Strona głównaMagazynZjednoczenie Narodowe Le Pen na czele sondaży

Zjednoczenie Narodowe Le Pen na czele sondaży

-

- Reklama -

Według sondażu przeprowadzonego przez instytut Elabe z 7 czerwca, Zjednoczenie Narodowe (RN) uzyskałaby w przedterminowych wyborach wynik 32,5 proc. głosów (przy 29 proc. w wyborach z 2024 r.). Partia wyprzedziłaby lewicę zjednoczoną w Nowym Froncie Ludowym, prezydencką partię „Ensemble” i Republikanów (LR).

Sondaż Elabe dla BFMTV i La Tribune Dimanche stawia partię Marine Le Pen w roli lidera wyborów. Partia narodowa uzyskałaby od 32,5 do 33 proc. głosów. Gdyby lewica ponowie utworzyła Nowy Front Ludowy, to znalazłaby się na drugim miejscu, ale z wynikiem o ponad 10 punktów procentowych mniejszym (21 proc.). W ubiegłym roku ten Front Ludowy uzyskał w wyborach prawie 29 proc., co pokazuje, że lewica mocno nad Sekwaną traci.

Podium zamyka koalicja popierająca Macrona, czyli „Ensemble”, składająca się z partii Renaissance, Horizons i MoDem. Uzyskuje 15,5 proc. i też jest to spadek w porównaniu z wynikiem z 2024 roku, kiedy to „macroniści” mieli 21,8 proc. Republikanie, z których wywodzi się obecny premier, otrzymali w tym sondażu 10 proc. W 2024 r. mieli 8,5 proc., co pokazuje pewien wzrost zapewne wynikający z faktu posiadania w rządzie kilku ministrów i zaostrzenia np. antyimigracyjnej retoryki, o czym poniżej.

Ciekawy jest rozkład głosów w przypadku, gdyby lewica nie porozumiała się w ramach jednej koalicji i Zbuntowana Francja (LFI) wystartowała osobno. Wówczas sojusz Partii Socjalistycznej, Zielonych i Francuskiej Partii Komunistycznej zdobyłby 16 proc. głosów, a LFI – La France Insoumise tylko 10 proc. 63 proc. ankietowanych uważa, że obecny brak większościowej koalicji w parlamencie jest „szkodliwy dla kraju”, a taka sytuacja powoduje impas i spowalnia podejmowanie decyzji. 71 proc. krytykuje ubiegłoroczną decyzję prezydenta Macrona o przedterminowych wyborach, a 42 proc. ankietowanych uważa, że sukcesorem tej decyzji była partia Marine Le Pen.

- Prośba o wsparcie -

Wesprzyj wolne słowo. Postaw kawę nczas.info za:

Zwrot na prawo u Republikanów?

„Tradycyjna” Partia Republikanie (LR) próbuje się odrodzić. Obecnie to resztki dawnego hegemona polityki francuskiej, czyli RPR i centroprawicy. Od czasu pojawienia się „macronizmu” scena polityczna Francji została przeorana, a lewe skrzydło tej partii przylgnęło do obozu prezydenckiego. Pozostali długo nie mogli się pozbierać. Mała część Republikanów rozpoczęła współpracę ze Zjednoczeniem Narodowym Le Pen, pozostali byli dość mocno podzieleni. Po ostatnich wyborach Republikanie stali się jednak „języczkiem” u politycznej wagi i dostali stanowiska w rządzie, łącznie ze stanowiskami premiera i MSW. Wyraźnie widać też proces reanimacji tej partii i dość wyraźny zwrot na prawo, chociaż może to być raczej gra obliczona na odbieranie elektoratu partii Marine Le Pen.

