Strona głównaMagazynWygrani i przegrani. Klęska lewicowej koalicji

Wygrani i przegrani. Klęska lewicowej koalicji

-

- Reklama -

W wyborach do parlamentów trzech landów na pokomunistycznym „Wschodzie” Niemiec partie rządzącej w RFN lewicowej koalicji poniosły klęskę – licząc ich wyniki łącznie. W efekcie w rządowym Berlinie nasiliły się polityczne, partyjne i budżetowe spory.

Stało się tak, chociaż 22 września rządząca w Brandenburgii SPD – rządząca tam przez cały czas od roku 1990 – zwyciężyła kolejny raz w wyborach do Landtagu w Poczdamie. Dzięki dużej, osobistej popularności premiera Dietmara Woidke, socjaliści z SPD zdobyli aż 30,9 proc. wyborczych głosów, tj. o 4,7 proc. więcej niż w roku 2019. Będą mieć 32 poselskie mandaty w 88-osobowym parlamencie. Drugie miejsce zajęła opozycyjna Alternatywa dla Niemiec (AfD) z poparciem 29,2 proc. Konserwatywni narodowcy zdobyli 5,7 proc. głosów więcej niż 5 lat wcześniej i będą mieć 30 mandatów. Kolejny duży sukces odniósł lewicowy Związek Sahry Wagenknecht – na rzecz Rozsądku i Sprawiedliwości (BSW). Ta nowa partia zdobyła bowiem aż 13,5 proc. poparcia wśród wszystkich głosujących i 14 mandatów. Natomiast post-chadecy z CDU dotychczas współrządzący w Brandenburgii, razem z SPD i Zielonymi, uzyskali tylko 12,1 proc. głosów – o 3,5 proc. mniej niż w roku 2019. Ale wyborczego progu 5 proc. nie przekroczyły obecne w tym landtagu i w lokalnym rządzie od lat partie eurobolszewickich Zielonych, którzy otrzymali zaledwie 4,1 proc. głosów – aż o 6,7 proc. mniej niż uprzednio (!) i pokomunistycznej Lewicy (3 proc.). Konserwatywno-wolnościowi Wolni Wyborcy uzyskali tym razem tylko 2,6 proc. poparcia (o 2,5 proc. mniej niż 5 lat temu), a demoliberalna i centrowa FDP kolejny raz poniosła klęskę. Dostała bowiem zaledwie 0,8 proc. głosów, czyli mniej więcej tyle, co 3 tygodnie wcześniej w Saksonii i Turyngii. Widać, że idee jako takiej gospodarczej i osobistej wolności i jako takiej ochrony własności – prezentowane od lat przez FDP i Wolnych Wyborców (choć od roku 2013 także przez AfD) w krajach po byłej NRD – nie są popularne.

- Reklama -

Swój sukces premier Woidke i jego regionalni współpracownicy z SPD zawdzięczają przede wszystkim temu, że już od czerwca br. w kampanii wyborczej w Brandenburgii mocno i wyraźnie dystansowali się od polityki rządu federalnego i od samego kanclerza Olafa Scholza (kanclerza z ich własnej partii!). Bo wiedzieli, że według różnych badań tylko około 20 proc. ogółu wyborców w Brandenburgii, w tym zaledwie 41 proc. wśród sympatyków SPD, jest zadowolonych z prac i działań federalnego rządu i kanclerza Scholza. Natomiast sukces antyimigracyjnej i antyeurokomunistycznej AfD polega przede wszystkim na tym, że ta partia ponownie udowodniła, że w landach wschodnich jest już partią masową, powszechną i najbardziej popularną ze wszystkich wśród ludzi młodych i wśród młodzieży. Może równie ważne jest także to, że po tych wyborach Alternatywa dla Niemiec w parlamencie w Poczdamie będzie posiadała zdolność blokowania wszelkich decyzji rządzącej lewicy wymagających uzyskania co najmniej dwóch trzecich głosów. Bo ma 30 posłów na wszystkich 88. Podobna sytuacja jest w Turyngii, gdzie po wyborach z 1 września AfD ma aż 32 posłów na wszystkich również 88. A także w Saksonii, gdzie ma 40 posłów na wszystkich 120. Wunderbar!

