Pani Katarzyna przed pięcioma laty przeprowadziła się z Wrocławia do domku w Długołęce pod miastem. Liczyła rzecz jasna na cichy azyl, tymczasem tuż obok powstały kwatery pracownicze, w których zamieszkali imigranci. Teraz mieszkańcy zgłaszają obawy o swe bezpieczeństwo i piszą petycję do premiera, ministrów oraz parlamentarzystów.
Pod Wrocławiem, jak grzyby po deszczu wyrosły, tzw. domy pracownicze. W praktyce są to domy jednorodzinne, przekształcone w mini hostele, w których zakwaterowanych jest często po kilkadziesiąt osób. Są to głównie imigranci z Ukrainy, Gruzji, Indii, czy Bangladeszu.
– Ruch zaczyna się grubo przed piątą rano, gdy wstają do pracy. Głośne rozmowy, śmiechy, czasem awantury. Potem krążące w tę i z powrotem pracownicze busy. Wieczorem imprezy na dworze do późnych godzin – mówi portalowi tuwroclaw.com pani Katarzyna, która pięć lat temu przeprowadziła się z Wrocławia do Długołęki.
Podobny problem dotyczy także innych miejscowości na Dolnym Śląsku. „Wystarczy lektura internetowych ogłoszeń, by przekonać się, że w Długołęce jest dziś co najmniej kilkanaście domów pracowniczych, podobnie w sąsiednim Kiełczowie. Tak samo w Kobierzycach. W mniejszych miejscowościach bywa ich kilka” – czytamy na portalu tuwroclaw.pl.
Skalę problemy wykazała wizyta policji na osiedlu w Domasławiu pod Kobierzycami. W kwaterach pracowniczych znajdowało się blisko sto osób, część z nich była w naszym kraju nielegalnie, inni nie posiadali dokumentów uprawniających do pracy, a jeden z przybyszów posiadał nawet amunicję.
Mieszkańcy mają dość uciążliwych sąsiadów i podpisują petycję do premiera, ministra oraz parlamentarzystów. Do tej pory poparło ją kilkaset osób.
– Agencje pośrednictwa pracy nie przejmują się ani warunkami zakwaterowania pracowników, ani okolicznymi mieszkańcami. Idą już krok dalej, wynajmując lub wykupując całe nowo budowane osiedla, gdzie kwaterując po 15-20 osób w lokalu w zabudowie szeregowej powodują patologiczną gęstość zaludnienia – mówi jej autor radny powiatu wrocławskiego Tomasz Ostaszewski.
Z petycji wprost bije odór państwowego interwencjonizmu. Ostaszewski domaga się od rządzących podjęcia działań legislacyjnych w celu uregulowania przekształcania domów jednorodzinnych w kwatery pracownicze, w których umieszczanych bywa po kilkadziesiąt osób.
Co więcej, autor petycji chciałby, aby wprowadzone zostały odpowiednie normy. „Np. maksymalnej liczby osób mogących zamieszkać w jednym domu w zabudowie jednorodzinnej lub uzależnienie tej liczby od pokrewieństwa” – donosi tuwroclaw.pl.
Mniej szokujący jest jednak inny z pomysłów, by umożliwić gminom ograniczanie takiego działania przy pomocy uchwał i planów zagospodarowania przestrzennego. W końcu, jeżeli komuś nie podoba się sąsiedztwo, zawsze może się przeprowadzić. Z kolei zupełnie rozsądne wydaje się, by władze samorządowe miały możliwość określenia, że w konkretnej lokalizacji mogą być tylko faktycznie domki jednorodzinne.
Do sprawy w swoich mediach społecznościowych odniósł się wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak. „Prawo budowlane i regulacje działalności hotelowej są dla Polaków. Imigranci mogą robić co chcą. I narastają problemy z takimi nielegalnymi hostelami, także wokół Szczecina, Warszawy i innych miast. Czas z tym skończyć. Jak Polak ma z nimi konkurować, jak oni koszty zamieszkania sobie podzielą przez 15 albo 30?” – napisał na portalu X jeden z liderów Konfederacji.
Prawo budowlane i regulacje działalności hotelowej są dla Polaków. Imigranci mogą robić co chcą. I narastają problemy z takimi nielegalnymi hostelami, także wokół Szczecina, Warszawy i innych miast. Czas z tym skończyć. Jak Polak ma z nimi konkurować, jak oni koszty zamieszkania… https://t.co/vjOmpQbcaT
— Krzysztof Bosak 🇵🇱 (@krzysztofbosak) July 21, 2025