Strona głównaMagazyn„Uderzenie obuchem” i „głębokie pęknięcie”

„Uderzenie obuchem” i „głębokie pęknięcie”

-

- Reklama -

Wydaje się, że od końca stycznia br. władze i siły USA już nie tylko przestały być pewnym sojusznikiem władz Unii Europejskiej, Republiki Francuskiej i RFN, ale też stopniowo stają się ich przeciwnikiem. Co zapewne kiedyś w końcu wymusi jakieś istotne zmiany w polityce władz UE – też w tej wewnętrznej, gospodarczej i „klimatycznej”.

Na mocno krytyczne wobec polityki władz i rządów UE przemówienie wiceprezydenta USA w Monachium (14 lutego), setki przedstawicieli euro-komuny, tj. pasożytującej na narodach Europy wielotysięcznej sitwy euro-komunistycznych polityków, wyższej rangi urzędników i funkcjonariuszy mediów, którzy od lat zarządzają krajami Europy, zareagowały panicznym oburzeniem i wielką złością. Oczywiście na razie jeszcze nie zanosi się na jakąś znaczącą zmianę ich poglądów, postaw i konkretnej polityki.

- Reklama -
1,5 proc. dla Fundacji Najwyższy Czas!

W cieniu licznych tematów i codziennych newsów dot. spraw USA i ich nowej polityki, wielu wydarzeń i wypowiedzi dyplomatycznych – związanych też ze sprawami Ukrainy czy Rosji, od stycznia przemykały kolejne niedobre wieści z unijnej Brukseli. Okazało się, że pomimo wielkiej zmiany sytuacji i polityki w Ameryce, lewicowi komisarze i politycy z większości państw UE chcą nadal kontynuować ich katastrofalny dla narodów Europy „Zielony Ład”, „zrównoważony rozwój”, zgubne przyjmowanie i ogromnie kosztowne utrzymywanie milionów imigrantów, ograniczanie wolności słowa i prasy, cenzurowanie Internetu itd. Nic więc dziwnego, że konserwatywno-wolnościowy, młody i dynamiczny wiceprezydent USA J. D. Vance skrytykował te i inne neo-sowieckie „zagrożenia dla Europy” i dla jej różnych tradycyjnych wolności, w tym dla „demokracji” w rozumieniu amerykańskim.

Europa Suwerennych Narodów

W okresie od 20 stycznia do 17 lutego br. w USA i na całym Zachodzie wydarzyło się już wystarczająco wiele, żeby doprowadziło to rządzących Europą do jakiegoś otrzeźwienia i do zmiany ich politycznego kursu. Przynajmniej w tak naglących sprawach, jak zatrzymanie masowej nielegalnej imigracji czy niszczenia przemysłu, budownictwa i transportu krajów Europy przez kolejne polityki „ochrony klimatu”, redukcje emisji gazów, ETS-sy itp. absurdalne i wręcz zbrodnicze w swoich skutkach projekty i „polityki” neo-sowieckich (w tym sensie) rządów i władz Unii Europejskiej. Ale przynajmniej do 17 lutego br. nic takiego w unijnej Brukseli, w rządowym Paryżu czy Berlinie nie wydarzyło się, co by wskazywało na jakieś otrzeźwienie rządzących UE polityków, komisarzy i urzędników i na tę zmianę ich kursu. Wręcz przeciwnie – np. 12 lutego komisarze i posłowie UE, podczas posiedzenia parlamentu UE, potwierdzili swój „cel redukcji emisji dwutlenku węgla o 90 procent” do roku 2040.

- XVI Konferencja Prawicy Wolnościowej -

Okazało się po raz kolejny, że „klimatyczny” obłęd wcale nie opuszcza umysłów rządzących UE eurokomunistów. Bo w okresie od 20 stycznia, gdy Stany Zjednoczone i kilka innych istotnych krajów już powracają do gospodarki opartej na paliwach kopalnych i ich rosnącym wydobyciu, a największe w świecie banki i fundusze inwestycyjne już rezygnują z dalszego finansowania i wspierania absurdalnej „dekarbonizacji”, tak mocno forsowanej przez władze UE od prawie 20 lat, lewicowi władcy UE nadal trwają w oparach swej „klimatycznej” i „zielonej” utopii, która już tak wiele kosztuje europejskie kraje i narody.

Potwierdziły się więc obawy zwolenników wolności i rozsądku w polityce gospodarczej, że przygotowywana w unijnej Brukseli rewizja tzw. Zielonego Ładu wcale nie dotyczy jego celów, ale wyłącznie środków „niezbędnych” do ich osiągnięcia. A toczone w Brukseli od kilku miesięcy dyskusje dotyczą nie likwidacji, ale wyłącznie przesunięcia w czasie lub „uelastycznienia” tzw. dyrektywy wywłaszczeniowej, systemu ETS2 czy zakazu samochodów spalinowych. Jak widać, nawet już znaczny kryzys gospodarczy w Niemczech i innych krajach UE, rekordowe ceny paliw czy rewolucja „zdrowego rozsądku” w USA nie są w stanie zmusić tych eurokomunistów do jakiejś zasadniczej zmiany ich polityki.

