Strona głównaMagazynPrzytłoczeni imigracją. Problemy pojawiają się także w kolonialnych „resztówkach”

Przytłoczeni imigracją. Problemy pojawiają się także w kolonialnych „resztówkach”

-

- Reklama -

Od czasu wyborów parlamentarnych i problemów z formowaniem rządu posiadającego parlamentarną większość, nie milkną spekulacje, że wyjściem z kryzysu mogłyby być przyspieszone wybory… prezydenckie; Prezydent Emmanuel Macron stwierdził co prawda, że wytrwa do końca kadencji, ale kolejne sondaże raczej mu humoru nie poprawiają.

Według pierwszego w 2025 roku badania Ifop dla JDD, zadowolonych z prezydentury Macrona jest już tylko 21 proc. Francuzów. Jego popularność spada z miesiąca na miesiąc. Obecny sondaż IFOP przyniósł najniższy wynik popularności Emmanuela Macrona od czasu jego dojścia do władzy jeszcze w 2017 r. W styczniu niezadowoleni (35 proc.) i bardzo niezadowoleni (44 proc.) stanowili łącznie 79 proc. ankietowanych przez Instytut. Takie badania IFOP robi co miesiąc.

- Reklama -
1,5 proc. dla Fundacji Najwyższy Czas!

Obecnie, licząc miesiąc do miesiąca, Emmanuel Macron stracił 3 punkty procentowe akceptacji rodaków. W grudniu akceptowało jego prezydenturę 24 proc. badanych, a w „rekordowym” dotąd listopadzie 22 proc. Popularność prezydenta spadła już poniżej bardzo niskich poziomów osiąganych przez Macrona podczas kryzysu „żółtych kamizelek” na początku 2019 r. Wtedy Emmanuel Macron stracił 10 punktów popularności wśród osób starszych i emerytów, którzy tradycyjnie stanowili jego najważniejszą bazę wyborczą.

Europa Suwerennych Narodów

Ciekawostką jest, że stabilne okazują się za to notowania nowego premiera François Bayrou. Od grudnia nic się w jego przypadku nie zmieniło. 34 proc. Francuzów jest z premiera zadowolonych, 66 proc. niezadowolonych. Wynik raczej nie oszałamia, ale w porównaniu z Maconem, Bayrou wypada i tak nie najgorzej.

- XVI Konferencja Prawicy Wolnościowej -

Problemy Francji

Na złą ocenę polityków ma też wpływ stan ekonomiczny kraju. INSEE opublikował pierwsze dane dotyczące pogarszających się prognoz wzrostu gospodarczego we Francji. Krajowy Instytut Statystyki i Studiów Ekonomicznych (INSEE) prognozuje, że odnotowano zerowy wzrost gospodarczy, licząc od października do grudnia 2024 r.

Wcześniej Francja miała pewne powody do optymizmu, bo odnotowano pewien dynamizm związany z igrzyskami olimpijskimi. Efekty trwały jednak dość krótko. Optymizm przyćmiły problemy polityczne, zmiany rządu, kryzys przegłosowania budżetu. To wszystko wpłynęło na zerowy wzrost gospodarczy we Francji w ostatnim kwartale ubiegłego roku. Jak ostrzegał Bank Francji jeszcze w listopadzie, „reakcja poolimpijskia” może potrwać krótko i zamienić się w regres. Dane INSEE pokazują, że wzrost gospodarczy we Francji w czwartym kwartale 2024 r. rzeczywiście gwałtownie zwolnił.

INSEE podaje „zerowy wzrost” gospodarczy od października do grudnia 2024 r. W trzecim kwartale odnotowano jeszcze wzrost 0,4 proc. Teraz INSEE szacuje, że w całym roku 2024 produkt krajowy brutto (PKB) wzrośnie zaledwie o 1,1 proc. i będzie to wynik podobny do uzyskanego w roku 2023. „Trudno znaleźć pozycję (w PKB), która radzi sobie bardzo dobrze” – dość eufemistycznie nazwał sytuację Maxime Darmet, ekonomista z Allianz. Zwrócił uwagę na kryzys dotyczący produkcji przemysłowej – z wyjątkiem lotnictwa – i słabnącą konsumpcję gospodarstw domowych, pomimo spadku inflacji.

