Strona głównaMagazynCo czeka nas w 2025 roku?! Braun, Korwin-Mikke, Michalkiewicz, Sommer, Piwowarczyk, Warzecha...

Co czeka nas w 2025 roku?! Braun, Korwin-Mikke, Michalkiewicz, Sommer, Piwowarczyk, Warzecha i inni!

-

- Reklama -

Zgodnie z tradycją postanowiliśmy zebrać w jednym miejscu komentarze znanych i lubianych publicystów oraz polityków, którzy zgodzili się podzielić się z nami swoimi przewidywaniami na 2025 rok. Poniżej publikujemy prognozy przedstawione między innymi przez Grzegorza Brauna, Janusza Korwin-Mikkego, Stanisława Michalkiewicza, prof. Adama Wielomskiego i wielu innych!

Czytaj także: Przed noworocznym toastem. Rozstrzygną się losy

- Reklama -
1,5 proc. dla Fundacji Najwyższy Czas!

Stanisław Michalkiewicz: W 2025 roku mamy dwie możliwości. Donald Trump wycofa pozwolenie, którego Józio Biden udzielił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu, a wtedy powinniśmy zrealizować nasz program maksimum w polityce amerykańskiej, czyli namówić prezydenta USA, aby spowodował przeprowadzenie przesilania rządowego w Polsce, najlepiej już w lutym, ale w taki sposób, aby nawet nie angażować do tego kelnerów – wystarczy, aby Trzecia Droga odwróciła sojusze.

To wariant, który albo się uda, albo nie, w zależności od tego, czy Andrzej Duda w czasie inauguracji Donalda Trumpa zatroszczy się o polskie interesy, a nie tylko swoje, aby zdobyć posadę w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim.

A jak taki scenariusz się nie uda, to bardzo możliwe, że Generalna Gubernia zostanie proklamowana 12 października 2025 roku, a więc w rocznicę proklamowania pierwszej GG przez Adolfa Hitlera. Wówczas prawdopodobnie będzie trzeba się spodziewać tego, że na skutek masowego przypływu azylantów na Węgry będzie można tam powołać rząd na uchodźstwie, tylko trzeba zadbać o to, aby tacy azylanci respektowali parytet płciowy i mogli się rozmnażać. Formując taki rząd, uda nam się zrealizować chociaż nasz program minimum w polityce amerykańskiej, tj. utworzyć Armię Krajową i wysyłać cichociemnych, aby lądowali w kraju z pasami wypełnionymi złotymi dwudziestodolarówkami – to by pobudziło ducha patriotycznego w narodzie. Ważne, aby Amerykanie zorganizowali w tym celu most powietrzny albo przynajmniej pomogli w jego utworzeniu.

Tak czy inaczej rozstrzygnięcie nadejdzie w lutym albo w kwietniu, gdy Donald Trump przybędzie na kolejny Kongres Trójmorza do Warszawy.

Czytaj także: Michalkiewicz: „Zobaczyć coś takiego i umrzeć, to już żadnej innej rozkoszy nam nie byłoby potrzeba”

Grzegorz Braun: Życzmy sobie niepodległości. Jakieś cele skonkretyzowane trzeba sobie wyznaczać, więc umówmy się, że niepodległość Polski nie jest do uzgodnienia z tą siecią uzależnień, w którą popadliśmy w ostatnich latach i dekadach. Z Panem Bogiem w nowy rok 2025, w którym będzie się działo!

Janusz Korwin-Mikke: Ostrzegałem, że któregoś dnia nastąpi coś takiego, że jeden organ państwowy uzna wyrok jednego sądu, a drugi drugiego i wtedy może dojść do wojny domowej. Niestety widmo tego jest coraz bliższe. Życzmy sobie, aby w 2025 roku do tego nie doszło!

Czytaj więcej: Korwin-Mikke na 2025 rok: „Dopiero teraz zaczyna się piękny XXI wiek” [VIDEO]

Tomasz Sommer: Wygląda na to, że zaczynający się właśnie jubileuszowy rok 2025, rok, w którym będziemy obchodzili 35. rocznicę powstania „Najwyższego CZAS!”-u, będzie rokiem wielkiego wolnościowego eksperymentu. Superurząd DOGE, dowodzony przez Elona Muska, ma doprowadzić do radykalnej wolnościowej zmiany w Ameryce, co może się stać przykładem dla świata.

