Nowa odsłona afery związanej z wydatkowaniem środków z Krajowego Planu Odbudowy. „Wirtualna Polska” opisuje wyroki, jakie otrzymały szpitale, które zaskarżyły decyzję Ministerstwa Zdrowia. Z sądowych batalii wyłania się obraz braku bezstronności, transparentności, a także chaos i wymaganie niemożliwego przez resort kierowany do niedawna przez minister Izabelę Leszczynę, a obecnie minister Jolantę Sobierańską-Grendę.
Przypomnijmy, że na początku sierpnia wybuchła prawdziwa burza, po tym, jak na portalu dotyczącym KPO opublikowano informacje o tym, kto i na co otrzymał dofinansowanie.
Okazało się, że dotacje miały trafić m.in. do pizerii na rozszerzenie działalności o usługę solarium, do solarium na zakup nowoczesnych i mobilnych ekspresów kawowych, czy wreszcie do pierogarni na wprowadzenie nowego produktu i usługi.
Ówczesna odsłona afery KPO dotyczyła jedynie dofinansowania dla branży HoReCa. Tymczasem KPO to znacznie więcej i dopiero teraz dowiadujemy się o kolejnych nieprawidłowościach.
Czytaj więcej: KPO zatopi rząd Tuska? Tak marnują Twoje pieniądze. Ekspresy do kawy, solarium, jachty i pierogi z dotacjami
„Wirtualna Polska” opisuje w środę rano, że zdaniem Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie przy rozstrzyganiu konkursów dotyczących podziału środków z KPO dla szpitali doszło do złamania prawa. W związku z wyrokiem sądu dotyczącym szpitali w Myślenicach i Mogilnie, resort będzie musiał ponownie zbadać wnioski złożone przez placówki.
Do „wzięcia” było w sumie 1,6 mld złotych (1,3 mld zł z KPO i 0,3 mld zł od Ministerstwa Zdrowia). W patologicznym systemie państwowych usług medycznych to nie rynek, ale urzędnicy decydują o tym, na co mają iść pieniądze. Urzędnicy zachęcali więc szpitale do przekształcania mniej obleganych oddziałów w miejsca opieki nad osobami starszymi.
– Z roku na rok potrzeba coraz więcej łóżek geriatrycznych i opieki długoterminowej. Ministerstwo Zdrowia zachęcało szpitale: „likwidujcie łóżka na położnictwie i łóżka zabiegowe, gdzie obłożenie jest mniejsze. Przekształcajcie w opiekę długoterminową”. I myśmy to robili – powiedział dyrektor szpitala w Myślenicach Adam Styczeń.
Szpital złożył wniosek, dofinansowania nie otrzymał, więc złożył odwołanie, ale zostało ono odrzucone przez ministerstwo. Właściwie to nie przez ministerstwo, ale urzędnika – tego samego, który wcześniej nie przyznał placówce dotacji. Zdaniem WSA doszło przy tym do naruszenia zasady bezstronności.
Ponad, jak podaje „WP”, sąd orzekł, że „ministerstwo nie zadbało o transparentność, rzetelność i przejrzystość”, gdyż nie wyjaśniono szpitalom za co dokładnie dostały punkty, a za co nie. Ponadto WSA wskazał, że odrzucenie odwołania miało nastąpić z powodu rzekomego wyczerpania środków, ale resort nie przedstawił na to żadnych dowodów.
Z kolei „WP” napisało, że „już po złożeniu odwołania przez myślenicki szpital, do konkursu dorzucono jeszcze blisko 300 milionów złotych i rozdysponowano pomiędzy inne szpitale”.
Przed WSA wygrał także szpital w Mogilnie, którego wniosek został odrzucony ze względu na niezłożenie wymaganych dokumentów. Tymczasem okazało się, że placówka dokumenty złożyła, ale urzędnicy resortu je przegapili. Szpital dowiódł tego przed sądem, a ten wydał korzystny dla niego wyrok. Oznacza on jednak tyle, że ministerstwo jeszcze raz będzie musiało rozpatrzyć wniosek.
– Chcieliśmy stworzyć takie kompleksowe centrum dla osób starszych. Mamy pielęgniarki ze specjalizacją geriatryczną, lekarzy, fizjoterapeutów. Nie wiem co teraz – powiedział dyrektor szpitala w Mogilnie Sebastian Jankiewicz.
Z kolei przed sądem WSA przegrał szpital w Aleksandrowie Kujawskim, który w związku z tym złożył odwołanie do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Placówka nie otrzymała dofinansowania, złożyła odwołanie, ale zostało ono odrzucone przez resort. W tym przypadku sąd odrzucił wniosek szpitala, uznając, że ten nie podał, co konkretnie zarzuca ministerstwu.
– Nie mogłem wskazać ministerstwu konkretów, bo mi nie przesłali szczegółów oceny mojego wniosku. Czyli najpierw nie mówią mi, za co zabrali punkty, a potem mają pretensje, że tego nie wiem. To paranoja – tłumaczy dyrektor szpitala Mariusz Trojanowski.