Kot jest zwierzęciem domowym i nie powinien żyć na wolności, ani być wypuszczany luzem z domu – oceniają eksperci. W Polsce ofiarami kotów wolnożyjących i wychodzących pada co roku ponad 0,6 mld ssaków i niemal 150 mln ptaków; wiele z nich to gatunki chronione – alarmują.
Według specjalistów konieczne są zmiany prawne, które pozwolą zlikwidować bezdomność kotów, ograniczyć ich wychodzenie z domów i dzięki temu zlikwidują presję tego gatunku na dziką przyrodę; zmiany powinny obejmować m.in. wprowadzenie obowiązku kastracji kotów, zakaz wypuszczania ich z domu bez opieki oraz tworzenie azyli dla kotów bytujących na wolności.
„Chodzi o to, by w porę podjąć działania, zgodne również z dobrostanem kotów. To jest nasza – ludzi odpowiedzialność. Te działania powinniśmy podjąć jak najszybciej. Bo nie chodzi o to, byśmy zabrnęli tak daleko, jak w Australii czy Nowej Zelandii, gdzie obecnie trwa masowa eksterminacja kotów” – powiedział PAP dr hab. Michał Żmihorski, dyrektor Instytutu Biologii Ssaków PAN. W Australii już w 2015 r. rozpoczęto odstrzał kotów, ponieważ zagrażają różnym dzikim gatunkom.
Dr Żmihorski przypomniał, że z badań, które realizował wraz z zespołem (2019 r. „Global Ecology and Conservation”) wynika, iż co roku ofiarą kotów w Polsce pada ok. 631 mln ssaków i niemal 144 mln ptaków. Wiele z tych zwierząt to przedstawiciele gatunków chronionych.
Dlatego naukowcy i organizacje zajmujące się ochroną dzikiej przyrody wyrażają zaniepokojenie stanowiskiem posłanki z partii Zieloni Małgorzaty Tracz, która na początku lutego 2025 r. napisała na swoim profilu na Fb, że „koty wolno bytujące to nie problem”. Wywołało to również oburzenie aktywistów z fundacji zajmujących się pomocą bezdomnym kotom. Podkreślają oni, że koty wychodzące i wolno bytujące są narażone na przedwczesną śmierć.
Według danych przytoczonych w rozmowie z PAP przez Katarzynę Udrycką z Fundacji „Noga w Łapę”, w USA ofiarą kotów pada rocznie 1,5-3 mld ptaków. „To jest dwukrotnie więcej niż w wyniku kolizji ze szkłem. Drapieżnictwo jest pierwszą tzw. bezpośrednią przyczyną śmiertelności ptaków. Z polskich i francuskich badań wynika, że koty polują głównie na ssaki (przede wszystkim na gryzonie, ale też na owadożerne ryjówki), ale około 20 proc. kocich ofiar to ptaki, a kolejne miejsce zajmują małe gady i płazy. Ale lokalnie te proporcje mogą być inne” – wymieniała ekspertka. Dodała, że 144 mln ptaków zabijanych rocznie przez koty w Polce to ogromna liczba, jeśli uwzględnić, że par lęgowych mamy 100 mln, czyli 200 mln osobników przystępuje do lęgów.
Dr Żmihorski ocenił, że tak duża liczba kocich ofiar wynika przede wszystkim z tego, iż zgodnie z szacunkami w Polsce żyje ok. 6 mln kotów. Fundacje szacują, że ok. 750 tys. żyje na wolności. Dane te zostały potwierdzone również w ostatnim badaniu „The State of Pet Homelessness Project”.
„Ogromna większość kotów żyjących w domach to koty wychodzące. Na wsiach rzadko kto nie pozwala kotu wychodzić na zewnątrz. Czasem trudno ocenić, czy kot, który raz w tygodniu wraca do domu, jest kotem żyjącym w domu czy bezdomnym” – tłumaczył dr Żmihorski.
Dodał, że koty są też często źle żywione przez właścicieli. „Robiliśmy z rolnikami wywiady dotyczącego tego, co koty dostają do jedzenia. Są to na ogół resztki: kości, chleb, nawet herbata z mlekiem” – wymieniał naukowiec. Trudno żeby na takiej diecie kot przeżył, dlatego często musi dodatkowo polować. „Niestety, nawet dobrze odżywiony kot poluje, ponieważ taki ma instynkt. Trudno mieć żal do zwierzęcia, że zachowuje się tak, jak ukształtowała je ewolucja” – tłumaczył badacz.
W jego ocenie winę ponoszą właściciele kotów, którzy nie zdają sobie sprawy, że są one poważnym zagrożeniem dla dzikiej przyrody. „Koty często zabijają zwierzęta i ich nie przynoszą. Niektóre zwierzęta ranią, ale te rany też kończą się śmiercią. To jest ta frakcja ofiar, która wymyka się naszym szacunkom. Zatem ofiar może być jeszcze więcej” – mówił dr Żmihorski.
Zwrócił uwagę, że koty w środowisku mogą być ogromnym zagrożeniem dla rzadkich, chronionych gatunków, „jeśli w okolicy jest populacja rzadkiego gatunku szczególnie narażonego na drapieżnictwo kotów, jak chomiki czy susły”. „Koty mogą wówczas powodować dramatycznie duże szkody przyrodnicze” – ocenił specjalista.
