Strona głównaMagazynKrwawy Salomon. Zbrodniarz, który schronił się w Izraelu

Krwawy Salomon. Zbrodniarz, który schronił się w Izraelu

-

- Reklama -

Salomon (Szlomo) Morel, zbrodniarz komunistyczny, krwawy komendant obozów w powojennej Polsce, zmarł 14 lutego 2007 r. w Tel Awiwie jako dziadek wnucząt. Nigdy nie został osądzony, za to do końca życia dostawał z Polski wysoką emeryturę.

Pieniądze przelewało mu Biuro Emerytalne Centralnego Zarządu Służby Więziennej (podlegające Ministerstwu Sprawiedliwości), za pośrednictwem jednego z katowickich oddziałów ZUS (przez kilkanaście lat, do 1968 roku Salomon Morel był naczelnikiem aresztu śledczego w Katowicach).

- Reklama -
1,5 proc. dla Fundacji Najwyższy Czas!

Pieniądze przysługiwały mu na mocy ustawy o emeryturach mundurowych, podpisanej w 1994 roku przez prezydenta Lecha Wałęsę. Co roku emerytura była rewaloryzowana. Ostatnia wynosiła 5 tys. złotych – ogromna suma, szczególnie dla osoby ściganej międzynarodowym listem gończym. Co najmniej dwie próby odebrania mu tych pieniędzy w III RP nie powiodły się z jakichś absurdalnych powodów formalnych.

Europa Suwerennych Narodów

Nie był w Auschwitz

Po wojnie, znęcając się nad więźniami, Morel mówił: „Byłem w Auschwitz przez sześć długich lat i przysięgałem sobie, że jeśli stamtąd wyjdę, odpłacę tym samym wam – hitlerowcom”. W rzeczywistości w KL Auschwitz nie był ani jednego dnia.

- XVI Konferencja Prawicy Wolnościowej -

W 1983 roku Józef Tkaczyk otrzymał medal „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata”. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie nagrodził w ten sposób jego zasługi w… uratowaniu w czasie wojny rodziny Morelów.

Salomon Morel, późniejszy oprawca Niemców, Ukraińców i Polaków, urodził się i mieszkał wraz z rodziną w tej samej lubelskiej wsi – Garbów – co Józef Tkaczyk. Byli sąsiadami. Tkaczykowie pracowali na roli, rodzice Salomona – Chaim i Hana z Flesów – byli właścicielami piekarni.

– Gdy Niemcy zaczęli zabierać Żydów do getta, ukryliśmy Szlomę i jego brata Icka w stodole. Pomagaliśmy mu, dawaliśmy jedzenie. Kto mógł przypuszczać, że potem tak się zmieni – opowiadała Zofia Tkaczyk, żona Józefa.

Tkaczykowie nigdy nie usłyszeli od Morela słowa dziękuję. Hitlerowcom też się nie odpłacił. Do obozu w Świętochłowicach-Zgodzie (filii byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz), którego komendantem był zaraz po wojnie, trafiali nie tylko Niemcy i volksdeutsche, ale wszyscy podejrzani o niechęć do ludowej władzy. Wystarczył donos i swobodne uznanie funkcjonariusza NKWD lub UB.

Bojowiec od ziemniaków

Więźniowie Świętochłowic zapamiętali, jak komendant Morel bijąc ich, wykrzykiwał, że mści się za swoich żydowskich braci. W stwierdzeniu tym było tylko trochę prawdy. Brat Szlomy Morela – Icek, faktycznie zginął w 1942 roku. Rzecz w tym, że nie z ręki Niemców. Obaj Morelowie działali wówczas w założonej przez siebie bandzie rabunkowej, o której mówiono, że jest zbieraniną przestępców. Przez kilka miesięcy napadali na okoliczne wioski. W grudniu trafili w ręce działającego na Lubelszczyźnie oddziału Armii Ludowej, którym dowodził Grzegorz Korczyński (Stefan Kilanowicz). Za rozbój członkowie bandy zostali postawieni przed sądem wojskowym. Wyrok na bracie Morela wykonano, podobno dlatego, że Salomon zrzucił na niego całą winę. Dzięki temu pozostał w oddziale Korczyńskiego. Nie był jednak, jak się później chwalił, żadnym bojowcem. Zajmował się… obieraniem ziemniaków.

Aby lepiej poznać mentalność oprawcy, warto przytoczyć jeszcze jeden szczegół. Podczas procesu Korczyńskiego w latach 50. Morel zeznając jako świadek, oskarżył dowódcę AL o… mordowanie żydowskich partyzantów.

