– Psa, który biegnie przy nodze właściciela, wilk nie ruszy – powiedział PAP Hubert Wróblewski, leśniczy Leśnictwa Poniatów w Nadleśnictwie Jabłonna odnosząc się do doniesień, że na jego terenie zagościły wilki. Nie ma sensu panikować, choć oczywiście musimy pilnować swoich podopiecznych – zaznaczył.
PAP: Często wałęsam się po nadnarwiańskich lasach i łąkach z psami i ostatnio zauważyłam dość liczne odchody wilków na tych terenach – łatwo je poznać, bo są w nich fragmenty kości i sierść zwierzyny płowej. Czyżby teren Nadleśnictwa Jabłonna został uznany przez te zwierzęta za dobre siedlisko?
Hubert Wróblewski: Od jakiegoś czasu docierają do nas doniesienia, że pojedyncze osobniki, a czasem pary widywane są na naszym terenie. Ja sam nie miałem jeszcze szczęścia spojrzeć wilkom w oczy, ale ludzie zrobili im zdjęcia, znajdowano też szczątki bobrów, na których żerowały.
To, że wilki zawędrowały na nasze tereny jest dobrą wiadomością, to nie tylko piękne zwierzęta, ale pełnią także ważną rolę w ekosystemie, bo eliminują słabsze, czy chore sztuki zwierzyny, głównie płowej, ale także dzików. Pytaniem pozostaje, czy są u nas tylko chwilowo, traktując tereny nad Narwią jako przystanek, czy też zdecydują się tutaj osiedlić i potraktują je jako swoje terytorium łowieckie.
Można podejrzewać, że jest to para młodych wilków szukająca swojego miejsca na ziemi. Jeśli widywane przez ludzi, najprawdopodobniej młode osobniki, uznają nasze tereny za dość atrakcyjne łowiecko istnieje szansa, że założą tu nową grupę rodzinną nazywaną watahą.
W lutym, kiedy samica wilka, czyli wadera, ma cieczkę, dojdzie do rui i po dwóch miesiącach, na przełomie kwietnia i maja, na świat przyjdą młode. Zwykle w miocie jest od czterech do sześciu szczeniaków, które przez pierwsze dwa tygodnie są bezbronne i ślepe. Najpierw matka karmi je mlekiem, po jakimś czasie przechodzą na pokarm stały – dorosłe osobniki karmią je przeżutym i przetrawionym mięsem.
PAP: Skąd wilki mogły przyjść na teren Nadleśnictwa Jabłonna?
H.W.: Rzut beretem od nas jest Kampinos, gdzie od dawna żyje wataha wilków a, jak już wspominałem, młode po jakimś czasie, odłączają się od grup rodzinnych i szukają swojego terenu do życia. Mogły więc przekroczyć trasę S7 lub przywędrować od strony Nadleśnictwa Drewnica. Nie wykluczone jest też, że przy niskim stanie wody mogły przedostać się na nasze tereny od północy przez Narew.
To są zwierzęta, które przemieszczają się na duże odległości – w ciągu doby mogą przejść do 40 km, ale w poszukiwaniu swojego terenu młode osobniki przemieszczają się nawet kilkaset km. Jednak to, że teraz u nas są, wcale nie znaczy, że będą za dwa miesiące czy pół roku, bo te tereny są mocno zurbanizowane i niewykluczone, że postanowią przemieścić się dalej. Wtedy powiemy, że były to „wilki przechodnie” poszukujące odpowiedniego miejsca do założenia watahy.
PAP: Mam nadzieję, że zostaną, ale zanim ruszą w dalszą drogę, muszą coś jeść.
H.W.: Wilki żywą się głównie zwierzyną płową – jeleniami, sarnami. Natomiast łosie są dla nich zbyt dużą i niebezpieczną ofiarą, potrafią się dobrze bronić, więc wilki co najwyżej zapolują na łoszaki. Zdarza im się także polować na dziki, jednak i w tym przypadku wolą młode osobniki – bo z tymi dorosłymi, zwłaszcza jeśli postanowią bronić warchlaków, lepiej nie zadzierać.
