzecia mieszkańców położonego w Oceanii państwa Tuvalu – dokładnie 3 125 osób – złożyła wnioski w australijskiej loterii wizowej, chcąc najwyraźniej opuścić swój tropikalny raj.

Niemalże w tym samym czasie grupa mieszkańców Wyspy Sobieszewskiej przekazała na ręce prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz popartą ponad czterema tysiącami podpisów petycję w sprawie „zatrzymania zmian przestrzennych” i „ochrony unikalnego charakteru” Wyspy. Autorzy petycji protestują przeciwko „intensywnemu zabudowywaniu Wyspy” przez deweloperów – obecne plany zagospodarowania przestrzennego pozwalają bowiem na gęstą i bardzo wysoką zabudowę. Mowa o hotelach i apartamentowcach wznoszonych tuż przy tamtejszych plażach, które „spowodują napływ dziesiątek tysięcy mieszkańców stałych, czasowych lub turystów”.

Te z pozoru niezwiązane ze sobą informacje, dotyczące w dodatku miejsc odległych od siebie o tysiące kilometrów, leżących na innych półkulach, w całkowicie odmiennych strefach czasowych i klimatycznych, mają wszakże jeden wspólny mianownik. Nie chodzi bynajmniej o to, że w obu przypadkach dotyczą one wysp, żyjących w dodatku głównie z turystyki. Tuvalu to archipelag trzech koralowych wysepek i sześciu atoli o łącznej powierzchni zaledwie 24 km², zamieszkały przez ok. 10 tys. osób. Do czasu uzyskania niepodległości w 1978 r. znany był jako Wyspy Lagunowe lub Ellice, wchodzące w skład Brytyjskich Wysp Pacyfiku. Formalnie Tuvalu jest monarchią – głową państwa jest tu brytyjski król Karol III, na co dzień rządzone jest jednak przez miejscową starszyznę.

Z kolei Wyspa Sobieszewska liczy znacznie mniej, bo nieco ponad 3 tysiące ludności, za to powierzchnię ma o połowę większą (36 km² ) i oczywiście nie jest niepodległym państwem – od 1973 r. stanowi część Gdańska na tyle peryferyjną, że w połowie lat dziewięćdziesiątych XX w. zrodziła się nawet oddolna inicjatywa odłączenia się od miasta i utworzenia odrębnej gminy wiejskiej, do czego ostatecznie nie doszło. I chociaż do czasu otwarcia w 2018 r. nowoczesnego mostu zwodzonego połączona była ze stałym lądem dość prymitywną przeprawą pontonową, jej wyspiarski charakter jest stosunkowo świeżej daty – powstała dokładnie 31 marca 1895 r. z chwilą otwarcia Przekopu Wisły. Z trzech stron otaczają ją szerokie na kilkaset metrów rzeki (Martwa Wisła, Wisła Śmiała i wspomniany Przekop), jedynie od północy jej brzegi obmywa Zatoka Gdańska, tworząca niezwykle atrakcyjne, szerokie i piaszczyste plaże.

- Prośba o wsparcie -

Bez cenzury. Bez kompromisów. Dzięki Tobie i z Tobą!

Bezkompromisowo przedstawiamy prawdę o Polsce i Świecie bez względu na działania aktualnej cenzury. Nie chodzimy na kompromisy. Utrzymujemy się z reklam i Twojego wsparcia. Jeśli chcesz wolnych mediów – WESPRZYJ NAS!

Otóż tym, co obie te informacje – i oba te miejsca – łączy, są prognozy naukowców, według których zarówno archipelag Tuvalu, jak i Wyspa Sobieszewska niebawem znikną pod wodą. Ma to być jeden ze skutków ocieplenia klimatu i związanego z tym topnienia arktycznych i antarktycznych lodowców – to zaś z kolei spowoduje podniesienie się poziomu wód tzw. oceanu światowego, co za tym idzie – wszystkich połączonych przecież ze sobą mórz i oceanów. W odniesieniu do Tuvalu, którego wyspy są płaskie (żadna nie jest wyższa niż 5 m n.p.m.) raport ONZ już w 1989 r. alarmował, że w 2050 roku cały archipelag pogrąży się w oceanie. Pod egidą Narodów Zjednoczonych zawarto nawet specjalny traktat przewidujący, że kiedy woda zacznie zalewać wyspy, wszystkich mieszkańców ewakuować ma Królewska Marynarka Wojenna Nowej Zelandii.

