Przyznanie Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii Darronowi Acemoglu i Jamesowi Robinsonowi to uhonorowanie jednej z najbardziej nieudanych prób wyjaśnienia, dlaczego Zachód odskoczył gospodarczo reszcie świata.
Turecko-amerykański profesor z Massachusetts Institute of Technology oraz jego brytyjski kolega z University of Chicago znani są ekonomicznemu światu z wydanej w 2012 r. książki pt. „Dlaczego narody przegrywają?”. Włączyli się poprzez nią w prowadzoną od wielu dekad debatę na temat przyczyn bogactwa świata zachodniego, który w XIX w. znacząco odskoczył reszcie świata w wszelkich możliwych dziedzinach gospodarki.
Biedny, bo autorytarny
Na tle bogatej literatury przedmiotu praca Acemoglu i Robinsona od samego początku wyróżniała się dużymi uproszczeniami i dość oczywistym podporządkowaniem głównej tezy modnym współcześnie przekonaniom dominującym w zachodnim świecie uniwersyteckim. „Dlaczego narody przegrywają” nie była jeszcze praca otwarcie wokeistowską, ale zawierała już w sobie wiele najważniejszych tez, które obserwowane obecnie zbiorowe zidiocenie świata humanistyki traktuje jako oczywistą oczywistość.
Sięgająca po pracę uhonorowanych właśnie ekonomistów osoba może przecierać oczy ze zdumienia, że posiadający zaszczytne tytuły profesorskie mogli sięgnąć po tak bardzo prymitywne metody wyjaśniania rzeczywistości. Cała argumentacja Acemoglu i Robinsona sprowadza się bowiem w ostateczności do przedstawienia podziału na społeczeństwa otwarte i zamknięte oraz stwierdzenia, że pierwsze z nich stopniowo się bogacą, a drugie biednieją. Wystarczy więc – przekonują ekonomiści – że dane społeczeństwo będzie inkluzywne, tolerancyjne, demokratyczne, oraz zapewniające możliwość awansu dla najbardziej zdolnych, a spotka je niechybnie wielki sukces ekonomiczny. Jeśli zaś w danym kraju będzie panowała hierarchiczność i nieinkluzywność, a władza nie będzie pochodziła z demokratycznego wyboru, nieuchronnym skutkiem będzie bieda.
Ujmując uhonorowaną właśnie Nagrodą Nobla główną tezę Acemoglu i Robinsona najprościej jak się da, można w zasadzie stwierdzić, że ich zdaniem bogacą się społeczeństwa lewicowe i liberalne, a prawicowe i konserwatywne skazują się na upadek. Nie potrzeba profesury, habilitacji, doktoratu ani nawet tytułu magistra z ekonomii, aby dostrzec, że obaj ekonomiści nie opisują wcale przyczyn bogactwa narodów, tylko skutki dominacji liberalnego Zachodu. W kontekście zaś wielkiego zmagania o dominację między Zachodem i Wschodem nagrodzenie ich teorii można potraktować jako pogrożenie palcem wszystkim krajom, które chciałyby zrezygnować z jedynej, słusznej linii wyznaczonej przez inkluzywny, tęczowy i postępowy krąg, któremu przewodzą Stany Zjednoczone.
Nauka w służbie polityki
To oczywiście nie pierwszy przypadek, gdy nauka staje się w pełni służebna względem polityki. Na całą ekonomię keynesowską można przecież patrzeć jako na próbę ubrania w aparaturę teoretyczną wielkiego odejścia od standardu złota, do którego doszło z przyczyn politycznych, a nie ekonomicznych. W przypadku Acemoglu i Robinsona ekonomia wkroczyła jednak w obszary wokeistowskie, odpowiadając na zgłaszaną przez elity polityczne potrzebę uzasadnienia najbardziej kontrowersyjnych poczynań z zakresu polityki imigracyjnej czy też kulturowej.
