Rodzice masowo protestują przeciwko uczestnictwu ich dzieci w nieobowiązkowym przedmiocie „edukacja zdrowotna”, który pod niewinnie brzmiącą nazwą przemyca chociażby nauczanie edukacji seksualnej wg standardów WHO od IV klasy szkoły podstawowej. Niektóre szkoły już teraz stosują perfidne manipulacje, aby dzieci jednak na lekcjach „przytrzymać”. A to dopiero początek działań obecnego rządu przeciwko oświacie – ostrzega Hanna Dobrowolska, koordynator Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły.
Julia Gubalska: – Czy ocena podstawy programowej przez szkołę zawartej w programie nauczania przedmiotu edukacja zdrowotna zależy dzisiaj od ścieżki poglądowej, jaką wyznacza dyrekcja danej szkoły?
Hanna Dobrowolska: – Tak, to prawda. Dyrekcja jest odpowiedzialna za to, jaki kontekst nadaje przedmiotowi. Ale chcę przestrzec rodziców, ażeby nie dawali się wprowadzać w błąd, ponieważ rozpowszechniane są po prostu kłamliwe informacje, bardzo niebezpieczne. Jedna z nich jest taka, że do 25 września wszyscy muszą chodzić na ten przedmiot, ponieważ ten termin jest graniczny i od tego momentu obowiązuje ewentualna rezygnacja. To nie jest prawda. Rezygnacja obowiązuje od zaraz. Rodzice, którzy złożyli swoje deklaracje w czasie wakacji do sekretariatów szkół, które były otwarte, powinni wiedzieć, że ich oświadczenia obowiązują. Ich podpis jest ważny, więc ich dzieci nie muszą uczestniczyć w zajęciach edukacji zdrowotnej, która znalazła się w ramówce zajęć jako przedmiot nieobowiązkowy.
Tymczasem dzieci są przymuszane do uczestnictwa. To są często dzieci bardzo małe, uczniowie klasy czwartej czy piątej. Następna manipulacja to umieszczenie edukacji zdrowotnej w środku zajęć lekcyjnych, pomimo że jest to przedmiot nieobowiązkowy. I tak jak religia powinien zawsze być na początku czy na końcu. Tymczasem edukacja zdrowotna pojawia się w środku. Po pierwsze jest to bezprawie, ponieważ przedmioty nieobowiązkowe powinny być na pierwszej czy ostatniej lekcji. Po drugie jest to wywieranie presji na to, ażeby dzieci zostały w klasie i brały w pośredni sposób udział w tej lekcji, bo nie ma ich co posyłać do świetlicy. Zaprotestować mogą trójki klasowe na wywiadówkach, rady rodziców do dyrektora szkoły, ewentualnie poinformować ostatecznie kuratorium, bo jest to działanie niezgodne z prawem. Nawet jeżeli rodzic jeszcze nie złożył deklaracji, bo się zastanawia i takie jest jego święte prawo, to dziecko również nie powinno uczestniczyć w tych lekcjach, ponieważ są to lekcje nieobowiązkowe. A presja również jest stosowana jako marketingowy chwyt: „zobacz, przekonaj się, właściwie cała klasa tam jest, więc wszyscy idziemy”. Jest to próba wywierania presji na rodzicach przez dzieci, które będą chciały tam chodzić.
Jest również tak, że każdy rodzic ma prawo żądać poświadczenia swojej rezygnacji. A więc przynieść dwa oświadczenia i na jednym mieć pieczątkę, że on deklarację rezygnacji złożył. Bardzo często jest tak, że sekretariaty szkół odmawiają takiej parafki, nie chcą przybić pieczątki – jaka jest tego intencja? Sam taki gest odmowy sugeruje złe intencje i brak woli przyjęcia takiego oświadczenia w przyszłości. Bądź też przekonywania ponownie rodziców, żeby zmienili zdanie, wszystkie takie metody „rozmiękczające”. Ale już jednym z najbardziej skandalicznych przykładów, jakimi chciałam się tutaj z Państwem podzielić, jest sytuacja, w której powiedziano, że edukacja zdrowotna będzie realizowana w ramach basenu, który był już zaplanowany. Wszystkie dzieci zostały na niego zapisane. Taka informacja sprawiła, że rodzice zostali postawieni w sytuacji, w której być może ich dzieci na ten basen w ogóle nie pojadą, jeśli się z edukacji zdrowotnej wypiszą. Ten rodzaj perfidnej manipulacji jest rodzajem szantażu. Dyskryminacja jest w tle, a mamy do czynienia z karygodnymi pomysłami niektórych dyrekcji i dzieje się to w czasie rzeczywistym.
