Polityk PSL i były członek Konfederacji Artur Dziambor w rozmowie z Janem Pińskim komentował sprawę Kongresu Konfederacji oraz ocenił, jakie szanse – a raczej ich brak – ma Grzegorz Braun na odzyskanie jakichkolwiek praw w dawnym prawicowym ugrupowaniu.
W sobotę odbył się Kongres Konfederacji. Tuż przed nim usunięci z listy członków ugrupowania zostali Robert Iwaszkiewicz z partii KORWiN oraz Włodzimierz Skalik z Konfederacji Korony Polskiej (KKP). W ten sposób tzw. neokonfederacja zyskała większość na Kongresie.
W efekcie zwołanego na szybko – choć i tak po statutowym terminie – Kongresu wybrano nową Radę Liderów i funkcje w Konfederacji. Co ciekawe, Sławomir Mentzen, który faktycznie wszystko teraz kontroluje – nie licząc Przemysława Wiplera, o którym mówi się, że kontroluje Mentzena – nie znalazł się formalnie w Radzie Liderów.
Sprawa wywołała wielkie emocje w środowisku prawicowym. Wiele osób skomentowało też te wydarzenia. Przeczytacie o nich poniżej.
- Szokujące rozgrywki w Konfederacji Bosaka i Mentzena. Korwin-Mikke UJAWNIA: „To jest rekord światowy” [VIDEO]”
- Konfederacja wybrała nową Radę Liderów. Korwin-Mikke oburzony [VIDEO]
- Intrygi wokół Kongresu Konfederacji. Decyzje będą nielegalne? „Partią powinien się zająć kurator”
- Noc szybkich wyroków. Kulisy usunięcia Skalika i Iwaszkiewicza. „Uniemożliwienie skorzystania z prawa do obrony””
- „Wrogie przejęcie Konfederacji”. Zmiany personalne dzień przed Kongresem
- Co działo się na Kongresie Konfederacji? Fritz UJAWNIA szokujące praktyki. Złożył wniosek
Przegrana sprawa
Głos w tej sprawie w rozmowie z Janem Pińskim zabrał teraz Artur Dziambor. Były polityk Konfederacji, obecnie związany z PSL ocenił, że dla Grzegorza Brauna i Janusza Korwin-Mikkego „sprawa jest przegrana”.
– Generalnie sądy nie mieszają się w tego typu rozgrywki wewnątrzpartyjne. Jeden jedyny wyjątek, jaki ja pamiętam, jaki jestem w stanie sobie przypomnieć, kiedy sądy rzeczywiście zdecydowały o tym, że władzy w partii nie powinien pełnić ten, kto ją pełni uzurpatorsko, w jakiś tam zły sposób, niestatutowy, tylko ten, który złożył wniosek, to chyba przypadek Porozumienia i pojedynku Adama Bielana z Jarosławem Gowinem – powiedział Dziambor.
– Generalnie jest tak, że oczywistością jest, że obecne władze Konfederacji złamały statut. Były władzami uzurpatorskimi przez długi czas, ponieważ nie organizowały Kongresu. Nie organizowały Kongresu niezgodnie ze statutem. Miał się odbyć już wiele miesięcy temu, w jakiś tam sposób się zamykając. […] Teraz Kongres miał się odbyć już wiele miesięcy temu. Nie odbył się, dlatego że obecni liderzy nie czuli potrzeby, żeby się odbywał. No bo po co w sumie? Poza tym sprawa Brauna jeszcze nie została rozwiązana do końca w tamtym czasie. Jeszcze trzeba było się z nim dzielić łupem – ocenił.
Awantura o „duży łup”
Zaznaczył następnie, że „łup jest duży”. – O tym, kto decyduje o pieniądzach z subwencji partyjnej, a to są grube miliony złotych, które leżą na koncie Konfederacji, decyduje tychże właśnie 12 gniewnych ludzi. Oni między sobą to sobie dzielą. I mogą to podzielić wedle własnego uznania. Dzisiaj ten podział to jest fifty-fifty – podkreślił
– Skończyło się udawanie właściwie, no bo póki był Grzegorz Braun i byli tam jeszcze ludzie z Wolnościowców, póki jeszcze – w ogóle cofnijmy się w bardzo daleką przeszłość – kiedy był jeszcze Jakubiak, Liroy i tak dalej, no to to było takie miejsce, w którym się faktycznie ścierały różne poglądy i ta Rada Liderów była pewnym miejscem walki, to znaczy nikt nie miał dominacji. Korwin-Mikke miał pięć głosów, cztery głosy miał Ruch Narodowy, Grzegorz Braun miał dwa, Liroy z Jakubiakiem mieli jeden. I nie było przewagi dla nikogo takiej, że sam może zdecydować za całość – stwierdził Dziambor.
– Później to się zmieniało, no bo się pozbywano po kolei kolejnych członków niewygodnych. Tych, którzy nie słuchali jedynego właściwego przywódcy. Korwina-Mikke Sławomir Mentzen z Wiplerem wykorzystali do tego, żeby przeprowadzić swoje zmiany. Wtedy on w swojej naiwności myślał, że to są jego ludzie. Okazało się, że jak tylko wykorzystali go i spełnili wszystko to, co potrzebowali dzięki niemu, jego rękami, no to potem jego też wyrzucili – przypomniał Dziambor.
– On był biedny, nieświadomy tego, że odbywa się coś takiego za jego plecami, że on jest następny w kolejce, tylko jemu cały czas mówią, że „nie, nie, przy tobie prezesie stoimy, stać będziemy” i takie inne bajki. Niektórzy w to uwierzyli, niektórzy do dziś w to wierzą – ironizował.
