Kanclerz RFN Olaf Scholz odbył azjatycką podróż, by wzmocnić pozycję swego kraju w Indiach i Turcji. Bez wątpienia te dwa kraje odgrywają znaczną rolę: jeden w Azji południowej, a drugi na Bliskim Wschodzie. Wizyty w tych krajach miały znaczenie nie tylko polityczne, ale i gospodarcze. Olaf Scholz chciał też spotkać się z premierami obu krajów. Turcja jest potencjalnym mediatorem w wojnie Rosji z Ukrainą. Prezydent Recep Tayyip Erdogan wielokrotnie ofiarował swoje usługi i już nawet pośredniczył w poufnych negocjacjach w tej materii. Także premier Indii Narendra Modi ma w tej sferze pewne aspiracje. Obaj wcześniej widzieli się też z Putinem i z pewnością mieli niemieckiemu kanclerzowi w jego imieniu coś do przekazania.
Do Indii kanclerz Olaf Scholz pojechał z dużą delegacją. Formalnie na kolejne siódme już z rzędu międzyrządowe konsultacje. Dla Scholza nie była też to przykra wizyta. W toku poprzednich spotkań udało mu się, jak donoszą niemieckie media, nawiązać bliskie, robocze stosunki. Indyjski premier Narendra Modi podobno jest też zainteresowany dalszym zacieśnieniem stosunków z Niemcami na wielu płaszczyznach.
Już teraz te stosunki nie są złe. Niemieckie inwestycje w Indiach w latach 2000–2020 wyniosły 12 mld euro. W Niemczech mieszka też 250 tysięcy Hindusów. Pracują w medycynie, opiece pielęgniarskiej itd. Jest to następstwo podpisanej dwa lata temu umowy migracyjnej między Indiami i Niemcami. Forsował ją osobiście premier Narendra Modi.
Na indyjskim rynku są już obecne takie niemieckie koncerny, jak Bayer BASF i Merck. Swoje przyczółki mają też firmy motoryzacyjne takie, jak BMW, Volkswagen i Mercedes- Benz. Siemens ma dostarczyć dla kolei indyjskich 1200 lokomotyw. Deutsche Bahn będzie obsługiwał linię dużych prędkości łączącą Delhi z innymi metropoliami.
Niemieckie firmy, oczywiście niektóre, zaczęły przenosić już do Indii swoje główne zakłady produkcyjne, by obniżyć koszty wytwarzania. Jako pierwsza uczyniła to Hettich, specjalizująca się w produkcji okuć meblowych.
Niemiecki holding Thyssen Krupp Marine Systems GmbH (TKMS) podpisał też wstępne porozumienie z indyjskim koncernem stoczniowo-zbrojeniowym w sprawie wspólnej budowy sześciu okrętów podwodnych.
Berlin aktywnie lobbuje
Berlin aktywnie za tym lobbuje i chce wygrać przetarg, który umożliwi Kruppowi zakotwiczenie się na indyjskim rynku zbrojeniowym. Na razie niemieckim partnerom udaje się sprzedawać Indiom różnego rodzaju uzbrojenia. Do pełnej kooperacji w produkcji broni między obydwoma krajami jeszcze nie doszło. Czy dojdzie? Nie wiadomo. Delhi do takich inicjatyw podchodzi bardzo ostrożnie, w kwestiach zbrojeniowych za głównego partnera uważa Rosję. Przyjmuje wstępnie oferty innych państwa zachodnich, ale głównie po to, by wymusić na Rosji jak najlepsze warunki dostaw produkcyjnej kooperacji.
Jeżeli Niemcy ostatecznie przegrają przetarg na udział w budowie sześciu okrętów podwodnych, to też się pewnie nie obrażą. Berlinowi marzy się bowiem, o czym nieoficjalnie mówią obserwatorzy, przekształcenie Indii w „fabrykę świata” , która uniezależni Europę od Chin. Dlatego też będzie dążyć do zacieśnienia relacji gospodarczych z Indiami. Wie, że 33 proc. ankietowanych niemieckich firm chce dalej inwestować w Indiach. A nie jest ich bynajmniej tak mało. 1600 kooperuje już z indyjskimi partnerami, a 600 prowadzi z Hindusami spółki joint venture. Koszty pracy w Indiach są na razie na atrakcyjnym poziomie. W kraju tym można znaleźć tanią i wysoko wykwalifikowaną siłę roboczą. Część niemieckich przedsiębiorców obawia się jednak, że premier Narendra Modi bardzo dba o rodzinny biznes i jeżeli widzi dla niego zagrożenie, to dla jego ochrony sięga po rozwiązania protekcjonistyczne. Od dawna hamuje on negocjacje w sprawie zawarcia umowy o wolnym handlu między UE a Indiami. Olaf Scholz, intensyfikując z nim rozmowy, chce własny biznes oswoić, że „nie taki diabeł straszny, jak go malują”. Chce także, by to Niemcom, a nie innym krajom przypadła rola „oswojenia” Indii.
Bezalternatywny Erdogan
Olaf Scholz chce także z podobnych powodów polepszyć stosunki Niemiec z Turcją. Ma do tego wiele powodów. Chce, by miały one wpływ na zachowanie stabilności na Bliskim Wschodzie i zawieszenie broni w Strefie Gazy. Chce także, by Niemcy miały wpływ na zapobieganie kryzysom uchodźczym, w czym Turcja może odegrać znaczącą rolę. Poprzez Ankarę Niemcy chciałyby mieć możliwość wpływu na działalność Kremla i wpływać na zwiększenie ich roli w zakończeniu wojny na Ukrainie. Scholzowi turecki prezydent z pewnością nie dogadza. Niemcy miały z nim bardzo napięte stosunki. Scholz uświadomił sobie, że dla Recepa Erdogana przez najbliższe lata nie ma żadnej alternatywy i będzie on rządził Turcją jeszcze długo. Scholz uznał, że trzeba się z nim dogadać, bo szeregu spraw Niemcom bez Turcji nie da się rozwiązać. Główną z nich jest kwestia ograniczenia nielegalnej imigracji do RFN z Bliskiego Wschodu. Berlin chce, by Ankara poważnie traktowała porozumienie migracyjne zawarte z UE w 2016 r. Zależy mu szczególnie, by przyjmowała nielegalnie przebywających w RFN swoich obywateli, których Berlin chce wydalić. Bez prawa pobytu przebywa w Niemczech 14,5 tys. Turków.
Scholz szuka też możliwości deeskalacji konfliktu między Izraelem a Hezbollahem i Iranem. Jeżeli przekształci się on w pełnoskalową wojnę, to do Europy ruszy kolejna fala uchodźców, z których zdecydowana większość będzie się chciała osiedlić właśnie w Niemczech. Oczywiście dla Scholza rozmowy z Erdoganem nie są łatwe. Turcja i Niemcy mają inny pogląd, np. w sprawie odpowiedzialności za wojnę w Gazie. Turcja otwarcie oskarża Izrael o wywołanie wojny przeciwko Palestyńczykom i oskarża go o ludobójstwo ludności cywilnej.
Lekkie ocieplenia
Konkretnym efektem wizyty Scholza jest jednak niewątpliwie ocieplenie wzajemnych relacji, powrót do stałych konsultacji międzynarodowych. By poprawić relację z Turcją, Scholz zgodził się też na sprzedaż jej niemieckich myśliwców wielozadaniowych Eurofighter, produkowanych wspólnie z Wielką Brytanią, Francją, Włochami i Hiszpanią. Ułatwi to Turcji dywersyfikację lotnictwa zdominowanego przez amerykańskie myśliwce F-16.