Strona głównaGŁÓWNYTajemnicza śmierć 33-letniego więźnia. Stonoga ujawnił nagranie. "My wiemy, co możemy robić"

Tajemnicza śmierć 33-letniego więźnia. Stonoga ujawnił nagranie. „My wiemy, co możemy robić”

-

- Reklama -

W Zakładzie Karnym w Czarnem zmarł 33-letni Bartłomiej Miecznikowski. Dziennikarze Polsat News dotarli do nagrań z tego miejsca. Rodzina zmarłego utrzymuje, że doszło do morderstwa, oskarżając służbę więzienną.

33-letni Bartłomiej Miecznikowski znalazł się w Zakładzie Karnym w Czarnem po tym, jak usłyszał wyrok czterech lat więzienia za udział w rozboju. Mężczyzna zmarł tam 18 maja 2025 r.

Sprawą zajęła się Prokuratura Okręgowa w Słupsku, pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci. Do tej pory nikt nie usłyszał zarzutów.

Dziennikarze Polsat News Jacek Smaruj i Monika Gawrońska dotarli do 350 godzin nagrań z 29 kamer oraz akt śledztwa.

- Prośba o wsparcie -

Bez cenzury. Bez kompromisów. Dzięki Tobie i z Tobą!

Bezkompromisowo przedstawiamy prawdę o Polsce i Świecie bez względu na działania aktualnej cenzury. Nie chodzimy na kompromisy. Utrzymujemy się z reklam i Twojego wsparcia. Jeśli chcesz wolnych mediów – WESPRZYJ NAS!

Kilkunastu strażników w celi

Wiadomo, że w dniu śmierci, 18 maja 2025 r., o godz. 17.30 Bartłomiej Miecznikowski został wyprowadzony z celi w asyście strażników więziennych. Na nagraniu widać, jak idzie chwiejnym krokiem. Następnie mężczyzna upada, leży przez chwilę na ziemi, a później trafia do pokoju. Tam najprawdopodobniej jest badany.

Następnie, po kilku minutach, mężczyzna pojawia się w pomieszczeniu opisanym na monitoringu jako „poczekalnia”. 33-latek dostaje plastikową torbę i do niej wymiotuje. W pomieszczeniu spędza ponad pół godziny, a następnie jest odprowadzany do celi. Na nagraniu widać, jak idzie już pewnym krokiem.

„Testy na obecność narkotyków w moczu ujemne. Źrenice zwężone. Wymiotował. Po zażyciu substancji psychoaktywnych? Chód chwiejny, mowa niewyraźna” – czytamy w cytowanej przez polsatnews.pl dokumentacji zdrowia, dołączonej do akt sprawy.

Portal opisuje dalszy ciąg zdarzeń, na podstawie ustaleń śledczych. O godz. 20.52 w celi 33-latka, w której przebywało dwóch osadzonych, pojawił się strażnik więzienny. Według akt wówczas „postacie wykonują bliżej nieokreślone ruchy przypominające szamotaninę lub odpieranie biernego oporu. – Brak możliwości precyzyjnego określenia z powodu słabej jakości nagrania”.

Wiadomo, że w ciągu około 40 minut w celi 33-latka pojawiło się w sumie kilkunastu strażników więziennych, w tym także z grupy interwencyjnej – jeden z nich miał tarczę. Inny ze strażników wykonywał połączenia telefoniczne.

Po godz. 21.00 strażnicy wyprowadzili z celi dwóch osadzonych. Jeden ze strażników zmierzał w jej kierunku z noszami. W pewnym momencie wszedł do celi, a po minucie strażnicy wynieśli na noszach Bartłomieja Miecznikowskiego.

Z materiałów wynika również, że w pewnym momencie strażnicy otwierali sąsiednią celę i rozmawiali z osadzonymi.

Co się działo w pawilonie szpitalnym?

33-latek został przeniesiony na noszach do pawilonu szpitalnego. Tam o 21.32 zarejestrowano wejście łącznie 13 strażników, w tym pięciu trzymających nosze z mężczyzną. Blisko 20 minut później jeden ze strażników biegnie w kierunku drzwi pawilonu, a następnie wraca do drzwi wyjściowych.

Parę minut po 22.00 przed pawilonem szpitalnym pojawia się karetka, a na oddział wchodzą ratownicy medyczni, którzy 43 minuty później go opuszczają. O 23.00 z pawilonu wychodzi grupa interwencyjna. 18 minut po północy pojawiają się zaś pracownicy zakładu pogrzebowego, a dwie minuty później ciało Bartłomieja Miecznikowskiego jest już w białym worku. Według wpisu więziennego lekarza w karcie zgonu przyczyna śmierci pozostaje nieznana.

Rodzina nie wierzy w oficjalną wersję

Rodzina Bartłomieja Miecznikowskiego jest jednak innego zdania. O śmierć swojego bliskiego oskarża służbę więzienną. – Zażądałam od prokuratora zobaczenia zwłok syna. Dostałam zgodę. To nie był widok człowieka konającego na zawał. Syn był cały poobijany, z grymasem, który znam doskonale: gdy się denerwował, czy walczył z czymś, wówczas przygryzał wargę – powiedziała matka zmarłego Katarzyna Miecznikowska.

– Zdecydowałam się przekazać wam materiały ze śledztwa, żeby usłyszała o tym cała Polska. Żeby każdy wiedział, że mój syn został zakatowany w Zakładzie Karnym w Czarnym. Żeby nigdy więcej żadna matka nie musiała znosić tego bólu, który znoszę ja. Żeby już żaden inny więzień nie był tak poniżany i bity jak mój syn – mówiła dziennikarzom Polsat News.

