Polacy coraz częściej dostają odmowy kredytów, więc próbują załatwić sobie pieniądze inaczej. W ten sposób trafiają do szarej strefy, gdzie obowiązują gangsterskie reguły.
Uczestnik badania jakościowego Federacji Konsumentów, skoncentrowanego na osobach wypchniętych poza regulowany rynek kredytowy opowiedział, jak wyglądało jego zawarcie umowy z osobą udzielającej pożyczki prywatnie.
– Umówiliśmy się pod jednym z charakterystycznych punktów w mieście. Mężczyzna miał już przygotowaną kartkę, chciał mój dowód. Zabrał mnie do samochodu i wyjaśnił zasady: pożycza mi 1000 zł na miesiąc, a oddać muszę 2000. Za każdy dzień spóźnienia 100 zł więcej. Powiedział wprost: jeśli się spóźnię, przyjadą chłopaki z miasta i po prostu odbiorą – powiedział.
W marcu przeprowadzone zostało badanie na zlecenie Federacji Konsumentów oparte na wywiadach telefonicznych z osobami wypchniętymi na rynek pożyczkodawców prywatnych. Raport zatytułowano „Doświadczenia polskich konsumentów, którzy otrzymali odmowę udzielenia pożyczki przez banki i instytucje pożyczkowe”. Omówił go portal money.pl, który dotarł do niego jako pierwszy.
Głównym powodem korzystania z pożyczek prywatnych była negatywna ocena Biura Informacji Kredytowej. Ponieważ jednak żyć trzeba, Polacy próbowali inaczej.
„Dla wielu odmowa kredytu była więc nie końcem, lecz początkiem znacznie groźniejszej ścieżki. Tam nie obowiązują limity kosztów ani sądowe wezwania” – podaje money.pl.
Każdy z przypadków był inny, podobnie i sposoby zabezpieczeń. Od zastawu sprzętu RTV i AGD zaczynając na groźbach kończąc.
– Bardzo trudno mierzyć się z szarą strefą. To obszar, który powinien zostać zagospodarowany przez działania edukacyjne i informacyjne – i to na ogromną skalę – przekonywała Monika Kosińska-Pytel, prezes Federacji Konsumentów.
Warto przy tym zaznaczyć, że groźba wprost wyrażona w razie braku spłaty niewiele się realnie różni od groźby pozbawienia majątku w świetle prawa. Po prostu jest to kwestia formy.
– Chodzi nie tylko o ich zakres, ale o systemowe podejście do pracy z konsumentami, którzy potencjalnie stają się klientami szarej strefy. Już podczas prac nad ustawą antylichwiarską sygnalizowaliśmy ustawodawcy, że taki problem może się pojawić. I niestety pojawił się – kontynuowała.
Jedna z uczestniczek badania przyznała, że nie przeczytała dokładnie umowy.
– Dopiero później zaczęłam analizować umowę i okazało się, że pożyczyłam 800 zł, a muszę oddać 1600, czyli dwa razy tyle. Szczerze mówiąc, byłam w szoku. Nie wiedziałam, że jeszcze są firmy pożyczkowe, które stosują aż takie oprocentowanie. Teraz wiem, że większość z nich działa już na innych warunkach, ale wtedy ten procent dosłownie mnie zabił – mówiła.
Tu też należy zaznaczyć, że to normalna sytuacja. W przypadku kredytu np. na dom trzeba spłacić – zależnie od banku – najczęściej więcej, niż dwukrotność pożyczonej kwoty.
„Wszystko to dzieje się tuż obok rynku, który miał chronić konsumentów. W grudniu 2022 roku weszła w życie wspomniana tzw. ustawa antylichwiarska. Część jej przepisów zaczęła obowiązywać w 2023 i 2024 roku – najpierw wprowadzono twarde zasady badania zdolności kredytowej, później objęto branżę pożyczkową nadzorem Komisji Nadzoru Finansowego. Celem regulacji było maksymalne ograniczenie kosztów pozaodsetkowych (do 45 proc. kwoty finansowania dla pożyczek długoteminowych i 5 proc. dla chwilówek) i eliminacja lichwy” – czytamy na money.pl.
Z raportu Związku Przedsiębiorstw Finansowych oraz Centrum Informatyki Resortu Finansów wynika, że w grudniu ubiegłego roku aż 77 proc. osób ubiegających się o pożyczkę w instytucji pozabankowej spotkało się z odmową. Natomiast nie zlikwidowało to oczywiście ich potrzeb.
Zdaniem prezes Federacji Konsumentów na etapie prac nad ustawą nikt nie analizował skutków tych regulacji. I nie dziwne – wówczas rządził PiS.
– Z naszych obserwacji jasno wynika, że coś w obecnych przepisach nie działa, skoro widzimy w internecie coraz więcej ogłoszeń typu „pożyczka bez BIK” – podkreśliła prezes Kosińska-Pytel.
Czy będzie weryfikacja stanu prawnego? Ano owszem – w 2028 roku, jak poinformowało Ministerstwo Sprawiedliwości.
Ciekawy jest też inny przypadek z badania. Otóż ludzie dają się naciągać, by otrzymać rzekomą pożyczkę.
– Szukałam pożyczki przez Facebooka, w grupach pożyczkowych. Dołączyłam do kilku i przeglądałam ogłoszenia – kto udziela pożyczek. Sprawdzałam imię, nazwisko, żeby było polskie, patrzyłam też, jak długo istnieje profil. Bo tam jest pełno oszustów – konta zakładane dzień, dwa wcześniej. Naciągają ludzi. Każą najpierw przelać pieniądze na konto, obiecują, że potem podpiszą umowę i udzielą pożyczki. Oczywiście to wszystko oszustwo. Trzeba bardzo uważać. A do tego kuszą niskim oprocentowaniem, na przykład 3 proc. – powiedziała jedna z uczestniczek badania.
Pytanie, czy jakiekolwiek regulacje warto wprowadzać, by chronić tak naiwnych ludzi kosztem innych?