W Niemczech od połowy grudnia już trwa kampania wyborcza do Bundestagu. Jednocześnie trwa kontynuacja dotychczasowej polityki wewnętrznej lewicowego rządu SPD i Zielonych.
16 grudnia, zgodnie z planem i wolą kanclerza rządu Niemiec Olafa Scholza, Bundestag nie udzielił mu wotum zaufania. Dzięki temu będą możliwe przedterminowe wybory do Bundestagu – 23 lutego 2025 r.
Kanclerz Scholz sam wnioskował o udzielenie mu wotum zaufania, choć dobrze wiedział, że nie uzyska większości głosów posłów. Za udzieleniem mu tego zaufania głosowało 207 posłów (201 z frakcji SPD, po trzech posłów „niezależnych” i z frakcji AfD), przeciw było 394 (wszyscy obecni z frakcji CDU-CSU, FDP, Die Linke i BSW oraz 73 z AfD), a 116 wstrzymało się od głosu (115 z partii Zielonych i jeden z AfD). Bliżej nie wiadomo, dlaczego trzech posłów konserwatywnej Alternatywy dla Niemiec (AfD) głosowało za utrzymaniem gabinetu Scholza – być może decydująca dla nich była tu dość wstrzemięźliwa i dość rozsądna polityka obecnego szefa rządu RFN w kwestiach dot. wojny na Ukrainie. Bo w obliczu „bojowych” postulatów w tych sprawach ze strony Fryderyka Merza – szefa CDU i prawdopodobnego następnego kanclerza rządu RFN, polityka znacząco bardziej pro-amerykańskiego, pro-kijowskiego i antyrosyjskiego niż Scholz – być może tych trzech posłów AfD uznało mniejszościowy teraz rząd Scholza za jakieś mniejsze zło.
Podczas wystąpienia poprzedzającego to głosowanie, kanclerz nie szczędził krytyki swojemu byłemu koalicyjnemu partnerowi (do 6 listopada br.), tj. demo-liberalnej partii FDP. Oskarżał ją o „egoizm”, który doprowadził do upadku koalicji. Bo „każdy, kto wchodzi do rządu, ponosi odpowiedzialność za cały kraj”, odpowiedzialność, która „wykracza poza program własnej partii i poza interesy własnych wyborców”. Scholz zarzucił też FDP sabotowanie prac jego rządu. Przekonywał, że postawa liberałów zaszkodziła nie tylko rządowi, ale też „całej demokracji”. Bo „Niemcy potrzebują inwestycji na wielką skalę”, a do tego konieczne jest „poluzowanie” tzw. hamulca długu, mówił kanclerz – socjalista z SPD. A temu kolejnemu i znacznemu zwiększeniu długu państwa zdecydowanie sprzeciwiali się, już od roku, politycy FDP i ich szef Christian Lindner – ten „zimny”, federalny minister finansów od grudnia 2021 r. do 6 listopada br. („zimny” w opinii rządzących socjalistów z SPD i euro-bolszewickiej partii Zielonych).
Należy przypomnieć, że te priorytetowe, wielkie inwestycje, o których mówił szef lewicowego rządu RFN, to nie są faktycznie konieczne wielkie inwestycje w infrastrukturę drogową, kolejową czy też telekomunikacyjną, ale przede wszystkim inwestycje „zielone” i „klimatyczne”, w tym nadal w tzw. odnawialne źródła energii, w „klimatyczną transformację” energetyki, transportu i budownictwa. A także „postępowe” inwestycje w totalną „cyfryzację” urzędów, sądów i szkół [najprawdopodobniej w celu większej i skuteczniejszej kontroli obywateli i firm oraz w celu „prodemokratycznej” i „zielonej” indoktrynacji uczniów] itp. SPD i rządowi Scholza chodzi też o kolejne wielomiliardowe dodatkowe wydatki na utrzymanie ogromnego i coraz mniej sprawnego systemu zasiłków oraz dopłat socjalnych i mieszkaniowych, systemu niemieckiej „służby zdrowia” itd. Kanclerz w swoim przemówieniu sprzeciwił się też dalszemu podnoszeniu wieku emerytalnego i bronił ekonomicznie absurdalnego i niszczącego dla tysięcy przedsiębiorstw planu kolejnego podwyższenia urzędowej tzw. płacy minimalnej. Bronił tego planu rządu pomimo silnych sprzeciwów liberałów z FDP, części post-chadeków z CDU, kilku posłów AfD i licznych ekonomistów. Mówił też, że chce, aby Niemcy pozostały tym krajem w Europie, który „w największym stopniu” pomaga kijowskiej Ukrainie. Sehr schön und demokratisch!
Natomiast lider CDU i prawdopodobny przyszły kanclerz rządu RFN – Friedrich Merz – dość ostro krytykował Scholza i jego „upadłą” koalicję. Powiedział między innymi: Pozostawiacie kraj w stanie największego kryzysu gospodarczego w jego powojennej historii. Merz zwrócił uwagę, że w przemówieniu kanclerza Scholza ani razu nie padło wyrażenie o [pożądanej] „konkurencyjności niemieckiej gospodarki”. Przewodniczący CDU ostro skrytykował również wicekanclerza i ministra gospodarki Roberta Habecka z euro-bolszewickiej partii Zielonych – głównego sprawcę niemieckiego „Zielonego Ładu” i jego niszczących efektów. Merz zasugerował, że to Habeck jest głównym odpowiedzialnym za upadanie dziesiątek tysięcy niemieckich przedsiębiorstw w okresie ostatnich trzech lat i oświadczył: Jest pan twarzą obecnego kryzysu gospodarczego w Niemczech. Richtig!