Kongres Konfederacji i plan pozbycia się prawicy
– No więc teraz doszło w końcu do tego Kongresu. Doszło do tego Kongresu chyba dlatego, że Grzegorz Braun postanowił jednak nie dać się pokroić całkowicie od razu wtedy, kiedy będzie rozdawanie list na przykład. No bo z oczywistych względów on chciał więcej, tak? Chciał więcej pieniędzy, chciał więcej miejsc w Radzie Liderów, chciał więcej jedynek na listach, bo miał jedynie sześć. Był mocno niedoszacowany. No, ale tego oni chcieli dać – powiedział Dziambor.
– Sławomir Mentzen nawet jednym wywiadzie powiedział, że „Grzegorz Braun chciał coś, czego ja stwierdziłem, że mu nie dam, bo nie ma takiej wartości, jaką on myślał, że ma”. No i Grzegorz Braun miał przed sobą bardzo prosty wybór: Posiedzieć sobie w tym europarlamencie i tam sprawdzać stan konta, bo pewnie ładny, i zakończyć karierę za parę lat… – mówił Dziambor, na co przerwał mu Piński, że w kolejnych wyborach „byłoby jasne, że Konfederacja by go zarżnęła”
– Tak, 2027. W 2027 była pewność, że nie będzie braunistów w żadnej Konfederacji. Bo taki był od samego początku plan, żeby nie było braunistów w Konfederacji, ani żeby Korwina nie było. To było artykułowane przez obecnych liderów Konfederacji już wiele lat temu, tylko bez nich w pokoju. Bo jak oni byli, to oczywiście trzeba było utrzymywać formułę, w której jesteśmy wszyscy jedną wielką, szczęśliwą rodziną. No i teraz sytuacja przyspieszyła, bo Grzegorz Braun postanowił jednak nie dać się pokroić i wystartował jako kandydat na prezydenta jakby przeciwko Sławkowi Mentzenowi, żeby pokazać mu, że jego wartość wynosi tyle i tyle. Policzmy się, tak? – powiedział.
– Ten Kongres odbył się w bardzo ciekawy sposób, ponieważ tak jak mówiłem, w 2019 Janusz Korwin-Mikke decydował o tym, kto będzie członkiem partii Konfederacja. I dzisiejsi członkowie partii Konfederacja w dużym stopniu to są ludzie Grzegorza Brauna i Korwin-Mikkego, a nie Sławomira Mentzena. I oni wiedząc o tym, na ostatnią chwilę pousuwali kilku ludzi, podopisywali kilku ludzi, żeby aby zabezpieczyć wynik – mówił.
– No i zabezpieczyli ten wynik w taki sposób, że mają dzisiaj większość – stwierdził.
Braun i Korwin-Mikke muszą rozwinąć własną partię?
Następnie Jan Piński zapytał, „co zrobi z tym sąd”. – Dlatego że w grę wchodzi stawka niebagatelna, bo to jest kontrola, tak jak sam powiedziałeś, nad kilkudziesięcioma milionami złotych. I moim zdaniem to oczywiście duży, duża szpila w Janusza Korwin-Mikkego, w Grzegorza Brauna, którzy moim zdaniem potraktowali tę batalię prawną po macoszemu, jakoś nie mając do niej serca, oni tam zrobili, złożyli te zawiadomienia. Natomiast ja powiem szczerze, rozmawiałem z nimi parę razy, to trzeba było ich tam wypychać do tego sądu po prostu, no tak bez wiary i serca, mimo że jest jasne i oczywiste, że takich rzeczy nie można robić – mówił Piński.
– Jak w Braveheart’cie, tak? Historia jest pisana przez tych, którzy wieszali bohaterów. A więc zwycięzcy zawsze mają rację. No i to jest coś, co ja przechodziłem. Coś, co teraz przechodzi Grzegorz Braun i Korwin-Mikke, ponieważ no też miałem taką sytuację, że ja zostałem wyrzucony. Wcześniej były wobec mnie łamane zasady, były łamane uchwały Rady Liderów. Usłyszałem od wicelidera, że nie ma takiej uchwały, której nie da się odwołać, a od Sławka, że po prostu nie ma, że nie ma nic znaczenia, tak, bo to on decyduje. Więc ostatecznie jest tak, że wygrywa ten kto wygrał. I wszelkie kruczki prawne, próby prawnego odzyskania partii dla Korwin-Mikkego i dla Grzegorza Brauna są o tyle moim zdaniem utrudnione, że oni de facto na sali chyba nie będą i tak mieli większości. To znaczy tam paroma głosami chyba przeszła ta większość, która jest, natomiast gdyby to były normalne warunki, gdyby nie było tych chocków, tego gerrymanderingu tak zwanego wewnętrznego, to nie wiem, czy doszłoby do sytuacji, w której Konfederacja zostałaby przejęta przez Korwin-Mikkego i Grzegorza Brauna – odpowiedział Artur Dziambor.
– Tam brakowało na pewno decyzji Ruchu Narodowego. Ale Ruch Narodowy zawsze pójdzie z silniejszym. Też to pokazali, że pójdą z silniejszym, więc wybrali sobie Sławomira Mentzena. Dzisiaj Sławomir Mentzen jest właścicielem tej partii. Nie jest w Radzie Liderów, a i tak będzie decydował? Więc ja nie wiem, z punktu widzenia takiej prawnej uczciwości, no to trzymam kciuki za to, żeby tam się panom Braunowi i Korwinowi udało – ocenił.
– Natomiast z punktu widzenia praktyki, czy mojej wiedzy na temat tego, jak to praktycznie często wychodzi, troszkę myślę, że będą musieli jednak sobie próbować rozwinąć własną partię – podsumował Artur Dziambor z PSL.