Nowym prezesem LR został wybrany obecny MSW Bruno Retailleau, który prezentuje się jako „mocny i zdecydowany polityk”. Zyskał pewną popularność dzięki jasnym deklaracjom dotyczącym m.in. walki z nielegalną imigracją i przestępczością. Ma on „pozbierać” i odbudować centroprawicę przed wyborami prezydenckimi. Jego rywalem w walce o przywództwo partyjne był Laurent Wauquiez. Retailleau przebił go stanowczością i wyraźnie prawicowymi hasłami. W tle jest jednak bardziej rywalizacja ze Zjednoczeniem Narodowym. Nowy przewodniczący artykułował wyraźnie tezy, których kilka lat temu ta sama partia nie odważyłaby się sformułować. Imigracja nie jest już „szansą dla Francji”, ograniczenia prawne w walce z migracją nie są niepodważalne, islamizm jest poważnym zagrożeniem, a „Zielony Ład” nie jest dogmatem nie podważenia. Brzmi nieźle, chociaż przecież „po owocach ich poznacie”.

W przesunięcie się na prawo uwierzyła lewica i nic dziwnego, że były premier z obozu Macrona, czyli Gabriel Attal stwierdza nawet, że LR „nie jest już partią proeuropejską”. Jego zdaniem „LR pod przywództwem Bruno Retailleau, wybrało linię, która sprzeciwia się konstytucjonalizacji aborcji, głosuje przeciwko zakazowi terapii konwersyjnej dla homoseksualistów i odrzuca jakąkolwiek zmianę dotyczącą ustawy o końcu życia”. Attal, który jest obecnie szefem prezydenckiej partii „Renaissance”, mówił o „głębokich różnicach” w obecnej koalicji rządzącej. Dodał jednak, że jego partia sama powinna się także mocniej skupić na „kwestiach suwerenności i ograniczania imigracji” i jest to ciekawy wątek w wykonaniu centrolewicy. Niestety ten zwrot dyskursu politycznego na prawo wydaje się tylko zabiegiem „pijarowym” obliczonym na neutralizację rosnących wpływów Zjednoczenia Narodowego.

Tak zresztą oceniła działania Bruno Retailleau sama Marine Le Pen. Jej zdaniem są tylko „słowa”, a brakuje działań i zmian. „Słowa nie powstrzymują bandytów ani przestępców, a jeśli ich nie powstrzymamy i nie wyrzucimy, jeśli nie przestaniemy przyjmować ich na naszej ziemi, oni nie przestaną” – dodała liderka RN. Jednak nawet sama prawicowa retoryka powoduje, że w sondażach notowania MSW Bruno Retailleau wzrosły. Według sondażu Elabe dla „Les Echos”, zajmuje on obecnie czwarte miejsce wśród polityków Francji z 33 proc. pozytywnych opinii. Jest nieznacznie za Jordanem Bardellą (35 proc.) i Marine Le Pen (34 proc.). Wyścig prezydencki najwyraźniej się rozpoczął…

Symulacja walki z imigracją?

Przykładów na tezę „oduraczania” Francuzów prawicową retoryką, nie trzeba daleko szukać. Fakty wskazują, że np. walka z imigracją jest raczej udawana. Po prostu temat coraz bardziej niechcianej imigracji przynosi punkty partiom prawicy w całej Europie, więc trzeba go „zagospodarować”. Nie zmieniło się tylko nic na lewicy, dla której jest to nadal wspierany przez nią projekt ideologiczny, chęć dalszego osłabiania więzi narodowych, tradycyjnych wartości, wprowadzania wielokulturowego społeczeństwa, tworzenia „nowego człowieka” i szukania sobie nowego elektoratu w przyszłości.

Lewica zrobi tu wszystko, by oszukiwać ludzi, ale w przypadku Francji maski opadły już całkowicie. I tak senator socjalistyczny przedstawił projekt ustawy mający na celu uniemożliwienie przeprowadzenia jakiegokolwiek referendum w sprawie powstrzymania imigracji. Nic dziwnego, bo także w tym kraju wynik takiego głosowania byłby oczywisty. Projekt tego typu ustawy złożył senator Éric Kerrouche. Oficjalnie celem tego projektu jest… „ochrona Konstytucji przez ograniczenie możliwości jej rewizji”. Tymczasem coraz więcej Francuzów domaga się referendum w sprawie migracji, a niektórzy deputowani są gotowi na to, by takie konsultacje bezpośrednie ze społeczeństwem umożliwić.