Oczywiście podobne plany stworzenia urzędu, „który zmieni wszystko”, były już podejmowane w Stanach Zjednoczonych co najmniej kilka razy, nigdy jednak nie miały tak wolnościowego i całościowego wydźwięku, jak obecnie. Dość powiedzieć, że nigdy przecież nikt nie zgłaszał propozycji zwolnienia i to „na początek” 75 proc. urzędników – a takie są nieoficjalne na razie plany DOGE’a.

To, co się dzieje w Stanach Zjednoczonych, daje oczywiście oręż w ręce polskim wolnościowcom. Wreszcie możemy pokazać, że to, co nasi wrogowie uznają za szkodliwą utopię, czyli wolnościowy świat, żadną utopią nie jest, bo po prostu staje się i działa, w odróżnieniu od różnych form socjalizmu, które mają wspaniałą prasę, błyskotliwą filozofię i modnych przedstawicieli i tylko jedną, ale zasadniczą wadę – po prostu nie działają

Choćby bez końca wyszukiwano i likwidowano związane z socjalizmem wypaczenia. Bo prawda o socjalizmie jest prosta: nie tyle szkodzą mu wypaczenia, co on sam jest jednym wielkim wypaczeniem na ciele ludzkości i to wypaczenie trzeba po prostu w końcu ostatecznie usunąć.

Czytaj więcej: Rok wolnościowego eksperymentu. Mamy przed sobą wielkie zadanie

Prof. Adam Wielomski: W 2025 roku czekają nas dwa kluczowe wydarzenia. Jedno będzie miało miejsce w styczniu, a chodzi o dojście Donalda Trumpa do władzy i wiążące się z tym realne perspektywy. Pierwsza: możliwe zakończenia wojny na Ukrainie, do którego – mam nadzieję – dojdzie.

Druga: konflikt między USA a Komisją Europejską, w którym to konflikcie wszyscy eurosceptycy będą kibicować Stanom Zjednoczonym, bo nie są „patriotami Europy”. A drugie ważne wydarzenie to wybory prezydenckie w Polsce. Otóż jeśli Rafał Trzaskowski ich nie wygra, to albo zostaną unieważnione na wzór rumuński, albo prawdopodobnie dojdzie do załamania koalicji tworzącej rząd Donalda Tuska.

Czytaj także: Sommer, Wielomski, Piwowarczyk. Świąteczny spór o narkotyki. „Taka jest ludzka natura”

Radosław Piwowarczyk: Końcówka 2024 roku przyniosła dwa ważne wydarzenia, które będą rzutować na nadchodzący rok. Pierwsza to rzecz jasna wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Z polskiej perspektywy najważniejsza będzie realizacja planów pokojowych administracji Trumpa na Ukrainie. W tym przypadku zamrożenie konfliktu może być dość trwałe, bo będzie to z korzyścią dla obu stron.

Trump chciałby też zakończyć wojnę na Bliskim Wschodzie, ale tam jest w stanie zaproponować rozwiązanie korzystne tylko dla jednej ze stron. Nawet, jeśli sytuacja chwilowo się uspokoi, to na dłuższą metę nic się nie zmieni. Żydzi dalej będą budować nielegalne osiedla na ziemiach palestyńskich, a bojownicy będą przeprowadzać ataki terrorystyczne w Izraelu. Tak jak to miało miejsce przez kilkadziesiąt ostatnich lat.

Drugie wydarzenie to wybory w Rumunii. Na naszych oczach rozpada się mit tzw. demokracji liberalnej. Mit, bo taki twór nigdy nie istniał. Nie da się połączyć demokracji, a więc rządów większości, z liberalizmem skupiającym się na wolności jednostki i jej prawie do decydowania o sobie. O powtórce „wariantu rumuńskiego” mówi się coraz głośniej w kolejnych krajach, m. in. w Niemczech, ale też w Polsce. Niedługo europejskie społeczeństwa przekonają się, że „demokratyczny” porządek, rzekomo chroniący ich wolność, był tylko fatamorganą.

