Ukraińskie mafie zaczynają współpracę z meksykańskimi kartelami narkotykowymi, aby stworzyć wielki, nielegalny biznes narkotykowy w Europie. Ważnym punktem na mapie tego przestępczego przedsięwzięcia ma być Polska.
Dwa kilogramy narkotyków o łącznej wartości kilkuset tysięcy złotych miał przy sobie obywatel Ukrainy, zatrzymany 13 czerwca przez policjantów z Wydziału Kryminalnego poznańskiej komendy. Funkcjonariusze zwrócili na niego uwagę, gdyż znaleźli przy nim foliowy woreczek z zakazanymi substancjami. Wtedy spontanicznie zdecydowali się przeszukać jego mieszkanie w dzielnicy Grunwald. Znaleźli tam dużą ilość marihuany, metamfetaminę w formie „kryształków” oraz broń. Obywatel Ukrainy decyzją sądu trafił do aresztu, zagrożony karą 10 lat więzienia, jednak to nie był koniec śledztwa.
Przez ocean
Według poznańskich policjantów znaleziona przy Ukraińcu marihuana została wyprodukowana nie w Polsce, tylko w Meksyku. Ten północnoamerykański kraj jest dziś jednym z głównych producentów marihuany. Jak to się stało, że zakazane substancje wyjechały z meksykańskich pól i niezauważone przez nikogo minęły granicę strefy Euro i trafiły do Poznania? Na te pytania odpowiedzi będą szukać policjanci i prokuratorzy.
Tajny raport
W ostatnim czasie na biurka oficerów Biura Wywiadu Kryminalnego i Centralnego Biura Śledczego Policji trafił alarmujący raport amerykańskiej DEA (Drug Enforcement Agency – Agencja Zwalczania Przestępczości Narkotykowej). Wynikało z niego, że DEA zaobserwowała niepokojący trend współpracy ukraińskich gangsterów z meksykańskimi kartelami narkotykowymi. DEA opiera raport głównie na meldunkach tzw. Confidential Source, czyli tajnych informatorów uplasowanych w strukturach przestępczych (odpowiednik polskich Osobowych Źródeł Informacji). Dokument opisuje zjawisko polegające na tym, że gangsterzy z Ukrainy kupują dziesiątki kilogramów meksykańskich narkotyków, głównie fenatylu, marihuany i heroiny. Wszystko po to, aby sprzedawać z dużym zyskiem na rynku europejskim. Raport DEA wskazuje dwa polskie miasta jako dotknięte już tym zjawiskiem. Są to Kraków i Wrocław. Zdaniem analityków amerykańskich tam właśnie ukraińskie gangi działają z największą siłą. I sprzedają najbardziej niebezpieczny towar. Fentanyl to lek pochodzenia opoidalnego (tzn. wytwarzany z opium), który pomaga uśmierzać ból. W Polsce wszystkie leki zawierające fentanyl sprzedawane są na receptę.
Narkotyk polityczny
W 2020 roku w Stanach Zjednoczonych zaczęła się prawdziwa epidemia uzależnień od fentanylu. Przyczyną była popularność tego syntetyku w procesach medycznych. Jako substancja pomagająca uśmierzyć nawet najsilniejszy ból fentanyl był wykorzystywany w terapiach medycznych i w lekach. Jednak zgodnie z prawem można było go stosować wyłącznie za zgodą lekarza i wyłącznie w szpitalach, a każde zastosowanie musiało być udokumentowane. Fentanyl miał jednak zasadniczą wadę – uzależniał 18 razy szybciej niż heroina (dotychczas uznawana za najsilniejszy narkotyk). To spowodowało, że pacjenci w USA już po oficjalnych terapiach wychodzili w pełni uzależnieni od syntetyku. I zaczynali go szukać na własną rękę. Uzależnieni od fentanylu Amerykanie stawiali się klientami dostawców narkotyku. Tyle że u oficjalnych producentów zaopatrujących apteki i szpitale, regulowanych przez przepisy federalne, nie mogli kupić dla siebie leku poza systemem. To zapotrzebowanie zaczęły zaspokajać meksykańskie kartele – główni producenci opium i fentanylu. Od 2020 roku narkotyk z meksykańskich pól szlakami przemytu przez granicę do Teksasu przez tajne, podziemne tunele mafii zaczęły płynąć dziesiątki kilogramów narkotyku. Konsekwencje były tragiczne. Jak wynika ze statystyk amerykańskiego Departamentu Zdrowia (odpowiednik naszego Ministerstwa Zdrowia), w latach 2020–2021 wskutek przedawkowania fentanylu zmarło w USA 129 tys. osób. Liczba tych, którzy kupowali u przemytników, nie jest znana.