Éric Kerrouche twierdzi, że jego ustawa zabezpieczałaby prawa migrantów i utrudniła referenda tego typu, w przypadku gdyby do władzy doszłoby np. Zjednoczenie Narodowe (RN) Marine Le Pen. Tu warto przypomnieć, że w styczniu 2024 partia RN przedłożyła projekt ustawy konstytucyjnej pt. „obywatelstwo–tożsamość–imigracja”, której celem było ograniczenie imigracji, w tym przez zniesienie prawa ziemi (urodzenia się we Francji). Sama Marine Le Pen zapowiadała wówczas, że gdyby została wybrana prezydentem, rozważyłaby przeprowadzanie w takich sprawach referendów.

Jednak takie rzeczy, jak oddanie głosu bezpośrednio „ludowi”, są dla lewicy nie do pomyślenia, bo ta formacja uważa się za mądrzejszą od elektoratu. Dlatego senator Kerrouche złożył projekt ustawy mający na celu ograniczenie możliwości rewizji konstytucji, a co za tym idzie uniemożliwienie przeprowadzenia referendów. Jego zdaniem referendum, omijając parlament, ustanowiłoby prawo „wybitnie ksenofobiczne i podważyłaby wszystkie zasady, na których została założona nasza Republika”. Kerrouche uważa, że jest to kwestia… „utrzymania praworządności”.

Podobny temat dotyczy też zmian prawa azylowego. Francuska Rada Konstytucyjna usunęła niedawno najważniejszy przepis tzw. ustawy imigracyjnej, która miała ją ograniczyć. Rada zakazała zatrzymywania osoby ubiegającej się o azyl i wyrzucenia jej z Francji, jeśli ta „zagraża porządkowi publicznemu”. Nawet w przypadkach dotyczących przestępców, konieczne będzie i tak przeprowadzanie całej oficjalnej i długotrwałej procedury wydalenia. Tymczasem uproszczenie zasad ekspulsji stanowiło kluczowy artykuł ustawy imigracyjnej z 2024 r., przyjętej dzięki Republikanom i ogłoszonej mocną „zaporą” antyimigracyjną. Teraz „zapora” jest rozbierana przez Radę Konstytucyjną kawałek po kawałku i to po raz kolejny.

Rada zakwestionowała kluczowy artykuł ustawy imigracyjnej ze stycznia 2024 r. i uchyliła poprawkę mającą na celu zatrzymanie osoby ubiegającej się o azyl zagrażającej porządkowi publicznemu. Uznano, że jest to sprzeczne z wolnością jednostki, zgodnie z artykułem 66 Konstytucji. Do czasu tego wyroku Rady, organ administracyjny mógł zatrzymać osobę ubiegającą się o azyl, której zachowanie stanowiło zagrożenie dla porządku publicznego. Pozwalało to na umieszczanie cudzoziemców w ośrodkach detencyjnych (CRA) na okres od kilku tygodni do 90 dni. Rada Konstytucyjna uznała, że jest to atak na wolność jednostki, niewspółmierny do celu zapewnienia porządku publicznego.

Ustawie wybito zęby po raz kolejny. Jeszcze w styczniu 2024 r., zaraz po uchwaleniu ustawy, Rada Konstytucyjna unieważniła od razu jej 35 artykułów, w tym ograniczenie darmowej opieki medycznej, warunkowe przyznawanie pomocy społecznej i zasiłków, wprowadzenie kwot migracyjnych itd. Z wielkich zapowiedzi została „atrapa” walki z migracją.

Na tym nie koniec „rozdwojenia jaźni” Republiki w tym temacie. Także sądy i to po raz kolejny utrudniają rządowi walkę z imigracją. I tak sąd administracyjny w Montreuil wyraził „poważne wątpliwości co do legalności decyzji prefektury Seine-Saint-Denis, która żądała od policji informacji na temat cudzoziemców”. Sąd w Montreuil, orzekając w trybie uproszczonym i pilnym, uznał, że prefekt departamentu Seine-Saint-Denis naruszył swoje uprawnienia. Zakwestionowany dokument został rozesłany do komisariatów policji, co ujawniły w kwietniu media, który polecał funkcjonariuszom policji dostarczenie informacji na temat aresztowanych w tym kraju obcokrajowców.

