Takie historie dzieją się we Francji, gdzie w publicznej telewizji France 5, w programie „C Politique” dziennikarka Judith Perrignon stwierdziła, że pogrzeb przypominał jej „duże wiece nazistowskie”, czyli słynne „Parteitagi”
Na tym nie koniec. W programie, który prowadził dziennikarz France Inter, Thomas Snégaroff, padło też stwierdzenie, że „amerykańska supremacja białych jest całkowicie związana z rasistowskim myśleniem Hitlera”. Na tle materiału filmowego z uroczystości żałobnych po zamordowani konserwatywnego polityka Charliego Kirka, wspomniana Perrigon twierdziła, że „te obrazy przywodzą mi na myśl wiece z lat 30. XX wieku. Ten związek (z faszyzmem) wciąż istnieje” – dodała.
Przypomnijmy, że kiedy Po ataku terrorystów islamskich na redakcję „Charlie Hebdo” w 2015 roku spopularyzowano hasło „Jestem Charlie”. Kiedy teraz użył go dziennikarz Guillaume Erner w publicznym radiu France Culture w odniesieniu także do Charliego Kirka i opowiedział o „dwóch Charlich”, został zmuszony do publicznych przeprosin i złożenia samokrytyki.
Historie wokół komentowania śmierci amerykańskiego influencera doskonale ilustrują „lewackie odchylenie” francuskich mediów. Dezinformowanie w sprawie morderstwa Charliego Kirka miało miejsce w wielu krajach. W Polsce jeszcze 22 września usłyszałem w publicznym radiu „redaktora”, który łgał o tym, że Kirk chciał „kamieniować homoseksualistów”…
Jednak francuski poziom dezinformacji to już histeryczna reakcja na to, że ich „ustalone kanony poprawności politycznej” za prezydentury Donalda Trumpa rozsypują się w proch, a tsunami wolności słowa zaczyna docierać do brzegów Europy.
Prasa francuska i media tzw. głównego nurtu skompromitowały się zupełnie, chociaż podobno w systemie medialnym „fałszywe wiadomości” mają być „charakterystyczne dla skrajnej prawicy”. Morderstwo Kirka pokazało, że jest akurat całkiem odwrotnie. Media francuskie systematycznie przedstawiały „czarny” portret Charliego Kirka. Tak zrobiło „Libération” z 12 września, sugerując nawet, że Charlie Kirk pochwalał atak młotkiem męża przewodniczącej Izby Reprezentantów USA, demokratkę Nancy Pelosi, chociaż w rzeczywistości Kirk ten akt potępił.
W „Liberation” przedstawiano amerykańskiego konserwatystę jako mizogina, rasistę i homofoba, ale nie przytaczając na to żadnych konkretnych dowodów. „Libération” wystarczyło np. jego stwierdzenie, że gospodynie domowe stanowią stabilny element społeczeństwa. Dla tej lewicoej gazety sprzeciw wobec aborcji to już z kolei „mizoginia”.
Program „C ce soir” w publicznej telewizji France TV przedstawił sylwetkę ofiary w podobny sposób. We wszystkich „postępowych mediach” padały nie poparte niczym oskarżenia. Kirk był zwolennikiem „teroii spiskowych”, „białej supremacji”, „putinofilem” i „protofaszystą”, „antysemitą” i „islamofobem” jednocześnie. Na antenie publicznej telewizji kilka osób, jak Stephen King (który później przeprosił), czy Caroline Fourest, twierdziło podobnie jak redaktor z Jedynki” PR, że Charlie Kirk opowiadał się za „kamienowaniem homoseksualistów”, wyrywając z kontekstu fragment, w którym cytował on fragment Starego Testamentu, zaczerpnięty z Księgi Kapłańskiej, ale tylko po to, by dodać, że Biblii nie można interpretować dosłownie…
Przypomnijmy, że kolejna oś dezinformacji dotyczyła profilu zabójcy. Jeśli już się zradykalizował to przez Trumpa i ruch MAGA. Strzelec wyrył „antyfaszystowskie” hasła na łuskach, ale w obszernych artykułach twierdzono, że to pewnie wpływ… gier komputerowych. Przypominano, że Tyler Robinson pochodzi z rodziny republikańskich mormonów. Wychodziło na to, że to „ultrakonserwatysta rozczarowany trumpizmem”…
Niewygodne było, że Robinson mieszkał z mężczyzną pragnącym dokonać zmiany płci, a tranzycji płciowej sprzeciwiał się Charlie Kirk. Tygodnik „Le Nouvel Obs” jednak nie czekał na identyfikację zabójcy, ale cytował „tłumacza Mein Kampf i znawcę historii Niemiec” Oliviera Mannoniego, który bredził o celowej prowokacji i „wykorzystaniu tego morderstwa do ustanowienia represyjnego reżimu”, powołując się na… podpalenie Reichstagu przez reżim nazistowski”. Jak widać ich „ulubiony argument „ad hitlerum” ma się ciągle dobrze i jest używany zawsze, kiedy argumentów brakuje…
Źródło : Le Figaro/ Valeurs