Podobno w wyborach w Brandenburgii na korzyść AfD zadziałała najwyższa wyborcza frekwencja w historii wyborów w tym landzie po roku 1990. Wyniosła bowiem 72,9 proc., tj. aż o 11,6 proc. więcej niż w roku 2019. Alternatywa dla Niemiec uzyskała najwyższe poparcie w tych gminach wiejskich, gdzie poziom ich wyludnienia jest najwyższy, a więc w gminach przy granicy z Polską oraz na południowym wschodzie Brandenburgii. Tam wyborcze poparcie dla AfD często osiągnęło poziom ponad 40 proc. ważnych głosów.

Wielki sukces BSW

Największym wygranym wyborów w trzech landach po komunistycznej NRD wydaje się być jednak nowa partia Sahry Wagenknecht. Bo do utworzenia w każdym z tych landów większościowej i w miarę stabilnej koalicji systemowych SPD i CDU – też w Turyngii i Saksonii – konieczne im będzie jakieś wsparcie posłów BSW. Konieczne, o ile nadal będzie obowiązywać niepisane porozumienie ww. partii systemowych o totalnym politycznym izolowaniu Alternatywy dla Niemiec i totalnym unikaniu jakiejkolwiek współpracy z tą partią. Tymczasem 27 września Sahra Wagenknecht dość niespodziewanie ogłosiła, że wreszcie „musi nastąpić koniec” z militarną pomocą Niemiec dla kijowskiej Ukrainy i nowe rządy krajów związkowych muszą opowiedzieć się za pokojowymi negocjacjami z Rosją. Bo trzeba zakończyć tę wojnę, która od samego początku nie leży w interesie Niemiec i ich społeczeństwa, mówiła szefowa BSW. Bo jak nie, to jej partia nie będzie wspierać żadnej rządowej koalicji – ani w Saksonii, ani w Turyngii czy Brandenburgii. Super!

Więc teraz politycy CDU i SPD mają duży problem. Bo wprawdzie rządy krajów związkowych RFN nie mają własnych służb dyplomatycznych i militarnych, aby w miarę szybko spełnić choćby niektóre warunki p. Wagenknecht, ale mają znaczący wpływ na swoje partyjne centrale w Berlinie i na rząd federalny. Tj. na centrale i koalicyjny rząd, które oczywiście są i będą bardzo niechętne spełnieniu jakichkolwiek ww. czy innych postulatów i warunków BSW. A ponieważ nowy rząd Saksonii czy Turyngii musi powstać najpóźniej w grudniu, tj. najpóźniej w trzy miesiące od dnia pierwszego posiedzenia parlamentów tych krajów (które już odbyły się w dniach 26-27 września), więc czasu nie ma wiele. Sytuacja jest tym bardziej ciekawa, że założycielka i szefowa BSW domagała się od władz RFN i władz SPD i CDU już w lipcu br. nie tylko wstrzymania wszelkiej pomocy wojskowej dla Ukrainy, ale też wprowadzenia zakazu zaplanowanego w NATO stacjonowania na terenie Niemiec nowych amerykańskich rakiet dalekiego zasięgu. A mają one zostać rozlokowane w Niemczech już w roku 2026.

Politycy SPD, a jeszcze bardziej ci z „opozycyjnej” CDU, oczywiście całkowicie odrzucają wszystkie te postulaty i żądania – przynajmniej na razie. Np. Roderich Kiesewetter z CDU stwierdził, że jego partia nie powinna iść na żadne ustępstwa wobec BSW w kwestii pomocy dla Ukrainy, „ponieważ taka jest właśnie strategia tej partii, aby przyczynić się do pogłębienia niewiarygodności demokratycznych partii centrowych, a tym samym je osłabić”. Kiesewetter dodał, że BSW „jest przedłużonym ramieniem Kremla”, więc współpraca z tą partią „byłaby równoznaczna z naszym samozniszczeniem” – tak odpowiedział ten działacz CDU na zapytanie redakcji „Deutsche Welle”. Sehr demokratisch und dumm!

Ale ponieważ „demokraci” z SPD i CDU za znacznie większe „zło” niż radykalnie lewicowa partia Sahry Wagenknecht uważają oczywiście „skrajnie prawicową”, bo „nacjonalistyczną” AfD, więc ich jakieś ustępstwa i jakaś współpraca z BSW nie wydaje się niemożliwa. Tym bardziej że np. w Brandenburgii kilku obecnych ważnych działaczy BSW wcześniej przez wiele lat działało w SPD. Pierwsze rozmowy o tworzeniu wspólnej rządowej koalicji, razem z SPD i BSW, rozpoczęła jednak (27 września) CDU z Saksonii – rządząca w tym kraju od wielu lat.