W związku z tym wydaje się, że (wbrew opinii niektórych gazet niemieckich, włoskich i innych) nawet ww. stanowcze i pro-wolnościowe przemówienie wiceprezydenta USA, choć niewątpliwie wstrząsnęło rządzącymi w Brukseli i krajach UE euro-socjalistami i lewakami, jednak nie przyniesie jakiegoś przełomu w konkretnej polityce obecnych władz UE i jej najważniejszych rządów – przynajmniej w najbliższych kilku miesiącach.

W stronę obrony wolności i tradycji

Wiceprezydent J. D. Vance, który reprezentował USA w Monachium, w swoim przemówieniu zaznaczył, że „Europa” nie może nadal liczyć na ciągłe i bezwarunkowe poparcie władz USA. I mocno skrytykował władców i rządy UE – między innymi za ich deficyty wolności i demokracji. W ponad 18-minutowym przemówieniu Vance nie skupił się, jak tego oczekiwali organizatorzy tej corocznej „konferencji bezpieczeństwa”, komisarze UE i rządy RFN i innych państw, na oczekiwaniach władz USA co do zwiększenia wydatków państw Europy na wojsko czy na sprawach dot. ich większego zaangażowania w pomaganie kijowskiej Ukrainie. Zamiast tego oskarżył komisarzy i inne władze UE oraz kilka europejskich rządów (w tym także rząd brytyjski) między innymi o silne ograniczanie wolności i demokracji w ich krajach, o cenzurowanie Internetu, prasy i wypowiedzi, o dalsze tolerowanie niekontrolowanej, masowej i nielegalnej imigracji. W związku z tym wywołał dość powszechne „oburzenie europejskich polityków” i „za swoje przemówienie nie otrzymał prawie żadnych braw” od zaskoczonych słuchaczy – w znacznej większości reprezentujących różne władze i rządy Europy (wg DPA).

Vance stwierdził między innymi, że główne zagrożenie dla Europy pochodzi nie z Rosji czy z Chin, lecz z wewnątrz kontynentu i od jego władz. To główne zagrożenie to „odchodzenie Europy od jej dawnych wartości”. Powiedział: – Zagrożenie, które najbardziej mnie martwi, gdy myślę o Europie, to nie Rosja czy Chiny, to nie jakakolwiek inna potęga zewnętrzna. To, co mnie martwi, to zagrożenie wewnętrzne, odejście Europy od niektórych z jej najbardziej podstawowych wartości – tych wspólnych ze Stanami Zjednoczonymi”. Zarzucił rządom państw i władzom Unii Europejskiej cenzorskie zapędy pod pretekstem tzw. „walki z dezinformacją” i z „mową nienawiści”, ignorowanie woli własnych obywateli i zasad wolnościowej demokracji, prześladowanie chrześcijan i ich zasad. Podał przykłady wielu kar dla chrześcijan protestujących przeciwko aborcji czy islamskiej imigracji w Wielkiej Brytanii, w Niemczech i Szwecji. I wręcz porównał niektóre projekty i polityki władz UE i władz brytyjskich do tych ze Związku Sowieckiego. Jako jeden z nagannych przykładów wskazał anulowanie przez krajowe władze [pod naciskiem władz UE] wyborów prezydenckich w Rumunii. Wezwał też Europejczyków do pilnej „zmiany kursu” w kwestii imigracji. Przypomniał im, że „żaden wyborca na tym kontynencie nie poszedł do urn, żeby otworzyć wrota dla milionów nielegalnych imigrantów”. Dodał, że „masowa imigracja” jest „najpilniejszym” problemem, z jakim zmagają się wszystkie kraje Zachodu.

Wiceprezydent USA zwrócił też uwagę, że Ameryka od lat broni przed zagrożeniami zewnętrznymi te europejskie państwa i rządy, które teraz już „nie słuchają swoich narodów”. Słusznie! Zasygnalizował więc wątpienie obecnych władz USA w sens dalszej obrony tych państw i ich władz. Spytał wprost: „Czy jeszcze warto bronić takiej Europy?”.

Prasa o wystąpieniu Vance’a: to afront i zimny prysznic

Jak na te słowa wiceprezydenta USA zareagowała prasa niemiecka czy np. włoska? Niemal wszystkie te gazety były pełne słów oburzenia na stwierdzenia i opinie wiceprezydenta. Np. wielkonakładowa i lewicowa „Süddeutsche Zeitung” napisała, że „powiedzieć, że to był afront, to za mało powiedzieć”. A ponadto: teraz to „już nikt nie wie, jaką wartość ma jeszcze sojusz NATO”. Zu Recht!