O tym, że położone bliżej morza dzielnice Gdańska zostaną zalane, pisano już w 1995 r. Przyczyną globalnego wzrostu temperatury o ok. 2,5ºC wówczas miała być tzw. dziura ozonowa powstała w wyniku stosowania freonu w lodówkach i dezodorantach – winę na emisję dwutlenku węgla przerzucono później. W tamtym czasie dominujący na świecie przemysł „cywilizacji białego człowieka” nie życzył sobie takich ograniczeń, a potencjalnie konkurencyjne gospodarki „rynków wschodzących” w rodzaju np. Polski nie stanowiły jeszcze realnego zagrożenia. Twierdzono więc, że za około pięćdziesiąt lat wszystkie niżej położone części Gdańska – w tym wspomniana Wyspa Sobieszewska – znajdą się na stałe pod wodą. Od tamtego czasu minęło już równo trzydzieści lat, zatem dwie trzecie z owych pięćdziesięciu i nic się nie zmieniło – a przecież według tamtych prognoz mieszkańcy tzw. dolnego tarasu miasta leżącego zaledwie kilka metrów nad poziomem morza, powinni już brodzić po kostki w wodzie lub przynajmniej poruszać się po grząskim, podmokłym gruncie… Nic z tego – wciąż jest jak było.

Teraz owe katastroficzne wizje…

…powróciły. Podczas szczytu klimatycznego COP 26 w Glasgow (31 X – 13 XI 2021) zaprezentowano film przedstawiający m.in. zatopione całkowicie gdańskie Stare i Główne Miasto – historyczna część Gdańska ma być regularnie zalewana już przed 2050 r. Na szczycie COP 28 w Dubaju (30 XI – 13 XII 2023 r.) opublikowano jeszcze bardziej precyzyjne mapy zalewowe, według których południowo-wschodnie dzielnice Gdańska (a zatem i Wyspa Sobieszewska) mogą być zalane w ciągu najbliższych 25 lat. Wskutek globalnego ocieplenia Hel zostanie odcięty od stałego lądu, a Mielno zniknie pod falami. Ucierpią także m.in. Szczecin, Elbląg, Tolkmicko, Frombork i Braniewo. „Takie rzeczy będą się działy w skali przewidywalnej dla następnego pokolenia” – twierdzi prof. dr hab. Tymon Zieliński z Instytutu Oceanologii PAN w artykule na stronie internetowej „Superekspresu” (25 III 2025 r.).

Tymczasem polscy przedsiębiorcy budowlani w owe prognozy najwyraźniej nie wierzą – inaczej nie topiliby setek milionów swoich złotych w budynki, które już za np. dwadzieścia parę lat miałyby zniknąć pod wodą. Jeszcze bardziej niezrozumiałe jest to, że ci sami deweloperzy w swej masie nie tylko głosują, lecz wręcz wspierają swoimi prywatnymi pieniędzmi dokładnie tych, którzy owe katastroficzne prognozy głoszą lub się pod nimi ochoczo podpisują. Kilkanaście lat temu głośno było w Gdańsku o forsowanych przez samorządowców Platformy Obywatelskiej planach budowy luksusowych hoteli i apartamentowców w pasie nadmorskim pomiędzy Brzeźnem a Jelitkowem, tuż przy plażach, kosztem znajdujących się tam terenów leśnych, w wielu miejscach tylko formalnie zwanych parkami. I jakoś nikt z zainteresowanych inwestorów nie obawiał się klimatycznego ryzyka związanego z takim przedsięwzięciem.

Czy podobna sytuacja występuje na wyspach Tuvalu – nie wiem. Fakt, że co trzeci ich mieszkaniec chce je opuścić, świadczyć może o tym, że przynajmniej tam w owe czarne prognozy wierzą. Chyba że – wykorzystując ogólnoświatową histerię – chcą po prostu poprawić swój byt, przenosząc się do państwa bardziej stabilnego nie tyle klimatycznie, co ekonomicznie.

Najnowsze