Co ciekawe, wydaje się, że koty – wbrew stereotypom – nie ograniczają liczebności szczurów. „W naszych badaniach wśród zwierząt, które przynosiły koty paradoksalnie nie było szczurów. Niektórzy przekonują, że konieczne są koty, żeby ograniczać populację tych gryzoni. Tymczasem są badania pokazujące, że koty niekoniecznie limitują liczbę szczurów, ale zmieniają ich zachowania. Szczury przestają wychodzić na otwarte tereny i stają się mniej widoczne dla ludzi, ale liczebność ich populacji się nie zmienia” – mówił dr Żmihorski. Dodał, że potwierdziły to również badania prowadzone przez jego zespół w Wielkopolsce.
Udrycka zwróciła uwagę, że zgodnie z definicją naukową kot jest uważany za gatunek inwazyjny w środowisku naturalnym. „Kot znajduje się na liście gatunków obcych i inwazyjnych Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie” – powiedziała. Niestety, nie ma go na liście inwazyjnych gatunków obcych stwarzających zagrożenie dla UE ani na liście inwazyjnych gatunków obcych stwarzających zagrożenie dla Polski. Utrudnia to podejmowanie działań prawnych, które pomogłyby rozwiązać problem presji wywieranej przez koty na dzikie gatunki.
„Kot spełnia definicję inwazyjnego gatunku obcego, bo nie wyewoluował w polskich ekosystemach, a został do nich wprowadzony. Ponieważ nie ewoluował w naturalnym ekosystemie, nie ma naturalnych wrogów. Jego obecność powoduje szkody w polskiej faunie, które należy zaliczyć na konto człowieka” – tłumaczyła Udrycka.
Dr Żmihorski zwrócił z kolei uwagę na to, że kot ma również tę przewagę, że jest wspomagany przez człowieka w środowisku – np. dokarmiany, dlatego okresowy spadek dostępności ofiar nie zmniejsza liczebności kotów, jak ma to miejsce w przypadku innych drapieżników.
Udrycka przypomniała, że działająca przy ONZ Międzyrządowa Platforma Naukowo-Polityczna ds. Różnorodności Biologicznej i Usług Ekosystemowych (IPBES) w swoim ostatnim Raporcie Podsumowującym z 2019 r. wymienia inwazyjne gatunki jako jedną z pięciu najważniejszych przyczyn globalnego zaniku bioróżnorodności. Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody (ang. International Union for Conservation of Nature, IUCN) umieściła kota na liście inwazyjnych gatunków, ponieważ jego obecność w środowisku naturalnym doprowadziła do wyginięcia różnych gatunków ptaków i ssaków (ptaki: nawałnik reliktowy z Gwadelupy, łazik południowy; ssaki: mrówkożer workowaty, pazurogon księżycowy), głównie na wyspach. I zagraża kolejnym.
Ekspertka przypomniała, że zgodnie z szacunkami gatunki dzikie stanowią tylko 4 proc. całej biomasy ssaków na ziemi. „Resztę stanowią ludzie i gatunki hodowlane oraz towarzyszące, w tym psy i koty. Biomasa wszystkich kotów żyjących w domach oraz bezdomnych jest prawie dwa razy większa niż biomasa słoni afrykańskich i cztery razy większa niż biomasa wszystkich łosi na świecie” – wymieniała ekspertka.
Dr Żmihorski zwrócił uwagę, że koty nie tylko polują i zabijają swoje ofiary, ale również wywołują u nich silny stres, co może osłabiać populacje dzikich zwierząt, zwiększając ich podatność na ataki drapieżników. Ponadto koty transmitują choroby, krzyżują się ze żbikami, przez co populacja tych zwierząt jest zagrożona.
„Im więcej mamy wyników badań i danych, tym bardziej widać, że obecność kota w naturalnych ekosystemach jest poważnym zagrożeniem dla wielu gatunków. Ja spotykam koty w Puszczy Białowieskiej; są w stanie oddalić się na wiele kilometrów od zabudowań. Ten problem wymaga mądrych działań, ponieważ zostały nam już tylko skrawki dzikiej przyrody” – podkreślił biolog.
W jego ocenie decydenci powinni zrozumieć, że nie ma kotów wolno bytujących, tak jak nie ma psów wolno bytujących. „To są bezdomne zwierzęta, których nie powinno być w naturalnych ekosystemach. My jesteśmy odpowiedzialni za to, aby maksymalnie ograniczać swobodne poruszanie się i kotów, i psów” – podkreślił.
Eksperci podkreślili, że działania zmierzające do likwidacji bezdomności kotów oraz do zakazu ich swobodnego wychodzenia z domów powinny być wdrożone również ze względu na dobrostan tych zwierząt. „Musimy wspólnie się zastanowić, jak rozwiązać ten problem w sposób uwzględniający ochronę dzikiej przyrody i dobrostan kotów. Jeśli będziemy udawać, że problemu nie ma, to doprowadzimy do tego, że kotów będzie coraz więcej i wtedy będziemy zmuszeni podejmować radykalne rozwiązania” – podsumował dr Żmihorski.