Wilk nie pogardzi też bobrem, chętnie złowi sobie rybkę, ale przede wszystkim te drapieżniki regulują i ograniczają rozwój populacji zwierząt kopytnych – jeleni, danieli, saren. Utrzymują ją na „bezpiecznym” poziomie, co sprawia, że te roślinożerne zwierzęta powodują mniejsze szkody, czy to w uprawach leśnych, czy rolnych.
Ponadto, kiedy polują i gonią zwierzynę, jako pierwsze ich łupem padają zwierzęta chore, osłabione, zostające w tyle podczas ucieczki, co też w pozytywny sposób przekłada się na kondycję ich populacji.
PAP: Osobiście żałuje, że dziki i łosie są dla wilków zbyt wymagającymi przeciwnikami, bo akurat tych zwierzaków mamy w nadmiarze. Coraz częściej dochodzi też do wypadków drogowych z powodu łosi. Od 23 lat obowiązuje też moratorium na odstrzał tych zwierząt i jest ich dziś w Polsce ponad 30 tys.
H.W.: Łosi mamy sporo w całym kraju, a jeśli chodzi o tereny, o których rozmawiamy, ich rezerwuar jest w Puszczy Kampinoskiej, skąd do nas przychodzą.
Populacja dzików, po fali ASF, także się odbudowuje i coraz częściej dochodzi do sytuacji konfliktowych między dzikami a ludźmi. Należy pamiętać, że dziki to inteligentne zwierzęta, które szybko uczą się rozkładu miejsc, gdzie mogą znaleźć pożywienie. Dziki są wszystkożerne więc, aby uniknąć niespodziewanych gości pod bramą naszej posesji graniczącej z lasem, proszę unikać wyrzucania odpadków jedzenia lub resztek warzyw i owoców za siatkę.
A jeśli chodzi o wypadki z udziałem łosi – no cóż, kiedy przemieszczamy się samochodem drogą, która prowadzi przez lasy czy pola, musimy po prostu bardzo uważać, zwłaszcza w godzinach porannych i po zmierzchu. Nie ma innego sposobu, jak zachowanie czujności i baczne obserwowanie pobocza i najbliższego sąsiedztwa jezdni.
Zwierzyna płowa – sarny, jelenie, daniele – często pasą się w szerokich i regularnie wykaszanych rowach, z których mogą wyskoczyć pod nadjeżdżający samochód w przypadku np. ataku wilków.
Natomiast w związku z faktem, że populacja łosia regularnie się powiększa, w wypadkach, do jakich dochodzi na drogach z udziałem łosi, ludzie nie raz doznają trwałego uszczerbku na zdrowiu, stają się osobami niepełnosprawnymi do końca swojego życia lub tracą życie. Z kolei łosie giną w męczarniach po takim wypadku w związku z odniesionymi obrażeniami.
Łosie, jak wiemy, są roślinożercami – każdy dorosły osobnik musi zjeść codziennie od 30 do nawet 50 kg pożywienia, powodując szkody zarówno w uprawach leśnych, miejscach, gdzie zostało posadzone nowe pokolenie lasu, ale także w uprawach rolnych oraz sadach. Warto więc, aby każdy sam odpowiedział sobie na pytanie, czy dalsze utrzymywanie całorocznego okresu ochronnego dla łosia jest potrzebne i zasadne.
PAP: Obawiam się, że zanim zostanie zniesione moratorium na odstrzał łosi, pozwoli się myśliwym strzelać do wilków. Sejmowa Komisja Administracji i Spraw Wewnętrznych przegłosowała, żeby do projektu ustawy o ochronie ludności i obronie cywilnej do kategorii zagrożeń dodać te związane z występowaniem dzikich zwierząt wolno żyjących na obszarach zamieszkałych. Rolnicy od lat skarżą się, że wilki zagryzają im bydło i psy.
H.W.: Od 1998 roku wilki są objęte w Polsce całkowitą ochroną, więc ich populacja urosła i, choć nie ma dokładnych danych na ten temat, szacuje się, że mamy ich w kraju 4,3 tys. osobników. Wataha, w zależności od dostępności pożywienia, zajmuje obszar od 100 do 300 km kw., więc zaczyna brakować dzikich miejsc i zwierzęta te przesuwają się na tereny zurbanizowane.