Zbieranie takich danych, miało zapewne ułatwiać możliwość odbierania prawa pobytu i ewentualne ekspulsje migrantów wchodzących w konflikty z prawem. Jednak natychmiast deputowani lewicowej partii Zbuntowana Francja (LFI) z tego departamentu, w tym przewodniczący Komisji Finansów Zgromadzenia Narodowego Éric Coquerel, wyrazili oburzenie tym „skandalicznym poleceniem”. Ich zdaniem jest to zakazane „profilowanie” podejrzanych, które ma za cel „drastyczne ograniczenie liczby wydawanych zezwoleń na pobyt”. Polecenie prefektury skarżyła bezpośrednio lewacka Liga Praw Człowieka i sześć innych stowarzyszeń tego typu. Sprawę wygrali, ale pokazuje to trudności, na jakie natrafiają na Zachodzie władze, które chcą chociaż w minimalnym zakresie porządkować napływ migrantów.

We Francji jest to kolejna decyzja sądu tego typu. Wcześniej Sąd administracyjny w Nantes, „zawiesił” podobny dokument w połowie kwietnia, uznając, że informacje o migrantach łamiących prawo, to „nieautoryzowane przetwarzanie danych osobowych”. Według władz, policja przekazała w sumie prefekturze czterdzieści akt prawnych, a wobec jednej osoby wszczęto postępowanie o cofnięcie zezwolenia na pobyt. Efekt niewielki, ale okazuje się, że system nie dopuści i takich precedensów…

Rzeczywistość skrzeczy

Tymczasem kolejne raporty służb wskazują na kolejne problemy z migracją. Jednym z nich jest 100 tys. Afgańczyków na terytorium kraju. Jeszcze w 2007 roku we Francji przebywało 1600 uchodźców z Afganistanu, a obecnie liczba ta przekroczyła już 100 tysięcy i poważnie niepokoi władze. Raport Fondapol ostrzega przed masowym zjawiskiem tej migracji i coraz większymi trudnościami z integracją przybyszów z tego kraju.

Autor raportu Didier Leschi, dyrektor francuskiego Biura ds. Imigracji i Integracji, wskazuje na ograniczenia francuskiego modelu przyjmowania i integracji. Raport podkreśla szybki najazd osób uważanych za odległych kulturowo, cywilizacyjnie i językowo i Afgańczycy są tu dobrym przykładem. W 2025 r. ich liczba przekroczyła 100 tys., bo ta fala migracyjna została napędzona kryzysem migracyjnym z 2015 r., a później dojściem w Kabulu do władzy talibów w 2021 r. Raport stwierdza, że migranci z tego kraju, to osoby „niekoniecznie wrogo nastawione do Talibów”, które wyjechały przede wszystkim z powodów ekonomicznych. Migrację Afgańczyków stanowią głównie mężczyźni, a 85 proc. z nich to osoby o „niskich kwalifikacjach”.

Nic dziwnego, że ponad połowa z nich jest obecnie bezrobotna i żyje z zasiłków. Raport wskazuje także na „coraz mniejszy brak chęci Afgańczyków do integracji z zachodnimi normami”, dotyczy to zwłaszcza ich relacji i stosunku do kobiet. Ta społeczność jest także nadreprezentowana w przestępczości, szczególnie seksualnej. Podobnie w Niemczech, gdzie Afgańczycy są 20 razy częściej sprawcami molestowania seksualnego i pedofilii niż sami Niemcy. Raport stawia pytania o zbyt pobłażliwe traktowanie we Francji przybyszów z tego kraju, którzy zbyt łatwo uzyskują tu azyl, a co za tym idzie prawo pobytu. Nad Sekwaną 80 proc. Afgańczyków składających wnioski otrzymuje azyl, podczas gdy Szwecja i Dania praktycznie zamknęły przed nimi w ostatnich latach swoje granice.

Najnowsze