Warto też wspomnieć, że wygrana SPD w Brandenburgii siłą rzeczy odsuwa w czasie debatę wewnątrz tej partii nad zmianą niepopularnego Olafa Scholza jako ewentualnego głównego kandydata SPD i lidera jej list w wyborach do Bundestagu, które są zaplanowane na 28 września 2025 r. A ciężkie porażki Zielonych i FDP w wyborach do parlamentów wszystkich trzech ww. landów na pewno wzmocnią spory i konflikty w federalnej koalicji SPD-Zieloni-FDP – trwające już od wiosny ub. roku. W przypadku braku porozumienia szefów tych partii w kwestii budżetu RFN, najpóźniej w listopadzie br. jest możliwy scenariusz przedterminowych wyborów do Bundestagu. Donnerwetter!

Presja współrządzącej FDP

Nigdy wcześniej w historii RFN rząd tego państwa nie był tak bardzo niepopularny, jak obecna koalicja socjalistów z SPD, eurokomunistów z partii Zielonych i FDP. A ponieważ w sumie największą porażkę w trzech ww. elekcjach na Wschodzie ponieśli liberałowie z FDP, więc teraz szczególnie oni mocno naciskają na kanclerza Scholza i pozostałych ważnych członków rządu federalnego, aby zmienili politykę finansową i gospodarczą tego rządu. Od 23 września liderzy FDP kilkakrotnie zagrozili swoim koalicjantom upadkiem koalicji, jeśli SPD i Zieloni nie zgodzą się na przyjęcie ich postulatów. FDP chce m.in. więcej budżetowych i socjalnych oszczędności, w tym reorganizacji systemu emerytalnego w oparciu o model szwedzki, gdzie spora część składek do ichniego ZUS jest inwestowana na giełdzie, w funduszach finansowych itp. Jednak SPD nie chce na to się zgodzić, gdyż chce ustalić wysokość przyszłych emerytur na sztywnym poziomie minimum 48 procent średniego dochodu pracownika do roku 2039 – żeby  „więcej obywateli było w stanie wyżyć ze swojej emerytury”. Na to nie godzą się jednak szefowie FDP. Wiceprzewodniczący frakcji FDP w Bundestagu Johannes Vogel oświadczył 27 września, że pożądana „stabilizacja emerytur nie może oznaczać jednak tego, że będziemy po prostu dalej zwiększać przymusowe składki [do niemieckich ZUS-ów] dla pracującej klasy średniej i dla ludzi młodych. Bo te „składki” na tzw. ubezpieczenia społeczne stanowią już w Niemczech 40 procent wynagrodzeń brutto (!), krytykował Vogel. Dodał, że „już jesteśmy mistrzami świata, jeśli chodzi o wysokie podatki i te składki” (wg dw.com). I domagał się poprawienia rządowego projektu reformy systemu emerytalnego. Richtig!

Innym polem silnych sporów jest plan budżetu na rok 2025. Liderzy FDP, w tym przede wszystkim federalny minister finansów Christian Lindner, są nadal nieugięci w kwestii tzw. budżetowej kotwicy – pod żadnym pretekstem nie chcą zaciągać nowych pożyczek i długów. Tym bardziej że w obecnym rządowym projekcie ustawy budżetowej jest finansowa „luka” w wysokości aż około 12 miliardów euro. Luka, którą rządzący z SPD i Zielonych oczywiście nie wiedzą, jak zlikwidować – nie mają żadnego pomysłu, poza zaciąganiem kolejnych długów. A dalszych oszczędności i cięć wydatków nie chcą – przede wszystkim tych zaplanowanych na cele i zasiłki socjalne, na eurokomunistyczną „ochronę klimatu”, „zieloną transformację” itp. super kosztowne absurdy i bzdury.

Końcowe posiedzenie komisji budżetowej Bundestagu zaplanowano na 14 listopada. Jeśli FDP nie zaakceptuje planu budżetu RFN i opuści rządową koalicję, nie będzie to automatycznie oznaczać upadku rządu i nowych wyborów. Wówczas kanclerz Scholz mógłby kontynuować współpracę SPD i Zielonych w rządzie mniejszościowym. Nie mieliby już oni większości, aby forsować swoje radosne i „postępowe” ustawy w parlamencie RFN. Ale obie te lewicowe partie zyskałyby czas do terminowych wyborów do Bundestagu – 28 września 2025 r. W nadziei, że do tego czasu odzyskają poparcie swoich nie tak dawnych wyborców – od miesięcy często rozczarowanych skutkami polityki ich rządu.

Najnowsze