Czytaj też: Burza po zachowaniu Brauna. Piwowarczyk: Dla większości jest to rzecz zupełnie tajemna [VIDEO]

Łukasz Warzecha: Dzisiaj najważniejszym wydarzeniem wydaje się objęcie władzy w Stanach Zjednoczonych przez Donalda Trumpa, chociaż nie wiemy jeszcze na 100 proc., jaka będzie w detalach jego linia polityczna. Drugie ważne wydarzenie, które łączy się z prezydenturą Trumpa, to ewentualne zakończenie działań wojennych na Ukrainie. Celowo nie używam w tym miejscu pojęcia „zawarcie pokoju”, bo do tego w ścisłym sensie na pewno nie dojdzie, ale do rozejmu czy zawieszenia broni dojść może. Będzie to miało duże konsekwencje, więc zobaczymy, jak świat i Europa zaczną się po tym układać.

Natomiast w Polsce mamy wybory prezydenckie, których wynik trudno przewidywać. A skoro mówimy o wyborach, to kolejnym wydarzeniem o znaczeniu globalnym są przyspieszone wybory do Bundestagu w Niemczech. Wybory w USA, Polsce i Niemczech oraz zakończenie działań wojennych na Ukrainie to podstawa do kolejnych istotnych zmian w światowym układzie.

Warto jeszcze wspomnieć, że będzie to kolejny rok problemów Unii Europejskiej z wydolnością gospodarczą. Będzie trzeba jakoś pogodzić – mówię tu o podejściu elit – przywrócenie gospodarczego rozwoju z programem Zielonego Ładu, czego oczywiście pogodzić się nie da. Coraz więcej osób zaczyna to rozumieć, ale Komisja Europejska ma inną linię.

Czytaj więcej: Klimatyczny absurd. Warzecha kontra Żakowski. „Są naukowcy, którzy się w tym konsensie nie mieszczą, ale jest konsens” [VIDEO]

Roman Warszawski: Będzie to rok wyborczy, więc możliwe, że powtórzy się sytuacja ze Stanów Zjednoczonych, gdzie tematy płci były dość istotne w ramach prowadzonej kampanii prezydenckiej. Tym razem męski głos może okazać się problemem dla tej lewej strony, która jest utożsamiana z radykalnymi feministkami. Na ten moment radykalny feminizm przekroczył już ten poziom, w którym można było to postrzegać, że oni działają na rzecz kobiet. Teraz zaczynamy to odbierać jako działanie przeciwko mężczyznom. W percepcji społecznej feminizm oraz równość oznaczają zjawiska skierowane przeciwko mężczyznom i godzące w ich dobro.

Mężczyźni zaczną coraz bardziej odczuwać skutki ustawy „Mieszkanie za pomówienie”, czyli ustawy o zwalczaniu przemocy domowej autorstwa ministra Zbigniewa Ziobry. Ona będzie działać jak niegdyś Niebieska Karta, gdy wraz z pojawianiem się wizji rozwodu panie dość często szły na policję założyć komuś Niebieską Kartę. Teraz będą coraz częściej składać zawiadomienia, i to bezpodstawne, na to, że ktoś stosuje przemocą domową. Wówczas aparat państwowy będzie w to wszystko wkraczał. Będziemy mieć zatem zaostrzenie tzw. wojny płci polegające na tym, że feministki dostały to, czego chciały, i nie wahają się tego w żaden sposób użyć. Mężczyźni, odczuwając to, będą coraz częściej udawać się na emigrację wewnętrzną, tj. oddalać się od środowisk liberalno-lewicowych.

Niestety okazuje się, że reakcją na zbyt wysokie ceny mieszkań były kolejne podwyżki, aż do momentu totalnego krachu na rynku nieruchomości. Sytuacja podobnie będzie wyglądała na rynku relacji. Otóż kobiety stawiają mężczyznom tak wysoką poprzeczkę wchodzenia w relacje, że oni zaczynają powoli – że tak powiem – nie wyrabiać, a odpowiedzią na to jest… coraz więcej wymagań. To pogłębia atomizację społeczeństwa do tego stopnia, że znaleźliśmy się na prostej drodze do tego, co wydarzyło się w Korei Południowej, tj. zaistnienia separatyzmu płciowego. Nikt tam nie atakuje kobiet, jak dziś twierdzą u nas różnej maści feminiści. Tamtejsi mężczyźni po prostu stwierdzili, że skoro są akcje afirmacyjne dla kobiet, które mają cały czas zajmować coraz lepsze miejsce w społeczeństwie, a oni na „dzień dobry”, startując w życie, są dwa lata do tyłu ze względu na obowiązkową służbę wojskową, to przyszedł czas, aby dać do zrozumienia, że ta sytuacja zupełnie im nie pasuje i nie widzą szans na to, żeby taki układ społeczny dalej obowiązywał.