Jeśli wataha jest niewielka, znajdzie sobie pożywienie wśród dzikiej zwierzyny, ale kiedy mamy do czynienia z dużą watahą, liczącą np. 20 osobników, tak, jak to jest w Bieszczadach, gdzie zwierzyna płowa została już wyjedzona, to bydło faktycznie jest w niebezpieczeństwie, zwłaszcza, jeśli jest łatwo dostępne. Poza tym, wilki to inteligentne zwierzęta i potrafią kalkulować zyski i ryzyko strat. Wilkom łatwiej jest zaatakować zwierzęta gospodarskie i np. zabrać z pastwiska cielaka albo owcę, niż narazić się na kopnięcia jelenia czy łosia, które może nawet zabić dorosłego osobnika.
PAP: Czy właściciele psów powinni obawiać się o swoich pupilów?
H.W.: To zależy. Psa, który biegnie przy nodze właściciela, wilk nie ruszy. Ale na terenach wiejskich często się zdarza, że psy biegają samopas i buszują po okolicznych polach i lasach, zostawiając swoje ślady. Wówczas wilk może takiego psa uznać za rywala, który pojawił się w jego terytorium i konkurenta do bazy żerowej. Nie bardzo mu się to podoba i potrafi takiego psa wytropić po śladach, dopaść go na jego własnym podwórku i zlikwidować. Zdarzają się także sytuacje, że wilki dopadają psy myśliwskie podczas polowań i zagryzają, ale to dotyczy dużych watah, czujących się pewnie na swoim terytorium.
Natomiast nie ma sensu panikować, choć oczywiście musimy pilnować swoich podopiecznych i nie pozwalać im się oddalać od nas na dłużej. Jednak ryzyko, że będziemy sobie spacerować ze swoim Reksiem, a tu nagle wypadnie z krzaków wilk i go pożre, jest minimalne.
PAP: Wie pan, co jeszcze zauważyłam spacerując przy brzegach Narwi? Jest tam mnóstwo lisów, natomiast od dwóch dobrych lat nie widziałam żadnego zająca.
H.W.: Jak jest dużo lisów, to nie ma zajęcy – lis to także drapieżnik, tylko poluje na mniejsze ofiary, niż wilk – to gryzonie, ptactwo typu kaczki, kuropatwy czy bażanty, ale nie pogardzą też młodą sarną. No i oczywiście zające. Mała ilość zajęcy w naszych terenach związana jest również z brakiem gospodarki rolnej prowadzonej na niewielkich areałach rozgraniczonych miedzami i remizami śródpolnymi.
Niezwykle ważną rzeczą dla tego, czy populacja jakiegoś gatunku rozwija się, czy maleje, jest teren i jego zagospodarowanie oraz baza pokarmowa. Nasze nadnarwiańskie tereny nie są zbyt atrakcyjne dla zająca, choć ten, oczywiście, jako gatunek występuje na naszych terenach, ale raczej w niedużych ilościach.
Jednak na wysoki poziom populacji lisów ma wpływ nie tylko dostępność pożywienia, ale także to, że od wielu lat rozrzucana jest szczepionka przeciwko wściekliźnie, a właśnie ta choroba była głównym czynnikiem eliminującym lisy. Zwłaszcza, że ma on niewiele wrogów, upolować mógłby go np. bielik, ale on woli zjeść sobie bażanta czy kaczkę, z rzeki wyłowić rybę, niż walczyć z lisem.
PAP: Są jeszcze bobry, one wprawdzie na nikogo nie polują, gdyż żywią się roślinami zielonymi i korą, ale także ich jest całe mrowie i powodują całkiem konkretne szkody.
H.W.: Ich populację także udało się fantastycznie odtworzyć. Jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że na swoim terenie mamy Zalew Zegrzyński, Narew, Wisłę, więc bobra jest pod dostatkiem. Ale faktycznie, ludzie mają powody do narzekania, bo to sympatyczne zwierzę budując swoje żeremia powoduje zalewanie łąk czy posesji, zdarza mu się rozkopywać wały przeciwpowodziowe, niszczy także drzewa. Po prostu – przekształca środowisko na swoje potrzeby. Tak samo, jak to robi człowiek.
Musimy się nauczyć żyć wspólnie, starając się nie wchodzić sobie za bardzo w drogę.