Dołuje po pewnym wzroście z okazji olimpiady w Paryżu także sektor usług. W grudniu INSEE prognozowało wzrost konsumpcji o 0,9 proc. w 2024 r., czyli poniżej wzrostu siły nabywczej (+2,1 proc.). Gospodarstwa domowe, które nie odczuły jeszcze spadku cen, wolą oszczędzać, biorąc pod uwagę także rosnące obawy o bezrobocie. Ekonomiści mówią, że Francja nie ma szans na poprawę sytuacji budżetowej w roku 2025. Spadają wskaźniki optymizmu konsumentów, pogorszył się też „klimat biznesowy”. 56 proc. menedżerów oceniało, że negatywny wpływ ma tu sytuacja i niestabilność polityczna. 45 proc. z nich odroczyło nowe inwestycje. Kryzys zachwiał też zaufaniem inwestorów do Francji, o czym świadczy pogłębiająca się różnica między francuskimi i niemieckimi 10-letnimi stopami oprocentowania kredytów. Wskaźnik francuski przewyższa obecnie wskaźniki… Hiszpanii i Portugalii i zbliża się do wskaźnika Grecji, która w latach 2010 znalazła się na skraju bankructwa.

Nowy rząd zamierza w tym roku dokonać cięć budżetowych w wysokości 52 miliardów euro, aby zmniejszyć deficyt publiczny do 5,4 proc. PKB. Obniżono też prognozę wzrostu PKB w 2005 z 1,1 proc. do 0,9 proc. INSEE prognozuje wzrost PKB o 0,2 proc. w pierwszym i drugim kwartale, czyli w horyzoncie realnych prognoz. Utrzyma się za to spadek inflacji i wg INSEE w czerwcu wyniesie ona 1 proc. Rząd przewiduje, że średnio w skali roku wyniesie ona 1,4 proc.

Biznes „halal” ma się za to dobrze

Stagnacja nie dotyczy wszystkich. Okazuje się, że niezłym biznesem jest certyfikacja „halal”. Politykom francuskim jednak nie podobają się certyfikaty „halal” (islamskiej „koszerności”) wydawane przez Wielki Meczet w Paryżu. François-Xavier Bellamy złożył nawet donos w tej sprawie do Komisji Europejskiej. Może to być po prostu część napięć i cichej wojny, która się rozpętała w relacjach Paryża i Algieru.

Dziennik L’Opinion ujawnił, że Wielki Meczet w Paryżu, właśnie przy wsparciu władz Algierii, zorganizował system certyfikacji „halal”. Eurodeputowany François-Xavier Bellamy ogłosił, że w tej sprawie skontaktuje się z „Komisją Europejską, odpowiedzialną za funkcjonowanie rynku wewnętrznego”. Jego zdaniem, ten system powinien zostać zlikwidowany „bezzwłocznie”. Napisał, powołując się na media, że „Wielki Meczet w Paryżu, mający powiązania z Algierią, zmusza wszystkie europejskie firmy, które chcą eksportować do tego kraju, do płacenia sobie za certyfikaty halal, unieważniając inne certyfikaty religijne”.

Dziennik „l’Opinion” ujawnił w wyniku dziennikarskiego śledztwa, że Wielki Meczet w Paryżu wprowadził w 2023 r. system certyfikacji halal, przy wsparciu władz algierskich. Objął on liczne produkty importowane do tego kraju z Unii Europejskiej. Certyfikacja taka dotyczy nie tylko mięsa, ale także produktów mlecznych, ciastek, czekolady, oleju, a nawet mleka dla niemowląt. Podatek ten przyniósłby instytucji islamskiej 2,2 mln euro tylko w 2024 roku. Według François-Xaviera Bellamy’ego system ten jest rodzajem podatku narzucanego „rolnikom i przemysłowcom w naszych krajach” i kosztuje miliony euro rocznie, a „w obecnym kontekście stanowi też prawdziwy problem bezpieczeństwa”.

Chodzi tutaj właśnie o coraz bardziej napięte stosunki między Francją a Algierią. Obydwa kraje toczą cichą wojnę, m.in. od czasu wsparcia przez Paryż Maroka w konflikcie o Saharę Zachodnią. Polityk francuski Eric Ciotti nazwał nawet Algierię „państwem zbójeckim”. Tak złych relacji z dawną kolonią nie było od lat i pojawiły się m.in. postulaty zerwania umów z lat 60. ubiegłego wieku, które uprzywilejowywały Algierczyków we Francji

Bunt frankofońskiej Afryki

Francja ma z dawnymi koloniami coraz gorsze relacje i nie dotyczy to tylko Algierii. Burkina, Mali i Niger, czyli kraje które dokonały w ostatnim czasie przewrotów wojskowych, oficjalnie opuściły regionalną instytucję ECOWAS, która obecnie liczy już tylko 12 członków. ECOWAS to Wspólnota Gospodarcza Państw Afryki Zachodniej, która jest dyskretnie kontrolowana przez Francję. Po fali zamachów stanu i silnych napięciach dyplomatycznych, przyszłość tej organizacji regionalnej wydaje się niepewna. „Pozostanie jednak otwarta na dialog” – oświadczył Omar Alieu Touray, przewodniczący Komisji ECOWAS, podczas konferencji prasowej w Abudży, stolicy Nigerii, która jest też siedzibą tej organizacji. Praktyczny rozłam nastąpił po zamachu stanu w Nigrze w lipcu 2023 r. Państwa ECOWAS, nie bez inspiracji Paryża, zagroziły wówczas nowemu reżimowi interwencją militarną w celu przywrócenia obalonego prezydenta do władzy. Nałożono też na Niamey sankcje gospodarcze, zresztą obecnie już zniesione.