Jesteśmy w dalszym ciągu w trakcie renegocjacji kontraktu społecznego między kobietami i mężczyznami. Niestety będzie to coraz mniej przyjemny proces. Oczywiście ze strony kobiet będziemy często słyszeć odezwy o zaprzestanie wojny płci, aby mężczyźni wrócili do stołu negocjacyjnego, ale dopóki na nim nie pojawi się jakaś pozytywna oferta, bez zawstydzania, że prawdziwy facet postąpiłby tak a nie inaczej, to nic dobrego z tego więcej nie wyniknie. Będziemy sobie radośnie zmierzać do całkowitego załamania rynku relacji.

Czytaj też: „Atrakcyjny mężczyzna ma znacznie wyższą wartość od atrakcyjnej kobiety”. Tezy Romana Warszawskiego [VIDEO]

Dominik Cwikła: Jestem skłonny się założyć, że w przyszłym roku wojna rosyjsko-ukraińska zostanie zakończona. I jak ostrzegałem – chyba jako jeden z nielicznych – że ta wojna wybuchnie, tak samo ostrzegam i obawiam się, że wkrótce możemy zostać wciągnięci w kolejną.

W 2014 roku na portalu parezja.pl ostrzegałem w kontekście pojawiających się separatystów na wschodzie Ukrainy oraz na Krymie, że to jeszcze nic. Że w ciągu kilku lat wybuchnie jawna wojna nie z jakimiś bojówkami wspieranymi przez Rosję, ale że Rosjanie wjadą na pełnych obrotach na terytorium Ukrainy.

Dlatego nie byłem za bardzo zaskoczony wybuchem wojny w 2022 roku. Jedyne, co mnie zdziwiło, to fakt, że minęła niemal dekada. Spodziewałem się jej wcześniej.

I jak to z trafnymi przewidywaniami bywa, nie przebiły się one do mainstreamu i zapewne nikt poza mną o nich nie pamięta. Być może ludzie mieli być celowo „zszokowani” agresją Rosji, by być jeszcze bardziej i dłużej chętnymi do wspierania Ukrainy własnym kosztem.

W 2025 roku wojna rosyjsko-ukraińska zakończy się. Ukraina utraci wschodnie terytoria, ale najpewniej zachowa suwerenność od Kremla (bo nie Waszyngtonu). I obawiam się, że w 2025 roku może wybuchnąć kolejna wojna, tym razem z naszym udziałem. Bynajmniej agresorem nie będzie Rosja, lecz Kijów. I to także moje wcześniejsze przewidywanie z 2014 roku.

W imię doktryny „jesteśmy sługami narodu ukraińskiego” rządzący przedtem PiS totalnie nas rozbroił, przekazując sprzęt dla Ukrainy. Państwo to otrzymało też gigantyczne środki od innych państw Zachodu, w tym od Niemiec czy USA. Ukraina, nawet pokonana, będzie miała sprzęt i amunicję. A my mamy „wyższość moralną”, wzorem godnej pogardy piłsudczykowej „sanacji”.

Jak zadowolić obywateli pokonanego państwa, które utraciło terytorium? Zajmując inne oczywiście. Naturalnym celem ataku Ukrainy będzie Polska. Choć media mętnego nurtu w ogóle nie dopuszczają do siebie takiej myśli, zapewne rządzący również, to wielu poważnych urzędników w państwie ukraińskim jest przekonanych, że my nadal „okupujemy” zachodnie rejony ich państwa.

Obym się mylił, a Nowy Rok 2025 był dla nas szczęśliwy. Jednak nie zalecam polegać na życzeniach, lecz na starożytnej doktrynie „si vis pacem, para bellum”, czyli „chcesz pokoju, szykuj się do wojny”.

