Szefowa resortu klimatu Paulina Hennig-Kloska poinformowała, że „rząd w trybie obiegowym przyjął projekt ustawy wiatrakowej”. Oznacza to zmniejszenie minimalnej odległości wiatraków od zabudowań do 500 metrów.
Hennig-Kloska przekazała w mediach społecznościowych o przyjęciu przez rząd projektu ustawy o elektrowniach wiatrowych na lądzie.
„To ważny kroku w dążeniu rządu do obniżenia cen prądu w Polsce. Wprowadzamy rozwiązania, które będą wspierać wytwarzanie energii z odnawialnych źródeł” – przekonywała.
Należy zaznaczyć, że jedynym skutecznym sposobem na obniżenie cen prądu jest odejście od unijnych opłat ETS. Wskazują na to jednoznacznie eksperci, o czym ostatnio ponownie pisaliśmy.
Gdyby nie unijne opłaty, mielibyśmy najtańszy prąd w Europie. A tak czeka nas cenowa apokalipsa
Kancelaria Premiera potwierdziła, że zmieniono dopuszczalną odległość wiatraków od zabudowań. Niekorzystne dla mieszkańców rozwiązanie próbowano przykryć rzekomym polepszeniem klimatu.
„Jednym z najtańszych OZE jest energia pochodząca z wiatru. Dlatego złagodzona została restrykcyjna zasada lokalizowania minimalnej odległości elektrowni wiatrowych od budynków mieszkalnych – z obecnych 700 m do 500 m. Nowe rozwiązania przewidują także ułatwienia, jeśli chodzi o modernizację istniejących elektrowni wiatrowych (tzw. repowering)” – napisano w komunikacie.
Co ciekawe, określono minimalne odległości elektrowni wiatrowych od parków narodowych i obszarów Natura 2000. W tym drugim przypadku minimalna odległość wynosi tyle, co w przypadku zabudowań.
Natomiast w pierwszym wynosi ona 1500 metrów. Oznacza to, że rząd stawia park narodowy wyżej, niż zdrowie i życie ludzi.
Z kolei odległość wiatraka od drogi krajowej ustalono na 1H. Oznacza to odległość odpowiadającą wysokości wiatraka.