Setki tysięcy ludzi przemaszerowało przez Francję 10 września, w ramach ruchu „Zablokujmy wszystko”. Miał to być wielki protest przeciw oszczędnościom budżetowym i ruch oddolny na miarę „żółtych kamizelek”, ale skala okazała się znacznie mniejsza.
Ruch został wsparty przez związki zawodowe, ale do paraliżu np. transportu, nie doszło. Inny jest też profil demonstrantów, niż przypadku ruchu „żółtych kamizelek”. Na ulice wyszli głównie zwolennicy lewicy i skrajnej lewicy.. Doszło do burd i starć z policją.
Według danych przekazanych przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, w całej Francji dokonano 675 aresztowań, z czego 549 zakończyło się tymczasowym aresztem. Policja doliczyła się 200 000 uczestników 850 różnych akcji, w tym 596 wieców i 253 blokad.
W miastach takich jak Lyon, Rennes i Paryż, dochodziło do sporadycznych starć między protestującymi a policją. W stolicy podpalono fasadę budynku w okolicy Châtelet. MSW Bruno Retailleau wskazał na odpowiedzialność za burdy skrajnej lewicy.
Zatrzymywane osoby były w większości młode. Ostatecznie przedłużono areszty 43 osobom, a 34 czekały na decyzję prokuratora. Transport, drogi i sieć kolejowa ucierpiały z powodu blokad i aktów wandalizmu, ale do większych zakłóceń ruchu nie doszło.
Bardziej niebezpiecznie brzmią zapowiedzi kontynuacji protestów i wezwania do „drugiego aktu” tego spektaklu. Po raz kolejny jednak na marginesie tego typu protestów pojawiły się zmilitaryzowane bandy anarchistyczno-lewicowe. Uwagę zwracały też konkretne hasła wymierzone zwłaszcza w policję i państwo.
Typowany na premiera Sébastien Lecornu będzie miał trudne zdanie. Marine Le Pen wezwała go, by „zerwał z makronizmem” i „wrócił do ludzi”. „Nie możemy rządzić w nieskończoność bez ludu lub przeciwko niemu” – dodała polityk Zjednoczenia Narodowego.
Lecornu to dawny polityk centroprawicowych Republikanów, który przeszedł do obozu prezydenckiego (Renesans). Może liczyć na poparcie macronistów, ale też swojego dawnego obozu Republikanów i socjalistów. W sumie fundament rządu byłby podobny do tego, na którym opierał się poprzedni premier Bayrou. Na razie jednak, na lewicy 104 deputowanych (Zbuntowanych, Zielonych i komunistów) podpisało wniosek już o impeachment Emmanuela Macrona.