Brat Bartłomieja, Wojciech, również obwinia służbę więzienną. – Jak długo można okładać osobę, tyle czasu? 25 minut… – mówił.

Dziennikarze dotarli także do nagrania audio, wykonanego przez jednego z więźniów nielegalnie posiadanym telefonem. Trwa ono kilkadziesiąt sekund. – Słychać, jak mój brat dosłownie ostatkami sił dyszy, jęczy, próbuje wezwać pomoc. Nie mówi pełnym zdaniem, sylabami: „pomocy, zabijecie mnie” – opisywał Wojciech Miecznikowski.

O śmierci Bartłomieja Wojciecha powiadomił jeden z osadzonych. „Rano służba gadała, że po dopalaczach umarł. Racjonalnie błagał o pomoc, a te k***y, żeby umyć ręce chcą padaczkę klepnąć. Jeden kolega Grubego powiedział do strażnika, że zamordowali chłopaka, a strażnik «lepiej się zamknij, bo w czarnym worku wyjedziesz»” – miał napisać w SMS-ie.

Inaczej przebieg zdarzeń relacjonowała rzecznik ZK Natalia Prach. – 18 maja osadzony stracił przytomność. Lekarz dyżurny wezwał ratowników medycznych i przystąpił do resuscytacji krążeniowo-oddechowej. Ratownicy przejęli reanimację, a służba dyżurna poinformowała dyrektora zakładu. O godz. 22:33 odstąpiono od reanimacji i stwierdzono zgon osadzonego. Zgodnie z procedurą poinformowano policję i prokuraturę. Bezpośrednio przed zgonem nie użyto środków przymusu bezpośredniego – utrzymywała.

Dwie sekcje zwłok

Oględziny zwłok zmarłego wykazały m.in. sino-wiśniowy wylew krwawy w okolicy oka, liczne otarcia i siniaki, zwłaszcza prawej strony ciała, a także obrzęk mózgu i płuc. Przeprowadzono dwie sekcje zwłok, jedną na zlecenie prokuratury, a drugą prywatnie zleconą przez rodzinę.

„Mając na uwadze wynik badania pośmiertnego, należy przyjąć, że bezpośrednią przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa, przy czym sekcja zwłok nie wyjaśnia w sposób pewny i jednoznaczny jej przyczyny i mechanizmu. Wynik sądowo-lekarskiej sekcji zwłok pozwala wykluczyć, że Bartłomiej Miecznikowski zmarł w skutek szeroko pojętego urazu tj. śmiercią gwałtowną” – takie wnioski płyną z sekcji zleconej przez prokuraturę.

„Niemniej stwierdzono przekrwienie, obrzęk i rozdęcie płuc (…) oraz przekrwienie nerek i mięśni. Patogeneza zejścia śmiertelnego jest niejasna. Obrzęk płuc może sugerować niewydolności typu lewo komorowego. (…) Ślady treści podobnej do smolistej w żołądku i jelicie cienkim mogą wskazywać na wystąpienie krwawienia do przewodu pokarmowego. (…) Opisane pozostałe obrażenia są skutkiem urazu narzędziem twardym i tępokrawędzistym, a cechom takiego narzędzia mogą odpowiadać na przykład elementy otoczenia lub podłoża, na które ofiara mogła upaść, ręka zwinięta w pięść itp. Tak więc oględziny i sądowa lekarska sekcja zwłok nie dostarczyły wystarczających dowodów, iż śmierć nastąpiła w skutek karygodnego działania osób trzecich. Całość obrazu raczej sugeruje zgon z przyczyn chorobowych” – tak natomiast wygląda fragment z prywatnej sekcji.

Nagranie ujawnione przez Stonogę

Kilka dni po wypowiedzi rzecznik Zakładu Karnego Zbigniew Stonoga opublikował nagranie, na którym słychać jednego ze strażników więziennych Michała B. Funkcjonariusz został wydalony ze służby.

– No, u mnie grubo. Ja mu strzaskałem, że poszedł na szpital wewnętrzny. A że lekarz jest w porządku, to «nic mu nie dolegało». A ja mu tak obiłem wątrobę… bardzo mu obiłem, no brzuch miał siny. Bo tylko po tym mogłem. On się przewrócił na brzuch i tyle. My wiemy, co możemy robić – miał powiedzieć Michał B.

W rozmowie z Polsat News wszystkiemu jednak zaprzeczał. – Mnie tam nie było, To jest bzdura, przekręcone wszystko, dodane. To jest naprawdę, tam jest tak poobcinane, ja będę się ze wszystkim sądził. Tyle. Nie było mnie wtedy na służbie – twierdził.

Według dziennikarzy takiej wersji przeczą jednak nagrania, na których miało być widać Michała B. kilkakrotnie, także w szpitalu, czyli miejscu zgonu Bartłomieja.

„Skazany Bartłomiej Miecznikowski podczas ostatniego pobytu w izolacji penitencjarnej nie był karany karą dyscyplinarną umieszczenia w celi izolacyjnej. Funkcjonariusz Michał B. w dniu 18.05.2025 r. nie pełnił służby w oddziale mieszkalnym, w którym przebywał skazany Bartłomiej Miecznikowski. Do oddziału został wezwany dopiero po stwierdzeniu zgonu osadzonego (monitoring)” – twierdzi służba więzienna.

W domu Michała B. policja znalazła broń. Polsat News zapowiada, że to nie koniec tej historii.

Źródło:polsatnews.pl

Najnowsze