Zaprosiliśmy do rozmowy dziennikarkę Panią Agnieszkę Wolską korespondującą z nami z Niemiec. Zdecydowała się opowiedzieć nam o świadomości społecznej Niemców i ich stosunku do nielegalnej imigracji, AfD oraz Unii Europejskiej. Jako wieloletnia mieszkanka Niemiec przedstawiła nam wyjątkową perspektywę, stwierdzając, że Niemcy wcale nie są, jakby się mogło wydawać, państwem suwerennym. Czy mogą mieć zatem z Polską jakikolwiek wspólny interes? Rozmowę przeprowadziła red. Julia Gubalska.
Julia Gubalska: – Jak nielegalna imigracja wpływa na jakość życia w Niemczech?
Agnieszka Wolska: – Problem polega na tym, że nielegalna imigracja w Niemczech od przełomu roku 2015/16 stała się legalną formą przemycania ludzi, którzy w większości nie mają tytułu prawnego do przebywania na terenie Niemiec. Jest to złamanie Konwencji Dublińskiej. Migranci są zwabiani świadczeniami socjalnymi, więc przybywają do swoich krewnych, którzy już tutaj są. W Niemczech przez wiele lat było ogromne wsparcie imigracji przez media. Doświadczenie pokazuje, że jest podstawa do obaw.
– Czy zmienia się nastawienie społeczeństwa do partii rządzącej i rośnie poparcie dla AfD? Jak powinniśmy się jako Polacy ustosunkować do partii, dla której najważniejszy jest interes niemiecki – zawsze sprzeczny z interesem Polski?
– Nie wiem, czy jednoznacznie był zawsze sprzeczny. Niewątpliwie znaleźlibyśmy pola, gdzie interes niemiecki z polskim jest zbliżony. Chociażby nasza gospodarka sprzężona z niemiecką, nawet jeśli jest to nierównoważne partnerstwo. Gdy gospodarka niemiecka słabnie, zwłaszcza przemysł motoryzacyjny, to powinna w Polsce powstać jakaś refleksja i środki zaradcze z tego tytułu, aby pracowały mniejsze firmy kooperantów ze strony polskiej. Straszenie AfD w kontekście Pani pytania wydaje się mocno na wyrost. Przypisuję to nie względom racjonalnym, ale pewnym kwestiom zarządzania lękiem i podporządkowania sobie opinii publicznej dla własnych celów, czego apogeum mieliśmy za czasów rządów PiS.
– A jak w Niemczech jest postrzegany Donald Tusk? Często jest przypisywana mu proniemieckość.
– Jest słusznie przypisywana, bo widać, że establishment niemiecki jest mu bliski w różnych postaciach. Chociaż Mateusz Morawiecki również biesiadował z CDU, więc widać, że większość polskiej klasy politycznej ma niestety te ciągoty. Tak działali Niemcy przez wiele lat, pragmatycznie poprzez swoje wpływy i fundusze wychowując sobie elity polskie, które realizują część niemieckiej polityki. Są to standardowe działania.
– Jaki jest stosunek Niemców do Unii Europejskiej? Czy są wśród nich zadeklarowani eurosceptycy, będący za całkowitą likwidacją Unii Europejskiej, chociaż Niemcy stanowią w niej dominującą siłą? Chcą raczej reformy UE, czy silnej i sfederalizowanej Unii?
– Silna i sfederalizowana Unia to zapis obecnej koalicji, która zarządza z Berlina. Pan Scholz, Pan Habeck z partii Zielonych, Pani Baerbock i oczywiście Ursula von der Leyen, będąca emanacją niemieckiej polityki na arenie ogólnoeuropejskiej, to filary układu, który niewątpliwie widzi potencjał w dalszej federalizacji. Ludzie próbują oddolnie, przynajmniej w symbolicznej formie, stawiać temu opór. Klimat wokół rządu Scholza jest bardzo nieprzejrzysty. Mamy zapędy na suwerenność gospodarczą, ingerencję w strukturę własności i główny problem w tej chwili sygnalizowany przez elity brukselskie – walkę z tzw. dezinformacją, czyli wolnością słowa. To proces, który w Niemczech jest obserwowany z wielkim niepokojem. Ludzie domagają się, żeby ukrócić te praktyki wspierane przez władze niemieckie, bo na walkę z tzw. ekstremizmami są wydawane miliony euro. Nie inaczej zresztą niż w Polsce.
– Czy określiłaby Pani Niemców jako świadomy naród? Posłuszeństwo społeczeństwa wobec władzy w czasach COVID-19 było w Niemczech o wiele większe niż w Polsce.
– Z pewnością są to procesy, które się toczą. Wielu ludzi ciągle brnie w przekonaniu, że działania rządu w okresie covidowym to była dobra zmiana. Niemcy mają tę przewagę nad Polską, że wyszły na światło dzienne zapisy procesów decyzyjnych. Politycy nie mieli żadnych podstaw naukowych do drakońskich działań, jakich się podejmowali. Zdroworozsądkowe podejście Polaków było znacznie efektywniejsze niż Niemców. Polacy nie poszli tak masowo w narrację, że jeszcze tylko jedna dawka i wirusa będziemy mieć za sobą. Proces poddawania się iniekcjom preparatami mRNA był w Niemczech dużo większy niż w Polsce. Działa jednak całe zaplecze eksperckie niezależnych struktur, lekarzy, naukowców i prawników, którzy zrzeszają się w grupach tematycznych i pracują. Natomiast niedawny sondaż przeprowadzony wśród Niemców na temat tego, jak oceniają akcję masowych szczepień na COVID-19, wykazuje, że co szósta osoba miała poważne lub przynajmniej lekkie komplikacje zdrowotne z tym związane. Jeszcze wiele interesujących rzeczy może się tutaj wydarzyć.
– Dziękuję bardzo za rozmowę.