Czytaj też: UE nie da się zreformować. Cwikła: Uniokratów nie obchodzi, że ktoś ich „zmasakrował”, bo… [VIDEO]

Marcin Rola: 2025 rok nie szykuje się niestety Polsce i Polakom zbyt dobrze. Jak mawia redaktor Stanisław Michalkiewicz, w naszym „nieszczęśliwym kraju” nie czeka nas nic dobrego, bo mamy takich a nie innych rządzących. Społeczeństwo – bo tego narodem nie nazwę – cały czas wybiera oszołomów, zdrajców polskiej racji stanu i polskiego interesu narodowego, ludzi zwariowanych, którzy niszczą gospodarkę albo chcą nas np. wtłoczyć w nieswoje konflikty zbrojne. W Święta czytałem dość obszerny materiał o tym, że hutnictwo jest zwijane, więc branża po branży praktycznie upada. Widzimy gigantyczny kryzys, i to na własne życzenie – nie oszukujmy się.

Mieliśmy pseudopandemię, a potem angażowanie się i zdradę na rzecz banderowskiej Ukrainy: najpierw PiS-u, a następnie obecnej koalicji rządzącej. Przypomnę, że ukradziono Polakom ponad 200 mld złotych – ukradziono, bo tego przecież pomocą nie można nazwać. Czym innym jest pomoc humanitarna osobie potrzebującej, a czym innym jest zwykłe rozdawnictwo i działanie na niekorzyść swojego narodu – na rzecz obcego, tym bardziej jeszcze nam nieprzychylnego, a wręcz wrogiego, jakim jest Ukraina.

Czeka nas duży kryzys gospodarczy, bo Polacy wciąż jeszcze nie chcą mieć suwerennego i niepodległego państwa. Mówię tu oczywiście o ogóle społeczeństwa, bo narodu może być 10–15 proc. Co prawda tendencje są w miarę pozytywne, bo prawica może uzyskać nawet 15 proc., ale – jak doskonale wiemy – ona również się dzieli. 2025 rok to także domknięcie systemu, jeśli chodzi o marksistowską, totalitarną Unię Europejską. Pamiętamy „Białą księgę w sprawie przyszłości Europy” z 2018 roku, a więc dokument Komisji Europejskiej, który w całości bazuje na manifeście Altiero Spinellego, federalizacji i wyniszczeniu państw narodowych. To też jest bardzo duże zagrożenie. Właściwie każda dziedzina naszego życia będzie ustalana przez globalistów i komisarzy europejskich.

Najgorsza w tym wszystkim jest ta bierność społeczeństwa, które – jak mówiłem wcześniej – nie chce mieć swojego państwa. To jest bardzo smutne. Amerykanie teraz pokazali, że można, że chcą odzyskać swoje państwo. Wybrali Donalda Trumpa, który mówi wprost: „America First”. W Polsce jak się mówi o polskiej racji stanu czy niepodległości, to jest się nazywanym ruską onucą, agentem Putina, szurem czy foliarzem. Niestety mamy taką degenerację społeczną, taką a nie inną mentalność, więc dopóki się to nie zmieni, to nie oczekujmy żadnych pozytywnych wydarzeń. Mimo wszystko mam nadzieję, że ta zmiana będzie miała miejsce. Nakreśliłem dużo negatywnych, pesymistycznych wizji, ale zauważmy, że w historii wolność często zawdzięczaliśmy nielicznym grupom, którym zależało na losie całego narodu. I niech tak będzie również w tym przypadku.

Czytaj również: „Zmanipulowane i wycięte z kontekstu”. Rola przeprasza i prosi o wybaczenie po głośnym nagraniu [VIDEO]

Radek Pogoda: 2024 rok miał być dla nas wszystkich trudny, bo wieszczyliśmy kryzys. Okazało się jednak, że ten przyszedł później, niż się spodziewaliśmy, bo dopiero teraz zaczyna nam się dobierać do skóry. Na szczęście Polacy się do niego przygotowują, więc go przetrwamy.