Wycofanie się trzech państw rodzi wiele problemów. Dla przykładu, ECOWAS zwróciła się do 12 państw członkowskich z prośbą o „uznawanie dalej, do odwołania, paszportów i dowodów osobistych z logo ECOWAS będących w posiadaniu obywateli państw opuszczających Wspólnotę”. Oznacza to, że obywatele Nigru, Mali i Burkina będą mogli nadal z prawa do przekraczania granic wspólnoty i osiedlania się bez wiz. Także wymiana handlowa będzie jeszcze oparta o stare reguły. Wkrótce jednak powinni się rozpocząć negocjacje, które ustalą na nowo zasady współpracy z krajami, które ECOWAS opuściły. „Każdy kraj może w każdej chwili podjąć decyzję o powrocie do naszej społeczności” – podkreślał na konferencji Touray.

Burkina Faso, Mali i Niger powołały obecnie konfederację Sojuszu Państw Sahelu (AES) i oskarżają ECOWAS o nałożenie na nie „nieludzkich, nielegalnych i bezprawnych” sankcji. Twierdzą też, że ta zachodnioafrykańska organizacja nie pomagała im wystarczająco w walce z przemocą dżihadystów, a dodatkowo jest podporządkowana Francji. Nowe junty wojskowe opowiadają się obecnie za partnerstwem z takimi krajami jak Rosja, Turcja i Iran. Pozostaną jednak członkami Zachodnioafrykańskiej Unii Gospodarczej i Walutowej (WAEMU) i nadal będą używać jako waluty franka CFA. W tym regionie Togo i Ghana rozpoczęły już normalizację stosunków z krajami AES. W zeszłym tygodniu nowy prezydent Ghany John Mahama mianował specjalnego delegata przy AES, byłego dowódcę armii Larry’ego Gbevlo-Larteya.

Problemy pojawiają się także w kolonialnych „resztówkach”

Z inspiracji postsowieckiej Republiki powstał antyfrancuski Front Antykolonialny. „Trzy grosze” dołożyli tu także „internacjonaliści” z Kuby. I tak na zjeździe w Numei (Nowa Kaledonia), powołano Międzynarodowy Front Dekolonizacyjy (FID), który jest skierowany głównie przeciw Francji i jej zamorskim terytoriom, czyli resztkom dawnych kolonii, które postanowiły pozostać przy Metropolii i korzystać z francuskiej pomocy.

Członkami FID zostali Kaledończycy z FLNKS (Front Wyzwolenia Kanaków), Unia Wyzwolenia Gwadelupy (UPLG), Ruch Dekolonizacji i Emancypacji Społecznej (MDES) z Gujany, Partia Wyzwolenia Martyniki (Palima) i Polinezyjczycy z ruchu Tavini Huiraatira. Karta założycielska organizacji mówi o utworzeniu wspólnej platformy dwunastu ruchów niepodległościowych, głównie z zamorskich terytoriów Francji. Ma ona poprowadzić „narody” do „pełnej suwerenności”. Poza separatystami z francuskich terytoriów zamorskich, kartę podpisali Korsykanie z Nazione oraz przedstawiciele dwóch terytoriów holenderskich – Bonaire i południowej części wyspy Świętego Marcina (Sint Maarten).

FID zamierza m.in. starać się o „uzyskanie statusu członka obserwatora w Ruchu Państw Niezaangażowanych”, a także „włączyć Martynikę, Gwadelupę, Gujanę i Korsykę do listy krajów ONZ przeznaczonych do dekolonizacji”. Za tym pomysłem stoi tak naprawdę Baku Initiative Group (BIG), organizacja działająca w Azerbejdżanie i aktywnie wspierająca francuskie ruchy separatystyczne. Jej dyrektor Abbas Abbasow przedstawił niedawno film wideo oskarżający Francję o „łamanie praw człowieka” i „brutalne represje” podczas zamieszek w Nowej Kaledonii, w wyniku których od maja zginęło 14 osób. Baku finansuje wprost separatystów z Francji, co ma być „karą” m.in. za poparcie Paryża dla Armenii w konflikcie o Górski Karabach. Deputowany z Nowej Kaledonii, Nicolas Metzdorf (prezydencka partia „Renaissance”), domagał się tu nawet wezwania „na dywanik” ambasadora Azerbejdżanu we Francji.