Polska prasa uwierzyła w wersję o Morelu – więźniu Auschwitz. „Gazeta Wyborcza” pisała: „W czasie wojny trafił do Oświęcimia, gdzie zginęli jego najbliżsi”. „Trybuna”, w tekście pod znamiennym tytułem: „Z więźnia – komendant obozu”: „Zachowania Salomona Morela w obozie w Zgodzie nie wolno usprawiedliwiać, ale można zrozumieć. W 1945 r. trudno było oczekiwać od Żyda, który właśnie wyszedł z Auschwitz, gdzie utracił wszystkich bliskich, żeby troszczył się o NSDAP-owców i volksdeutschów. Dziś jest już starym człowiekiem i zasługuje na spokój”. Marzenia postępowej prasy spełniły się.

„Przechodziło się przez trupy”

W czasie wojny Morel zachował się podobnie, jak wielu polskich Żydów-komunistów – w 1943 roku przedostał się do ZSRS i przyłączył do sowieckiej partyzantki. Po powrocie do Polski wstąpił do UB. W życiorysie czytamy: „21 lipca 1944 roku zostaliśmy wyzwoleni przez Armię Czerwoną i natychmiast przychodzimy do Lublina i organizujemy MO. W dniu 15 lutego 1945 przyjeżdżam z grupą operacyjną na Śląsk i zostaję naczelnikiem obozu w Świętochłowicach”.

Z relacji ocalałych świadków wynika, że obóz był cały czas przepełniony. Więźniowie spali po trzech, czterech na jednej pryczy. Bez sienników i koców. Rację żywnościową stanowiło 125 gramów chleba lub zupy. W lecie 1945 roku śmiertelność wynosiła 30 osób dziennie. Zwłoki zmarłych rozbierano i chowano w nieoznakowanych, masowych grobach poza terenem obozu. Morel osobiście torturował i zabijał więźniów.

Dorota Boreczek, była więźniarka Świętochłowic-Zgody: – W obozie nie byliśmy ludźmi, pozbawiono nas uczuć. Głód był taki, że po rannej pobudce przechodziło się przez trupy. Spałam pod jednym kocem ze Szwajcarką. Któregoś dnia poprosiłam ją o wodę i zobaczyłam, że nie żyje. Razem z matką chorowałyśmy na tyfus.

Śledztwo władz więziennych MBP wykazało: „Niedopilnowanie porządku w obozie, bezład w dziale gospodarczym i depozytach, dopuszczenie do rozwinięcia się epidemii tyfusu i niepoinformowanie o tym na czas departamentu”. Morel dostał „surową” karę: 3-dniowy areszt domowy i potrącenie 50 proc. poborów.

Ktoś pomógł uciec

Salomon Morel uciekł z Polski w 1992 roku. Katowicka prokuratura, mimo iż mieściła się zaraz obok jego domu, nie zdążyła go aresztować. Prawdopodobnie ktoś uprzedził oprawcę. Nie wiadomo również, dlaczego od ręki dostał izraelską wizę. Były komendant Świętochłowic wyjechał do córki do Izraela (w Polsce Danuta Morel była piosenkarką i występowała w katowickich kabaretach; w kraju zostawił żonę Wiesławę, syna i drugą córkę). Wkrótce dostał izraelskie obywatelstwo. Wcześniej planował zbiec do Szwecji – swój wniosek o azyl polityczny motywował… rasowymi prześladowaniami, które miały go dotknąć w Polsce.

W 1999 roku, w liście do jednej z gazet, Dorota Boreczek napisała: „Z Salomonem Morelem przyszło mi zetknąć się po ponad 45-latach w prokuraturze katowickiej [zeznawał w sprawie Świętochłowic jako… świadek]. Ta sama linia obrony z jego strony, jaką wsławili się hitlerowscy zbrodniarze przed trybunałami. Niczego nie wiedzieli, tylko wykonywali rozkazy i byli niezwykle ludzcy. (…) Mimo że prokuratura dysponowała niezliczonymi dowodami zbrodni Morela, pozostawał on na wolności, ba, nawet nie zastosowano wobec niego żadnego z drobniejszych środków zapobiegawczych, jak choćby nakazu meldowania się na policji czy zakazu wydalania się z miejsca pobytu. Chodziło wyraźnie o to, aby Morel się właśnie wydalił. I tak się stało! Teraz prokuratura rozwinęła swoje skrzydła i ubrała nawet autorytet państwa do szukania przestępcy, o którym nie wiedziała absolutnie nic więcej niż to, co udokumentowano wcześniej w toku toczącego się śledztwa. (…) Później przedstawiciele prokuratury kłamliwie informowali opinię polską w prasie i telewizji o wydaniu listu gończego za Salomonem Morelem, co było absolutnie niemożliwe bez wydania nakazu aresztowania”.

