Wczoraj w Warszawie odbył się protest pod hasłem „Stop alienacji rodzicielskiej”. Ojcowie protestowali przeciwko systemowemu odbieraniu im kontaktów z ich dziećmi przez matki oraz bezczynności państwa zezwalającego na taki stan. Uczestnicy protestu ukazali także skalę patologii utworzonej z jednej strony przez stanowiska przedstawicieli państwa, tj. sądów stających przeciwko mężczyznom i zdrowemu rozsądkowi, z drugiej zaś przez podłe działania kobiet.
Protest rozpoczął się wczoraj przed Biurem Rzecznika Praw Dziecka. Jego druga część odbyła się pod Sejmem.
Bezpodstawne zgłoszenia do prokuratury o przemoc
– Ostatni raz syna widziałem pod koniec września – powiedział reporterce RMF FM jeden z protestujących.
– Była żona stwierdziła, że dziecko będzie miało tylko jeden dom. Powiedziała mi to otwarcie i w trakcie rozwodu spróbowała dosłownie wszystkiego – dodał.
Kobieta zakładała mężczyźnie bezpodstawnie niebieskie karty. Zgłaszała go również do prokuratury i pomawiała o przemoc.
– Wszystko po kolei było umarzane, bo po prostu nie miało miejsca. Kiedy sąd chciał nam dać opiekę naprzemienną i wydał takie postanowienie na czas trwania postępowania, to żona tydzień później, gdy ja wyszedłem na godzinę z domu, po prostu spakowała dziecko i wyjechała z nim. No i widziałem go od tamtej pory dwa razy – wyznał.
Mężczyzna podkreśla, że państwo go w żaden sposób nie wspiera w tej sytuacji.
– Policja rozkłada ręce i odsyła do sądu, kurator przydzielony do naszej sprawy twierdzi, że może tylko zrobić notatkę. A ośrodek pomocy społecznej, który był zaangażowany, też rozkłada ręce, też może tylko zrobić notatkę, wszyscy odsyłają do sądu. A w sądzie to niestety działa tak, że składa się pismo i się czeka. Z kolei sądowe postanowienia nie są egzekwowane, więc co z tego, że sąd je wydał – wyjaśnił.
Fałszywy zarzut wystarczy, by prawnie odsunąć ojca
Kolejny pytany mężczyzna powiedział, że wedle orzeczenia sądu może widywać syna w poniedziałki, środy, piątki, w nieparzysty weekend, w wakacje, święta i w ferie zimowe. Matka uniemożliwia mu jednak kontakt.
– Nigdy nie zdarzało się tak, żebym mojego skarba nie odwiózł do domu na czas, bo skutkowałoby to oczywiście w polskim prawie uprowadzeniem własnego dziecka – wyjaśnił.
– Natomiast po świętach wielkanocnych ubiegłego roku został mi postawiony zarzut pobicia dziecka. Dziecko zostało dokładnie przebadane i pobicie zostało wykluczone. Ale sąd wydał postanowienie o ograniczeniu kontaktów na czas trwania sprawy. Na tę chwilę od 7 czerwca nie mam syna – zaznaczył.
Matka uniemożliwia kontakt i jest bezkarna
Kolejny ojciec nie widział swojej córki od listopada.
– Kiedy przyjeżdżam na kontakt, jestem informowany tylko, że córka nie chce iść, chce zostać z mamą i muszę opuścić miejsce, do którego przyjechałem, czyli obecne miejsce zamieszkania mojej córki i byłej partnerki, która tu się wprowadziła. W zeszłym roku, 5 lutego wyjechała 700 kilometrów stąd, do swojej rodziny. Nagle, bez żadnego słowa uprzedzenia, ustalenia ze mną, zabrała ze sobą córkę i ją wywiozła – powiedział protestujący.
– Zwracałem się do różnych instytucji, do różnych organizacji, ale cały czas odbijamy się od ściany. To bardzo długie terminy, a takie sprawy powinny się odbywać w ciągu dwóch, trzech miesięcy. Jak sąd może dobrze ocenić więź z rodzicem, skoro ta więź jest zaburzona przez drugiego rodzica, który uniemożliwia nam kontakt – wyjaśnił.
Państwo ma wywalone
Protestujący żądają konkretnych działań ze strony odpowiedzialnych instytucji. Chcą także wprowadzenia kar dla osób nie realizujących postanowień sądów.
– Co z tego, że te sądy dadzą opiekę naprzemienną, skoro dziecko i tak nie będzie wydawane? Ja bym oczekiwał, żeby ktoś wyszedł i powiedział, że on widzi problem i że zamierza pracować nad prawem w taki sposób, żeby były faktycznie te postanowienia respektowane. A jeśli nie będzie kar, nic się nie zmieni – stwierdził uczestnik protestu.