Podczas gdy Grzegorz Braun i związane z nim środowiska prawicowe przekonują, że wojna na Ukrainie „to nie nasza wojna”, premier Donald Tusk przedstawia diametralnie inne stanowisko. Szef rządu podczas Warsaw Security Forum oświadczył, że „jest to także nasza wojna”. Kreśli narrację, że jeśli tę wojnę przegramy, to konsekwencje będą dotykać następnych pokoleń w Polsce i na świecie.
Tusk otworzył dwudniową międzynarodową konferencję Warsaw Security Forum, w której udział biorą politycy, wojskowi i eksperci z obszaru bezpieczeństwa z 90 krajów. Na początku szef rządu warszawskiego stwierdził, że najważniejszym zadaniem wszystkich liderów opinii publicznej jest uświadomienie „do bólu, do głębi umysłów i głębi serc całej zachodniej wspólnoty, całej transatlantyckiej wspólnoty – że jest wojna”.
Dalej lider Platformy Obywatelskiej mówił, że pokój w tej części świata „nie jest czymś szczególnie specyficznym”. – Wręcz przeciwnie. I dlatego ten namysł nad bezpieczeństwem, nad wojną, nad pokojem, nad wspólnotą Zachodu, jest tak istotny – powiedział.
Tusk powtórzył po raz kolejny, że konflikt, który trwa w Ukrainie, jest również naszą wojną. – Musimy mieć świadomość, (…) że to jest nasza wojna, bo wojna w Ukrainie jest tylko częścią tego upiornego projektu, który raz na jakiś czas pojawia się na świecie. I celem tego politycznego projektu jest zawsze to samo. Jak zniewolić narody, jak odebrać wolność poszczególnym ludziom, co zrobić, żeby zatriumfowały autorytaryzmy, despocje, okrucieństwo, brak praw człowieka – mówił premier.
– Jeśli tę wojnę przegramy, to konsekwencje tego dotykać będą nie tylko naszego pokolenia, ale także następnych pokoleń. W Polsce, w całej Europie, w Stanach Zjednoczonych, wszędzie na świecie – ocenił Tusk.
Premier wyraził przy tym opinię, że Ameryka ma prawo domagać się od Europy większego zaangażowania, tak jak i Europa ma prawo oczekiwać od Ameryki priorytetowego traktowania wspólnoty transatlantyckiej, która – jak podkreślił – „gwarantuje przetrwanie naszego świata”.
Jednocześnie – jego zdaniem – zamiast pytać o to, jak przekonać amerykańskich sojuszników do większego i trwałego zaangażowania w kwestię ukraińską, priorytetem powinno być pokazanie, że Europa jest w stanie zmobilizować się do efektywnego działania.