Kto i dlaczego przerwał koronkową operację Służby Kontrwywiadu Wojskowego rozpracowującą wpływy obcych służb specjalnych przy dostarczaniu paliw i surowców na polski rynek? Akcja została przerwana, gdy tropy zaczęły prowadzić do wpływowych polityków, a oficer odpowiedzialny za sprawę trafił na wiele miesięcy do aresztu.
10 lat więzienia – taka kara grozi Adamowi Bogumiłowi (wyraził zgodę na podawanie nazwiska) – człowiekowi, który „pod przykryciem” rozpracowywał dla Służby Kontrwywiadu Wojskowego patologie na rynku paliw. Prokuratura postawiła mu łącznie 15 zarzutów dotyczących działania w zorganizowanej grupie przestępczej, prania pieniędzy i powoływania się na wpływy w instytucjach państwowych w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Oskarżenie oparto na stenogramach rozmów nagrywanych z ukrycia.
Według katowickiej prokuratury są koronnym dowodem przestępstw. Według obrony dowodzą perfekcyjnie prowadzonej gry operacyjnej, która dawała kontrwywiadowi, a więc polskiemu państwu, dokładną wiedzę o gigantycznych nieprawidłowościach związanych z zakupami paliw, a wiedzy tej nie można było zdobyć w inny sposób. Sąd stoi przed trudnym wyborem: czy uwierzyć dokumentom prokuratury, czy aktom służb specjalnych.
Za kratkami
Adam Bogumił został zatrzymany w środę 7 października 2020 w swoim domu w Warszawie. W akcji jego zatrzymania brało udział kilkudziesięciu funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Centralnego Biura Antykorupcyjnego. To ogromne środki, zupełnie nieproporcjonalne do sytuacji (tak ogromnej ilości funkcjonariuszy nie angażowano nawet do zatrzymania szefów mafii pruszkowskiej), tym bardziej że zatrzymywany sam był oficerem służb realizującym bardzo ważną dla państwa misję. Osadzony w areszcie na długie miesiące (Bogumił wyszedł dopiero w ostatni czwartek sierpnia 2024) pozbawiony był kontaktu z najbliższymi. Prokuratura składała zaś wnioski o przedłużanie aresztu, choć przesłanki formalne były wątpliwe. W tym czasie ktoś podał mu trującą tabletkę, co omal nie zakończyło się zgonem (uratowała go interwencja współwięźnia). Z kolei śledczy szukali nagrań rozmów, które wykonywał, dokumentując patologie na rynku paliw. „Wszystko to wyglądało jak próba zamknięcia ust mojemu klientowi” – mówi Paweł Halabowski – adwokat Adama Bogumiła.
Pod przykryciem
W 2016 roku Adam Bogumił jako oficer „pod przykryciem” został oddelegowany do operacji rozpracowania biznesu paliwowego. Konkretnie chodziło o prześwietlenie osób dostarczających do polskich koncernów ropę i produkty ropopochodne. Wszystko dlatego, że w tym sektorze gospodarki (wartym dziesiątki miliardów) występowały osoby różnych narodowości, które polskie kontrwywiady podejrzewały o współpracę ze służbami specjalnymi obcych państw. Chodziło o rosyjską SWR i izraelski Mossad. A w 2016 roku – dwa lata po operacji w Donbasie i rok po aneksji Krymu – państwa zachodu chciały ograniczyć wpływy rosyjskich służb specjalnych. Bogumił miał zająć się sprawą, bo był jednym z najbardziej doświadczonych przykrywkowców w Polsce. Stworzono mu tzw. „dokumenty legalizacyjne”, czyli nową tożsamość na nowe nazwisko. Swoje raporty podpisywał pseudonimem operacyjnym „Dzieciak”. Okazało się, że operacja specjalna, planowana na kilka miesięcy, trwała kilka lat, a jej efekty zaskoczyły nawet doświadczonych oficerów służb specjalnych.
Paliwa, pieniądze i politycy
Bogumił – już pod nowym nazwiskiem – błyskawicznie przeniknął w świat przedsiębiorców reprezentujących firmy handlujące ropą. Udawał biznesmena zatrudnionego w poważnej, zagranicznej spółce, zainteresowanego dostarczaniem paliwa do PKN Orlen. Okazało się jednak, że wokół głównych polskich spółek energetycznych utworzyło się klika biznesmenów korzystających z protekcji najważniejszych polityków. Liczyli oni na to, że polityczne koneksje pomogą uzyskać intratne kontrakty.
„K. (tu nazwisko warszawskiego biznesmena – przyp. L. Sz.) rozpoczął rozmowy w Orlen dzięki protekcji S. (tu nazwisko wpływowego polityka PiS). S. zadzwonił do Adama Buraka (b. wiceprezes PKN Orlen – przyp. L. Sz.) i poinformował, iż K. jest człowiekiem godnym zaufania z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, sprawdzonym przez służby i rząd”. Taka rekomendacja, jak się okazało, wystarczyła, aby rozpocząć rozmowy z PKN Orlen. Okazało się jednak, że biznesmen K. nie jest w stanie dostarczyć towaru w ilościach oczekiwanych przez PKN Orlen. Zaczął więc szukać współpracowników i tak nawiązał kontakt z Bogumiłem udającym przedstawiciela poważnej firmy. W trakcie rozmowy padła szokująca informacja: „K. twierdzi, że rekomendujący go polityk uczciwie powiedział, że ceną za zawarcie kontraktu będzie konieczność odprowadzenia prowizji dla rządzącej partii. Ma się to odbyć poprzez dwie spółki, z których pierwsza wystawiłaby fakturę za usługi doradcze i przelała pieniądze do drugiej, zarejestrowanej już na Cyprze”. Działający „pod przykryciem” Bogumił odbył dziesiątki podobnych rozmów z innymi przedsiębiorcami. Wszyscy wskazywali na ten sam mechanizm: warunkiem dopuszczenia do kontraktu z polskim gigantem naftowym jest odprowadzenie części pieniędzy na partię, poprzez łańcuch spółek. Lojalność przedsiębiorcy miała gwarantować ciągłość dostaw. Gdyby nie odprowadził prowizji od pierwszej faktury, kontrakt natychmiast zostałby wypowiedziany.