Z kolei tygodnik „Die Zeit” stwierdził, że słowa wiceprezydenta USA były „dla Europy” jak „uderzenie obuchem”. I to jest „epokowy zwrot”, bo „fundamentem relacji UE z USA już przestały być wspólne wartości”. To był „zimny prysznic dla Europy” – stwierdził natomiast dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. A mocno lewicowy „Der Spiegel” pisał: „Czołowi politycy europejscy nadal liczą na to, że USA zmuszą Putina do sprawiedliwego pokoju na Ukrainie. Teraz Trump i Vance uzmysłowili im, że uważają ich za zbędnych”. I „wiceprezydent USA dostrzega w europejskich rządach już większe zagrożenie, niż we Władimirze Putinie [..]. [Vance] nie widzi też wspólnej podstawy do wspólnej obrony”. Więc jego przemówienie „uzmysłowiło Europejczykom” [tj. władcom UE], że teraz „pozostali oni osamotnieni w swoich dążeniach”, stwierdzał Markus Becker. Ocenił, że „reakcje w Europie sprawiają wrażenie bezradnych i rozpaczliwych”, ale „Europejczycy powinni wreszcie zaakceptować prawdę [..], że Stany Zjednoczone już przestały czuć się odpowiedzialne za bezpieczeństwo Europy. Więc najwyższy czas, aby sami się o to zatroszczyli, nawet jeśli będzie to wiele kosztowało” – podsumował komentator „Spiegla”.

Z kolei dziennik „Augsburger Allgemeine” ostrzegał: „Po tym wystąpieniu [Vance’a] nie ma już wątpliwości, że administracja Trumpa stanowi realne zagrożenie dla Europy i Niemiec. Jeden post Trumpa w mediach społecznościowych może już na zawsze zniszczyć wiarygodność NATO i jego gwarancje wsparcia. Jeśli Niemcy już teraz nie obudzą się i nie wyłożą więcej pieniędzy na swoją armię i nie spróbują wykuć europejskiej odpowiedzi dla Trumpa i Putina, to wtedy już nie da się nam pomóc”. Należy podkreślić, że polityków i komentatorów niemieckich jeszcze bardziej oburzyło sugerowanie przez wiceprezydenta Vance’a i Elona Muska czołowym niemieckim politykom – przede wszystkim tym z CDU i bawarskiej CSU, żeby po wyborach współpracowali także z konserwatywną i opozycyjną Alternatywą dla Niemiec. Donnerwetter!

A np. euro-komunistyczna „La Repubblica” z Rzymu pisała w tytule o rzekomo już rozwijającym się „buncie Europy” przeciwko władzom USA i zwracała uwagę na [w istocie bezsilne i dość żałosne] „protesty” władz RFN i republiki francuskiej przeciwko „ingerencjom ze strony władz USA” i „wykluczaniu Europy” z negocjacji w sprawie Ukrainy. Lewicowa komentatorka Natalia Tocci stwierdziła, że „USA stanowią już bezpośrednie zagrożenie dla Unii Europejskiej”, którą „dodatkowo chcą rozmontować skrajnie prawicowe europejskie ugrupowania polityczne oraz Kreml”. No proszę – chcą UE „rozmontować”. Co za skandal! W opinii tej euro-komunistki, ze strony USA „doszło do zwrotu akcji”. Celem tego jest „zniszczenie nas”, „celowe osłabienie, a może nawet zniszczenie Europy” (wg PAP). Jakiej „Europy”? Czy Europy chrześcijańskich narodów, wolności i tradycji? Na pewno nie. Bo w pojęciu wszelkiej maści euro-socjalistów i lewaków ta ich „Europa” to jest ta ich euro-komunistyczna, neo-sowiecka sitwa – rządząca krajami i narodami Europy już ponad 40 lat i pasożytująca na nich!

Ww. dziennik napisał też, że „w Europie” [tj. na rządowych salonach i w gabinetach urzędników i funkcjonariuszy UE] zapanował „alarm i stan nerwowości rządów”, czego wyrazem była m.in. decyzja prezydenta Emmanuela Macrona o zwołaniu nagłego „szczytu” szefów rządów 7 państw UE i Wielkiej Brytanii (17 lutego). Jak należało się spodziewać, ich rozmowy nie przyniosły ponoć żadnych wiążących i konkretnych postanowień w sprawach wojskowych, finansowych i ukraińskich. Super! Agencje prasowe podały, że ten „szczyt” nie zakończył się żadnym wspólnym komunikatem „ze względu na różnice zdań uczestników” w kwestii możliwego wysłania wojskowych kontyngentów na Ukrainę. A tego samego dnia, nazajutrz po zakończeniu zlotu dyplomatów i mediów w stolicy Bawarii, przewodniczący Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa Christoph Heusgen (były ambasador Niemiec przy ONZ w latach 2017–2021) stwierdził natomiast, że tegoroczna konferencja obnażyła „głębokie pęknięcie w sojuszu USA i Europy”. Richtig!

Ale najważniejsze wydaje się to, że pod presją licznych ww. i innych perturbacji i problemów już wywołanych w tej ich „Europie” przez „złego” i „nieobliczalnego” Donalda Trumpa i członków jego rządu, już faktycznie zaczyna pękać i kruszyć się niemal cały system polityczny i ustrojowy zwany Unią Europejską. Gut!

Najnowsze