Polska antysemicka

Dopiero po kilku latach od ucieczki Morela, w 1998 roku, Polska skierowała do jego nowej Ojczyzny – Izraela wniosek ekstradycyjny (zarzut: spowodowanie śmierci 1695 więźniów Świętochłowic, zakwalifikowane jako zbrodnie przeciwko ludzkości, które w świetle polskiego i międzynarodowego prawa nie ulegają przedawnieniu). Ministerstwo Sprawiedliwości Izraela odpowiedziało szybko i treściwie: zbrodnie Morela, jeśli w ogóle miały miejsce, w świetle izraelskiego prawa nie są żadnym ludobójstwem, a ponadto uległy już przedawnieniu. Najciekawszy był komentarz: „wniosek podniósł wiele kwestii odnośnie okresu bezpośrednio po drugiej wojnie światowej, podczas którego w Polsce około tysiąca Żydów zostało zamordowanych przez obywateli polskich. Wiele zeznań świadków, dowodzących tych morderstw znajduje się w aktach Yad Vashem w Jerozolimie w Izraelu i w różnych instytucjach na całym świecie. Wspomniane powojenne morderstwa Żydów były badane przez władze polskie, ale wiele osób spośród odpowiedzialnych za te zbrodnie nie stanęło w obliczu sprawiedliwości. Stąd, chociaż potępiamy wszelkie akty przemocy, łącznie z tymi, o które jest oskarżany Morel, fakt kontynuacji ścigania Morela w zestawieniu ze wspomnianym tłem historycznym jest zarówno niepokojący, jak i smutny…”. Szkoda, że izraelskie ministerstwo nie przypomniało, za co od Yad Vashem medal dostał Józef Tkaczyk…

Mimo odmowy wydania Morela przez Izrael, zbrodniarz był nadal ścigany: międzynarodowym listem gończym przez Interpol i przez niemiecką prokuraturę (prowadziła własne śledztwo, gdyż wielu pokrzywdzonych przez komendanta Świętochłowic mieszkało w Niemczech; dzięki niemieckim naciskom w ogóle ruszyło polskie śledztwo przeciwko Morelowi).

Bez kary za reedukację

Po likwidacji obozu w Świętochłowicach Morel został naczelnikiem więzienia w Opolu, potem w Katowicach i Raciborzu, by w 1949 roku zostać komendantem obozu dla młodocianych więźniów politycznych w Jaworznie (w czasie wojny, tak jak w Świętochłowicach, była tu filia KL Auschwitz).

– Morela widziałem kilka razy – opowiadał jeden z więźniów. – Podczas pierwszego apelu powiedział do nas: „Nie przeżyjecie, pójdziecie do Brzezinki”. Innym razem wezwał mnie do siebie i za jakieś błahe przewinienie kazał zamknąć w bunkrze. Po kilkanaście godzin pracowaliśmy w kopalni, racje żywnościowe były minimalne. W ten sposób poddawano nas reedukacji.

Za zbrodnie w Jaworznie – mimo wieloletnich starań byłych więźniów – Salomon Morel nigdy nie był ścigany! Ale ofiarami Morela byli tu tylko Polacy.

W 1964 roku Salomon Morel obronił na uniwersytecie wrocławskim magisterium pt. „Praca więźniów i jej znaczenie”. Praca w Jaworznie zniszczyła życie wielu młodym Polakom. Praca w Świętochłowicach-Zgodzie kończyła się śmiercią i pochowaniem w bezimiennych dołach.

Morel utrzymywał (gdy jeszcze był w Polsce), że jako naczelnik obozu w Świętochłowicach nie miał możliwości skutecznego przeciwdziałania epidemii tyfusu. A co mówił na ten temat Józef C., jeden z dwóch przesłuchanych przez Instytut Pamięci Narodowej strażników obozowych? Pod nieobecność Morela zastępujący go funkcjonariusz kazał zawieźć grupę ok. 10 chorych na tyfus więźniów (jeszcze przed wybuchem głównej epidemii) do szpitala w Świętochłowicach. Gdy dwie furmanki z chorymi pod eskortą Józefa C. wyjechały z obozu, nadjechał samochodem naczelnik Morel, zatrzymał grupę i kazał ją zawrócić. Wątpliwe, aby ktokolwiek z tej grupy przeżył…

Najnowsze