Niepewność, chaos i wyborcze małe kiełbaski
Rozpad rządowej koalicji, dalsze międzypartyjne spory o przyszłoroczny budżet RFN i finansową politykę państwa oraz przedterminowe wybory wywołują dość powszechną niepewność przedsiębiorstw i obywateli, co dla niemieckiej gospodarki okazuje się bardzo kosztowne. Np. według raportu Związku Firm Badawczo-Farmaceutycznych (VFA), tylko w roku 2024 ogólne straty gospodarcze – spowodowane samym kryzysem rządowo-politycznym i wynikającym z niego chaosem prawnym i finansowym – wyniosą w Niemczech aż około 20 miliardów euro. Natomiast w roku 2025 wyniosą co najmniej kolejnych 6 miliardów euro (wg dw.de). Super!
Tymczasem 17 grudnia rządząca koalicja SPD i Zielonych, przy uzgodnionym wcześniej poparciu głosów wszystkich posłów FDP i większości tych z CDU/CSU, na finiszu swoich rządów uchwaliła jednak nowe i ważne przepisy podatkowe i finansowe. W roku 2025 mają bowiem nastąpić między innymi: podwyżka podstawowego zasiłku rodzinnego i różne ulgi podatkowe. Te zaplanowane na najbliższe dwa lata nieduże obniżki podatków i podwyżki rodzinnego zasiłku mogą wejść w życie już od stycznia, bo 20 grudnia te legislacyjne zmiany poparła również druga izba parlamentu RFN – Bundesrat, czyli izba rządów 16 landów. Przegłosowane zmiany zakładają dostosowanie podstawowej kwoty wolnej od podatku dochodowego do wskaźnika inflacji. W roku 2025 ta kwota ma wzrosnąć o 312 euro – do poziomu 12 096 euro, a następnie o kolejne 252 euro – do 12 348 euro w roku 2026. Mają być też odpowiednio dostosowane ulgi z tytułu tzw. podatku solidarnościowego. Jest to podatek w wysokości 5,5 proc. od wysokości całego podatku dochodowego. Jest on płacony od roku 1991 jedynie przez pracowników i firmy z 11 landów zachodnich (tych ze „starej” RFN). Te w sumie nieduże obniżki podatków dochodowych mają na celu – w propagandzie rządu i jego wielkich mediów – zrekompensowanie ludziom i drobnym oraz średnim firmom nieustannych obciążeń finansowych. Obciążeń wynikających z ciągłych wzrostów cen podstawowych dóbr i usług i z dotychczasowej inflacji.
Z kolei zasiłek rodzinny (Kindergeld) ma wzrosnąć w roku 2025 o raptem 5 euro – do kwoty 255 euro miesięcznie i do 259 euro w roku 2026. Natomiast kwota wolna od podatku ze względu na posiadanie dzieci ma wzrosnąć początkowo o 60 euro, a następnie o kolejne 156 euro (w 2026). Dodatek na dziecko dla rodzin o niskich dochodach, które są uprawnione do tzw. świadczeń socjalnych, też ma być jednorazowo zwiększony o zaledwie pięć euro. Wunderbar! Natomiast przewidywane wcześniej pewne ulgi dla przedsiębiorstw nie zostały uchwalone – głównie z powodu oporu chadeków i FDP. Bo socjaliści z SPD i Zieloni chcieli przede wszystkim przeforsować różne ulgi i dopłaty „w celu promowania e-mobilności”, a nie samą i właściwą obniżkę podatków od firm. Wśród partyjnych sporów nie przeszła także, pierwotnie planowana przez współrządzącą do niedawna FDP i korzystna dla firm, zmiana systemu podatkowych progów. Schlimm!
Tymczasem post-chadecy z CDU i bawarskiej CSU po wygranych wyborach obiecują wprowadzenie „wyzwalającego kopa dla gospodarki”: chcą stopniowo obniżyć dotychczasowy podatek dochodowy, płacony przez przedsiębiorstwa, do 25 procent – z obecnego poziomu w sumie i na ogół znacząco ponad 30 proc. (niekiedy nawet jest to 45 proc. dochodu). CDU obiecuje też, że emerytury nie zostaną obniżone, a emeryci chętni do pracy będą mogli dorobić sobie do 2 tys. euro miesięcznie – bez podatku. Natomiast socjaliści z SPD i Zieloni chcą, żeby „bogacze”, czyli ci z majątkiem przekraczającym 100 milionów euro, płacili wreszcie specjalny podatek od majątku. Po co? Ano między innymi po to, żeby zabrać im kilka miliardów euro na kolejne podwyższenie urzędowej tzw. płacy minimalnej – z obecnych 12,41 euro brutto za godzinę pracy (to tzw. najniższa płaca krajowa) do aż 15 euro – chyba rekordowych w Europie. Bo tak obiecał kanclerz Olaf Scholz w parlamencie RFN – 17 grudnia. Super!