Eksperci wojskowi dywagują nad potencjałem wojennym Iranu w obliczu ataku Izraela. Wskazują, że kraj ten posiada przestarzałe F-14, ale też hipersoniczne pociski „Fattah”, czy zaawansowane drony. Dodatkową bronią mogą też być terrorystyczne ataki…
Czasy, kiedy to armia irańska była najpotężniejsza na Bliskim Wschodzie, obok Izraela, już jednak minęły. Ironią historii jest, że za czasów rządów dynastii Pahlawich, Iran współpracował z Izraelem w sprawach wojskowych i podpisano w 1977 roku umowę o rozwoju wspólnych pocisków balistycznych.
Produkty tego programu latają obecnie nad Bliskim Wschodem. Izrael zaatakował około setki obiektów nuklearnych i wojskowych w Iranie w nocy z czwartku na piątek, zabijając m.in. przywódcę Gwardii Rewolucyjnej. Zaatakowano obiekty nuklearne w Fordo i Isfahanie, a także ośrodek wzbogacania uranu w Natanz, położony w środkowej części kraju. Zginęli również naukowcy, tacy jak Mohammad Mehdi Tehranchi, fizyk teoretyczny i rektor Islamskiego Uniwersytetu Azad w Teheranie, oraz Fereydoun Abbasi, były szef Organizacji Energii Atomowej Iranu.
Armia izraelska tłumaczyła swoją operację eliminacją „zagrożenia nuklearnego” ze strony Iranu, chociaż w tym samym czasie trwały w tej sprawie intensywne zabiegi dyplomatyczne. Brało w niej udział 200 samolotów i agenci Mosadu. Teheran obiecał „silną odpowiedź”, która obecnie trwa i potrafiła naruszyć „żelazną kopułę”, czyli system ochrony Izraela.
Eksperci przypominają, że Republika Islamska rozwijała swoje siły zbrojne i nie jest tu całkowicie bezbronna. Riposta Teheranu była oczekiwana, ale jest „niewątpliwie bardziej niszczycielska niż się spodziewano”.