Zgodnie więc z zupełnie kontrfaktyczną teorią nowych noblistów wszystkie najważniejsze elementy polityki lewicowo-liberalnych salonów prowadzą do wielkiego sukcesu gospodarczego. Otwarte szeroko granice? Totalne podporządkowanie tęczowej ideologii? Kwestionowanie tradycyjnych norm społecznych? Promowanie rasizmu pod płaszczykiem „walki z rasizmem”? – z punktu widzenia Acemoglu i Robinsona to wszystko przepis na bogactwo.
Większość krytyków od samego momentu publikacji pracy „Dlaczego narody przegrywają?” zwracała uwagę na podstawowe braki przedstawionej w niej argumentacji. Acemoglu i Robinson pomijają nie tylko czynniki geopolityczne, historyczne czy religijne, ale nawet nie zderzają swoich teorii z prostym do zaobserwowania faktem, że na świecie istnieje przecież całkiem sporo bardzo bogatych krajów, które nie są demokratyczne i inkluzywne (jak choćby Singapur, Arabia Saudyjska czy Chiny). We współczesnej humanistyce coraz częściej obowiązuje jednak znana marksistowska zasada, że jeśli fakty przeczą teorii to tym gorzej dla faktów. Tym samym nie wróży to dobrze samemu Zachodowi, że na piedestał naukowej analizy stawia tak bardzo wybrakowane i niedopracowane teorie.
Kopiuj-wklej Piątkowskiego
W Polsce niestrudzonym popularyzatorem dorobku Acemoglu i Robinsona jest Marcin Piątkowski. Jego implementacja tezy o wybitnie pomyślnych skutkach lewicowo-demokratycznej linii politycznej do polskich realiów przynosi równie kuriozalne skutki, co w oryginale. Zdaniem polskiego ekonomisty I Rzeczpospolita była biedna, ponieważ nie była wystarczająco tolerancyjna, inkluzywna i demokratyczna, a przykuty do roli polski chłop regularnie ściekał krwią katowany przez sadystycznych panów niczym czarnoskórzy niewolnicy z południa Stanów Zjednoczonych z filmu „Django” Quentina Tarantino. Zdaniem Piątkowskiego, po tylu wiekach niewoli inkluzywność i zerwanie kajdan miała przynieść dopiero… Polska Rzeczpospolita Ludowa. Idąc dalej tym tropem Piątkowski stwierdza ostatecznie, że jako Polacy żyjemy obecnie w złotym wieku naszej państwowości, ponieważ jesteśmy „europejskim liderem wzrostu”. Jeżeli jednak w ostatnim czasie Polska rzeczywiście w czymś góruje, to jest to przede wszystkim tempo wymierania. O tym jednak popularyzator pracy noblistów zupełnie nie wspomina.
Podobny typ samozachwytu daje się również wyczuć w pracy Acemoglu i Robinsona, choć w ich przypadku dotyczy on całego świata Zachodu. Nagrodzeni ekonomiści utwierdzają polityczny establishment w przekonaniu, że wszystko zmierza w najlepszym możliwym kierunku, choć coraz więcej znaków na niebie i ziemi pokazuje, że jednoznaczna przewaga Zachodu nad Wschodem jest poważnie zagrożona.
Zdecydowanie lepiej stałoby się więc, gdyby nie nagradzano nadwornych lizusów liberalnego establishmentu, lecz ekonomistów, którzy odważają się zadawać niewygodne pytania. Jedno z takich pytań mogłoby by brzmieć następująco: skoro wychwalane pod niebiosa przez Acemoglu i Robinson lewicowo-liberalne instytucje są tak wspaniałe i pomnażające bogactwo, to czemu w ostatnich latach na fali wznoszącej jest tak wiele państw, które w ów instytucjonalny schemat zdecydowanie się nie wpisują? I dalej: dlaczego lewicowo-liberalny Zachód pogrąża się coraz bardziej w autodestrukcyjnym chaosie i wciela w życie samobójczą politykę gospodarczą? Lub ujmując to już zupełnie wprost: dlaczego lewicowy liberalizm przegrywa?