Nie dość, że jest kolejny projekt podwyższenia płacy minimalnej, to do tego jest on tak śmieszny, że rodzą się pytania o jakikolwiek sens prac i marnowania na niego publicznych środków. Chodzi bowiem o podwyżkę w wysokości 3,70 zł.
Rząd zapowiedział podniesienie płacy minimalnej w tym roku. Ma ona wynieść 4666 zł.
Podwyżka chwilowo miałaby poprawić byt kosztem wszystkich innych około 3 mln osób. Tyle bowiem jest zatrudnionych na umowie o pracę za najniższe legalne wynagrodzenie.
W praktyce podwyżka jest śmiesznie niska. Ministerstwa, Sejm i komisje miałyby bowiem pracować po to, by podwyższyć minimalną pensję o 3,70 zł.
Temat poruszono w „Śniadaniu w Trójce”.
– Gdyby liczyć minimalne wynagrodzenie za pracę według algorytmu ustawowego i zastosować taki wskaźnik weryfikacyjny, to należałoby podnieść to wynagrodzenie minimalne o 3,70 zł – powiedział Sebastian Gajewski z Lewicy.
– Mamy taką informację od ministra finansów, że nie ma dążenia do tego, żeby podnosić płacę minimalną o 3,70 zł, ewentualnie o wskaźnik inflacji – dodał.
Następnie zaznaczył, że „gdyby stosować przewidziane przez ustawę o minimalnym wynagrodzeniu wskaźnik weryfikacyjny, to wyszłoby 3,70 zł”.
– W rządzie nie ma takiej propozycji, żeby o 3,70 zł podwyższać płacę minimalną – twierdził.
Andrzej Szeptycki z Polski 2050 zauważył, że „efekt wizerunkowy, nawet jeżeli to jest propozycja robocza, jest fatalny”.
– Wracamy do tego, że po jednej strony są te elity warszawskie, a po drugiej stronie są ludzie, dla których naprawdę te pieniądze i ta pensja minimalna to jest część ich rzeczywistości – mówił Szeptycki.
– To brzmi fatalnie i może lepiej tego już nie podnosić, jeżeli jest taka opcja, niż podnosić o 5 złotych, bo dopóki się czegoś nie rusza, to o tym nie ma mowy – kontynuował.
Wówczas Gajewski wtrącił, że „nie ma takiej możliwości, by nie podnosić płacy minimalnej”.
– Powiedziałem tylko, że jeżeli nie ma innej opcji, to zamiast trzech złotych, w ogóle nie podnosić, a najlepiej podnieść więcej – powiedział poseł z Polski 2050.
Obecny w programie Paweł Kowal z PO złapał się w trakcie tego za głowę i zaczął dawać znać koledze z koalicji, że nie zgadza się z tym, co mówi.