Francuski wiceminister Jean-Noël Barrot potępił „daremne próby podejmowane przez Azerbejdżan na naszych terytoriach zamorskich”, wzywając Baku do ich „natychmiastowego zaprzestania”. Paryż oskarża Baku o „ingerencję” w sprawy Nowej Kaledonii i jej terytoriów zamorskich. Obecny na kongresie w Numei szef organizacji „Palima Martinique” Francis Carole powiedział, że „FID jest niezależną organizacją”, ale dodał, że korzysta także ze wsparcia od Barbadosu i od… Kubańskiego Instytutu Przyjaźni Narodów…

65 proc. Francuzów „przytłoczonych imigracją”

Według sondażu CSA przeprowadzonego dla CNews, ponad sześciu na dziesięciu Francuzów uważa, że ich kraj jest „przytłoczony imigracją”. Po dynamicznym początku prezydentury Donalda Trumpa i zapowiedziach walki z nielegalną imigracją w USA, moda na „stanowczość” w tej kwestii dociera i do Europy. We Francji dodatkowo przyczyniło się do podniesienia tematu kilka głośnych przypadków brutalnych przestępstw popełnianych przez nielegalnych imigrantów. Kwestia imigracji znalazła się po raz kolejny w centrum debaty politycznej.

Sondaż CSA przeprowadzony dla CNews, ujawnia, że 65 proc. Francuzów uważa, że ich kraj jest „przytłoczony imigracją”. To dość eufemistyczny termin użyty wcześniej przez premiera François Bayrou. W wywiadzie dla LCI, premier stwierdził, że „zagraniczny wkład jest pozytywny dla narodu, ale pod warunkiem, że nie przekracza pewnego poziomu”, bo w przeciwnym razie może wystąpić „uczucie przytłoczenia”. Lewicz poczuła się co prawda „zawstydzona” wypowiedziami François Bayrou, ale jak się okazuje, większość Francuzów też ma takie „wrażenie”, jak ich premier i to bez względu na płeć. 65 proc. mężczyzn i kobiet uważa, że Francja jest „przytłoczona imigracją”. W przedziale respondentów w wieku 50–60 lat, odsetek ten wzrasta aż do 74 proc. Poniżej 30. roku życia, opinię taką podziela 62 proc.

Imigracja nie przeszkadza jednak zwolennikom lewicy. Lewica jest przeciwna stopowaniu imigracji i np. taki pogląd popiera tylko 20 proc. wyborców partii Zielonych (Europe Écologie-Les Verts), 28 proc. wyborców partii La France Insoumise i 39 proc. socjalistów. Po prawej stronie ograniczenie emigracji wspiera 85 proc. jej wyborców, z czego aż 94 proc. zwolenników Zjednoczenia Narodowego. W prezydenckiej centrolewicy (Renesans) odsetek osób mających poczucie „przytłoczenia migracją” wynosi 58 proc.

Na tego typu notowania wpływ ma codzienne życie. Przykładem może być historia z Paryża, gdzie uczniowie zostali wyrzuceni z sali gimnastycznej i to w trakcie lekcji, aby umożliwić tam tymczasowe zakwaterowanie dla 200 migrantów. Nic dziwnego, że okoliczni mieszkańcy są wściekli na decyzję władz miejskich. Około 200 migrantów zostało umieszczonych w sali gimnastycznej w szkole w 16. dzielnicy Paryża. O narzuceniu nowych lokatorów paryskie merostwo nie poinformowało ani mieszkańców, ani władz dzielnicy. Może tu być także podtekst polityczny, bo XVI dzielnica to burżuazyjna i najbogatsza część Paryża, gdzie rządzi centroprawica.

Oburzenie wzbudziło też nagłe przerwanie zajęć sportowych dzieci. Na salę wprowadzono migrantów, dla których brakuje już w stolicy ośrodków recepcyjnych. Oznajmiono, że placówka została przejęta przez miasto, ale bez poinformowania o tym nauczycieli, dyrekcji szkoły czy lokalnego merostwa dzielnicy. Radni dzielnicy widzą w tym celowe działanie dodatkowego „ubogacania” zbyt bogatej dzielnicy „różnorodnością”. Przypomniano też, że ta sama szkoła Erlanger była już w 2023 r. nielegalnie okupowana przez prawie 500 migrantów i to przez wiele tygodni. Mer dzielnicy wezwał władze całego miasta do współdziałania z lokalnymi samorządami i zaprzestania „mobilizacji gimnazjów” na tego typu cele. Mówił także o „autorytarnym i chaotycznym zarządzaniu kryzysem migracyjnym” w stolicy Francji. Rzeczywiście „przytłoczenie imigracją” jest już odczuwalne wszędzie.

Najnowsze