Biznesmen K. nie wiedział, że nie jest jedyną osobą, która usiłuje zdobyć lukratywny kontrakt dzięki nieformalnym porozumieniom z politykami. Do koncernu zgłosił się również H. Jak się okazało, drzwi otworzyła mu znajomość z jednym z ówczesnych ministrów. Z kolei ofertę na dostarczanie ropy złożył B. – właściciel firmy oferującej surowce z Azerbejdżanu. Powoływał się na znajomość z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim i właścicielem Radia Maryja – ojcem Tadeuszem Rydzykiem, redemptorystą (jego rozgłośnia wspierała rządzącą partię). O wszystkich tych przypadkach Adam Bogumił informował szczegółowo w swoich raportach. Problem w tym, że raporty trafiały do Służby Kontrwywiadu Wojskowego, która podlegała szefowi MON Antoniemu Macierewiczowi. Ten zaś był członkiem rządu Beaty Szydło, wskazanej na premiera przez Jarosława Kaczyńskiego. – „Trudny charakter mojej pracy polegał na tym, że informowałem o niebezpiecznych działaniach osób korzystających z protekcji polityków, którzy nadzorowali służbę specjalną, dla której działałem” – wspomina Bogumił. Jak sam twierdzi, najważniejsze fragmenty jego raportów dotyczyły prowizji płaconych przez kontrahentów koncernu na konta spółek wskazywanych przez polityków. Te fragmenty raportów przekazano Najwyższej Izbie Kontroli. Trafiły na biurko jej szefa – Mariana Banasia – wówczas już skonfliktowanego z rządem PiS. Banaś zarządził kontrolę w PKN Orlen. Jednak pracownicy koncernu nie wpuścili kontrolerów NIK (wybuchła o to awantura polityczna). Ci zawiadomili prokuraturę.
Ściśle jawne
Dokumenty związane z próbami zawarcia kontraktów z głównymi państwowymi spółkami, w tym korespondencje biznesmenów z politykami, odnaleźliśmy w Sądzie Okręgowym w Warszawie, w aktach sprawy, w której oskarżonym jest Adam Bogumił (sygnatura XVIII K 192/22). Wynika z nich, że biznesmeni doskonale zdawali sobie sprawę, że kluczem do zawarcia kontraktu z polskim gigantem naftowym jest nieformalne poparcie w obozie władzy i w tajnych służbach. To dlatego każda ze spółek zatrudniała byłych oficerów służb. Jednym z ciekawszych dokumentów jest raport na temat pracowników PKN Orlen związanych ze służbami specjalnymi (zabezpieczony przez prokuraturę w trakcie przeszukania). Raport został zamówiony przez jednego z biznesmenów walczących o kontrakty. Pokazuje nazwiska pracowników koncernu, którzy pracują „pod przykryciem”, choć w rzeczywistości są funkcjonariuszami służb specjalnych. Informacje z tego raportu potwierdziliśmy w kilku niezależnych źródłach, w tym u byłych członków sejmowej Komisji do Spraw Służb Specjalnych. Na ile wiarygodna może być tajna służba, jeśli biznesmen może zamówić sobie raport identyfikujący jej „przykrywkowców” pracujących w strategicznej spółce?
Wojna służb
Możliwość zawarcia kontraktu na dostawy do PKN Orlen to perspektywa gigantycznych pieniędzy. A tam, gdzie walka toczy się o wielkie zyski, tam nie ma sentymentów. Przedsiębiorcy walczący o lukratywne kontrakty zaczęli wykorzystywać swoje wpływy i znajomości w świecie służb i polityki do eliminowania konkurencji. Formą tego było nasyłanie na biznesowego rywala kontroli skarbowych. Uciążliwa kontrola może sparaliżować ubieganie się o kontrakt ze spółką Skarbu Państwa. Bogumił, występujący ciągle pod fikcyjnym nazwiskiem, miał już wtedy opinię człowieka, który wiele może załatwić. Dlatego przedsiębiorcy, gnębieni przez fiskusa, zaczęli zgłaszać się do niego z prośbą o nieformalna pomoc i „załatwienie” sprawy. „Wyszła na jaw kolejna patologia: wykorzystywanie administracji państwowej do prześladowania firm związanych z politycznymi rywalami” – mówi przykrywkowiec. – „Aby to rozpracować, potrzebowałem poznać szczegóły”. Aby uzyskać dokładne informacje, Bogumił twierdził, że za pieniądze ma możliwość załatwienia pozytywnej decyzji skarbowej. Dzięki temu poznał detale procederu kontroli skarbowych „na życzenie”. I tu właśnie zaczyna się rozbieżność między prokuraturą a obroną. Prokuratura twierdzi, że działania Bogumiła były „płatną protekcją”, a agent chciał zarobić na wpływach. Obrona twierdzi, że był to element gry operacyjnej, której celem było poznanie wszystkich szczegółów patologicznego procederu. Prokuratura ma nagrania rozmów Bogumiła, obrona – jego raporty dla kontrwywiadu z ważnymi wiadomościami. Pogodzić strony będzie musiał warszawski sąd.