Efekty popularności fentanylu były tak straszne, że sprawą postanowił się zająć sam prezydent USA. Na listę organizacji terrorystycznych trafiło sześć karteli meksykańskich, w tym osławiony Sinaloa. Następnego dnia Pentagon wysłał drony i samoloty szpiegowskie, aby patrolowały granicę z Meksykiem i identyfikowały wszystkich przemytników. Sam Donald Trump zapowiedział, że do ścigania narkotykowych gangsterów wyśle wojsko. 3 marca Trump ogłosił cła na Kanadę i Meksyk, przy czym nie ukrywał, że cła na ten drugi kraj są konsekwencją nieudolnej polityki walki z kartelami. Ta decyzja uderzyła w meksykańską gospodarkę, dla której eksport do USA jest istotnym źródłem przychodu. Stało się to akurat w czasie, kiedy nowa prezydent kraju Claudia Scheinbaum zapowiedziała dążenie do poprawy stosunków bilateralnych z USA. Chcąc pokazać, że to nie słowa a czyny, Scheinbaum wysłała wojsko najpierw do pacyfikowania mafii, a potem na granicę z USA. W ramach akcji wojskowych spłonęło kilka ważnych plantacji narkotykowych, a kilkudziesięciu gangsterów trafiło do więzień. W konsekwencji kartele straciły główny rynek zbytu – Stany Zjednoczone. Dla kontynuowania miliardowych interesów trzeba więc było znaleźć nowy kierunek. I właśnie, jak wynika z cytowanego raportu DEA, stała się nim Europa.
Wielkie pieniądze
Skąd jednak nagle partnerem dla meksykańskich karteli stały się ukraińskie gangi? Raport DEA wskazuje na trzy przyczyny.
Po pierwsze: te środowiska – podobnie jak Meksykanie – są bardzo hermetyczne, a przez to trudne do rozpracowania dla policji i służb. Po drugie: są brutalne i zdeterminowane, przez co zyskują coraz poważniejszą pozycję w europejskim świecie przestępczym, spychając do drugiej ligi grupy przestępcze składające się z obywateli państw Starego Kontynentu. Po trzecie wreszcie: gangi ukraińskie mają do swojej dyspozycji ogromne środki finansowe.
W tym kontekście raport DEA wspomina o tym, że amerykańska administracja w czasach Joe Bidena nie była w stanie skontrolować wsparcia finansowego dla walczącej Ukrainy. Choć kraj stawiający opór agresywnej Rosji wsparto setkami miliardów dolarów, nie wiadomo co dokładnie stało się z tymi pieniędzmi. Dofinansowywaną zachodnimi pieniędzmi Ukrainą wstrząsały liczne skandale korupcyjne – np. liczne przypadki zakupów drogich willi przez kijowskich dostojników (w tym samego Zełenskiego).
Wiele wskazuje na to, że pieniądze przeznaczone na pomoc dla walczącej Ukrainy w dużej części były rozkradzione i trafiły m.in. do gangsterów. Nie wiadomo również, co działo się z bronią i amunicją dostarczaną na front, bo nie ewidencjonowano jej faktycznego wykorzystania. Za to od 2022 roku policje w całej Europie zabezpieczają u gangsterów broń i amunicję, która oficjalnie powinna być na froncie w Donbasie. Ukraińscy gangsterzy mają broń i potężne pieniądze i apetyty na wielkie przestępcze biznesy. Meksykańscy bossowie mają gigantyczne zasoby narkotyków i zablokowany główny dotychczasowy kanał zbytu, czyli rynek USA, za to potrzebują pieniędzy i broni. Stwarza to więc pole do wspólnych interesów.
Niewydolne państwo
Jest jednak jeszcze jedna przyczyna. To ułomność prawa w państwach europejskich, w tym w Polsce. „Polskie przepisy karne przewidują za handel narkotykami w znacznych ilościach sankcję do 20 lat więzienia” – mówi dr Mateusz Mickiewicz – warszawski prawnik specjalizujący się w sprawach karnych. – „Finalny wymiar kary zależy m.in. od ilości środków odurzających, struktury organizacji tym się zajmującej, roli poszczególnych osób w przedsięwzięciu, ewentualnych przestępstw towarzyszących (często takie organizacje są wyjątkowo brutalne zarówno wobec członków hierarchii, jak i kontrahentów). W sprawach takich powstają realne problemy dowodowe – zwykle głównym dowodem oskarżenia są tzw. mali świadkowie koronni, a więc osoby wchodzące w zakres grupy, które w zamian za nadzwyczajne złagodzenie kary dostarczają dane niezbędne do skazania innych członków organizacji”. Ale nie tylko to.
Mecenas Mickiewicz ze swojej sądowej praktyki wskazuje również na drugi problem: coraz bardziej przeciążone sądy i coraz większe problemy kadrowe policji. „Poważne sprawy o międzynarodowy handel narkotykami liczą setki tomów i ciągną się latami” – mówi Mecenas. – „W tym czasie wielu cudzoziemskich członków zorganizowanych grup trzeba zwalniać z aresztów. Oni, mimo sądowych zakazów, wyjeżdżają z Polski, co dodatkowo przedłuża postępowania. A borykająca się z coraz większymi brakami ludzi i sprzętu polska policja i prokuratura ma coraz więcej zadań w zakresie zwalczania zorganizowanej przestępczości i coraz trudniej jej się z tych zadań wywiązywać”. Kilka miesięcy temu, ujawniając rozwijającą się przestępczość ukraińskich gangów, pisaliśmy, że rozbijanie mafii czeczeńskich i ukraińskich będzie największym wyzwaniem dla Centralnego Biura Śledczego Policji. I właśnie to wyzwanie się zaczęło.