Generalnie wstrzymuję się od określania przyszłości, jeśli chodzi o ruchy na wielkiej szachownicy świata. Zobaczymy, co wydarzy się po 20 stycznia, gdy będzie miała miejsce inauguracja Donalda Trumpa na prezydenta USA. Otóż następne dni określą kierunek, w którym pójdą Stany Zjednoczone – czy zechcą skupić się na własnym spokoju, czy może wejdą do gry z Chinami, co uruchomi Daleki Wschód i zabawę o Tajwan. Tak samo zresztą będzie z Bliskim Wschodem i Syrią. Polska musi patrzeć na te ruchy z dystansem, bo dla nas najważniejszą kwestią jest to, jak szybko i czy w ogóle uda się zamrozić konflikt na Ukrainie. Sytuacja jest dynamiczna, biorąc pod uwagę np. samolot strącony 25 grudnia – jak się okazało – w wyniku działań rosyjskiej obrony przeciwlotniczej, a nie awarii. Trzymajmy rękę na pulsie i patrzmy dookoła, co się wokół nas dzieje.

Los Polski zależy od Niemiec, Unii Europejskiej i USA, więc rozmowa o tym, czy obecny rząd się utrzyma, czy upadnie, nie ma sensu – to rozgrywa się poza krajem, a tzw. polscy politycy nie mają na to wpływu. Koalicja może się rozpaść pod wpływem zmiany w USA, jeśli te dadzą sygnał na poziomie europejskim. Wówczas nastąpi przekładanka. Najdobitniejszy przykład stanowi zamieszanie w Rumunii, czyli komiczne zagranie, w wyniku którego UE odwołała drugą turę wyborów, próbując utrzymać swoją hegemonię w tym kraju. Generalnie w Unii Europejskiej są potworne problemy migracyjne, rośnie przestępczość, a gospodarka jest na kolanach. Międzynarodowe koncerny postawiły na nas kreskę, więc mamy kolosalne problemy do rozwiązania.

Jeżeli chodzi o wybory prezydenckie w Polsce, to brutalna prawda jest taka, że z punktu widzenia człowieka sprzeciwiającego się Magdalence nie ma różnicy, kto chwyci stołek. Jestem realistą i widzę, że siły antymagdalenkowe nie mają szans w obecnym rozdaniu. Zresztą wybory prezydenckie nie mają aż tak dużego znaczenia, jak samorządowe czy kolejne parlamentarne. Jest to jednak fantastyczna okazja do policzenia się, bo ludzie, którzy dobrze myślą o Polsce, nie są tylko w Konfederacji czy w Koronie Grzegorza Brauna. Jest wiele osób do tej pory głosujących na PiS, a nawet Trzecią Drogę. Zwłaszcza ci drudzy chcieli konkretnej zmiany, a dostali znowu Tuska. Rafał Trzaskowski nie reprezentuje tej zmiany i – jak sądzę – dowolny kandydat PiS-u też nie. To nie ten etap, aby wierzyć w to, że jakiś człowiek spoza establishmentu wejdzie do drugiej tury i wygra.

Ludzie przestali się interesować polityką w tym sensie, że nie obchodzi ich już, który kłamca obieca więcej. Zrozumieli, że jakość życia nie zależy od decyzji tych, którzy siedzą w Warszawie. To, że tak powiem, duży gamechanger, zmiana świadomości, którą dostrzegam i przy wigilijnym stole, i na spotkaniach z klientami. Coraz więcej Polaków wie, że to w dużym stopniu medialna gra, a rządzący tak naprawdę wykonują polecenia z zewnątrz. Tego parę lat temu jeszcze nie było. Duża w tym zasługa Mateusza Morawieckiego, który jedno mówił, a drugie robił, jak również aktualnej ekipy tuskopodobnej.

Czeka nas ciężki rok w słabszym otoczeniu ekonomicznym, z rosnącymi rachunkami. Niektórzy pamiętają jeszcze niszczenie gospodarki przez Balcerowicza, więc żaden kryzys nie jest nam straszny. Nie możemy pozwolić sobie na to, aby odebrali nam majątki, np. mieszkania spłacane z ogromnym wysiłkiem. Może będzie trzeba odpuścić urlopy, aby obronić nasz stan posiadania i przetrwać nadchodzące zawirowania. Tak czy inaczej – wierzę w Polaków, choć nie w polskich polityków.

Najnowsze