– Jest to częste zjawisko?
– Jest to powszechne. My musimy o nasze prawa i dzieci walczyć, to jest ten czas. I między innymi temu służy manifestacja, na którą chciałabym zaprosić widzów, która odbędzie się 13 września o godz. 12:00 na Placu Zamkowym w Warszawie. Zachęcamy bardzo do obecności, do udziału, wznoszenia okrzyków i pobierania tam ulotek i wysłuchania, co mamy do powiedzenia. Ale także do wspólnego śpiewu, spotkania się z dziećmi, które także będą z nami i prominentnymi osobami z życia publicznego. Zaprosiliśmy bardzo wiele interesujących osób. Myślę, że to nie będzie nudne. Będzie równie interesujące jak 1 grudnia 2024 r., kiedy nasz protest rzeczywiście zaważył na decyzjach politycznych, ażeby nie był to przedmiot obowiązkowy. Dlaczego to wszystko jest takie ważne? Jak to nazwała minister Lubnauer, ten przedmiot jest dopiero „jaskółką dobrych zmian w polskiej oświacie”. Więc możemy sobie wyobrazić, co nas będzie czekało, jeśli ten przedmiot właśnie tak się traktuje.
– Planowane są reformy w innych przedmiotach? Ten przedmiot otwiera drogę na jakieś szersze ingerencje zewnętrzne?
– Przedmiot jest dopiero pierwszym, równolegle drugim wprowadzonym jest edukacja obywatelska. Oba te przedmioty od 1 września weszły do podstawy programowej. Edukacja zdrowotna jako nieobowiązkowa, a edukacja obywatelska jako przedmiot obowiązkowy, który zastąpił historię i teraźniejszość. Czyli zastąpił historię współczesną, bo taki był HiT – hodowlą unijczyków, bo na tym polega edukacja obywatelska. To jest przedmiot, zresztą jak również edukacja zdrowotna, sformułowany na podstawie dyrektyw pozapolskich.
– Czyli edukowanie obywatela nie Polski, tylko obywatela Unii Europejskiej?
– Właśnie tak. Jak również edukacja zdrowotna w wydaniu unijnym. Nie naszym, polskim dla dobra polskich dzieci, tylko właśnie takim, którego standardy naruszają zdrowie i moralność. Więc te przedmioty są dopiero pierwszymi dwoma, które zostały zainstalowane w polskiej podstawie programowej, która ma ulec radykalnym zmianom. My określamy to jako rewolucję neomarksistowską w polskiej oświacie i Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły już od kilku miesięcy alarmuje, że to dopiero początek. To, co w ubiegłym roku zostało wprowadzone: uszczuplenie o 20 proc. podstaw programowych, likwidacja prac domowych, likwidacja lekcji religii… to wszystko dopiero zapowiedzi tego, co minister Nowacka nazywa: „Reforma 2026 – Kompas Jutra”. Nowocześnie nazwany pokazuje wprost na Brukselę. Wskazuje nam, że to jest właśnie ten kierunek. „Jutro” utożsamiane jest z edukacją, która jest edukacją globalną. Cofamy się radykalnie, jeśli chodzi o stopień przekazywanej wiedzy. Konstrukcja podstaw programowych, które mają wejść w ramach tej reformy, to będzie wiedza obejmująca mniej więcej 1/3 czasu nauczania. Cała reszta to będzie kształtowanie kompetencji miękkich, sprawczości dziecka, jego dobrego komunikowania się w określonej dziedzinie. O tym i wielu innych rzeczach, które do tej pory ukrywa minister Nowacka, będziemy mówić na naszej manifestacji.
– Dziękuję za rozmowę.