Strona głównaMagazynCzy imigranci porywają łabędzie?

Czy imigranci porywają łabędzie?

-

- Reklama -

Debata prezydencka pomiędzy Donaldem Trumpem i Kamalą Harris, moderowana przez dziennikarzy ABC News Davida Muira i Linsey Davis, wzbudziła liczne kontrowersje. Miała być uprzejmą, ale nadzorowaną rozmową, której uczestnicy nie przerywają sobie wzajemnie, jak miało to miejsce w poprzednich konfrontacjach wielu kandydatów. Kontrolowana wymiana zdań okazała się jednak atakiem trzech na jednego.

Zarzuty o stronniczość wobec Trumpa, w tym nierówne traktowanie i selektywne sprawdzanie faktów, stały się punktem zapalnym w analizach medialnych. Republikanie, a szczególnie zwolennicy byłego (i być może przyszłego) prezydenta, podkreślali, że moderatorska ingerencja była skierowana w stronę osłabienia argumentów Trumpa, jednocześnie pozwalając Harris na unikanie odpowiedzialności za jej wypowiedzi. Największe chyba oburzenie wzbudziło stwierdzenie Trumpa, że niektórzy imigranci mogą porywać zwierzęta domowe lub te żyjące w parku. Stwierdzenie to zostało uznane przez moderatorów za nieprawdziwe, podczas gdy imigranci napadający nielegalnie na zwierzęta mają swój precedens w miejscach, gdzie władze nie radzą sobie z masową imigracją.

Farsa zamiast debaty

Wielu komentatorów politycznych zauważyło, że moderatorzy ABC byli wyraźnie bardziej agresywni wobec Trumpa niż Harris. Linsey Davis i David Muir wielokrotnie przerywali Trumpowi i szybko kwestionowali niektóre z jego wypowiedzi, podczas gdy Harris miała możliwość swobodnego wyrażania swoich argumentów. Media Research Center – poważani analitycy z USA – skomentowali nawet na platformie X (dawniej Twitter), że debata przerodziła się w pojedynek „Harris, Davis i Muir przeciwko Trumpowi”.

Przykładów niesprawiedliwego traktowania Trumpa było wiele. Pierwszy chyba z nich miał miejsce, gdy Trump oskarżył Demokratów o popieranie aborcji po narodzinach dziecka, na co Davis natychmiast odpowiedziała, że „w żadnym stanie w USA nie jest legalne zabicie dziecka po jego urodzeniu”. Mimo iż komentarz Trumpa odnosił się do kontrowersyjnych wypowiedzi byłego gubernatora Wirginii Ralpha Northama, który sugerował możliwość pozostawiania noworodków na śmierć po nieudanej aborcji, moderatorzy szybko odrzucili tezy Trumpa bez szczegółowej analizy kontekstu. Taki szybki fact check wywołał krytykę, w tym od Megyn Kelly, byłej moderatorki debat prezydenckich, która określiła moderację ABC jako „haniebną porażkę” i „stronniczą”. Kelly sama wcześniej nie była ślepo po stronie Trumpa, jej reakcja miała więc szczególną wagę.

Selektywne sprawdzanie faktów

Jeden z najczęściej powtarzanych zarzutów wobec debaty dotyczył selektywnego podejścia moderatorów do sprawdzania danych. Jak podkreślali obserwatorzy, Muir i Davis skupiali się głównie na weryfikacji kontrowersyjnych wypowiedzi Trumpa, często ignorując nieścisłości w wypowiedziach Harris. Na przykład kiedy Trump stwierdził, że imigranci z Haiti rzekomo jedzą zwierzęta domowe w Springfield, w Ohio, Muir natychmiast zareagował, cytując lokalne władze, które zaprzeczyły tym doniesieniom. Z kolei wypowiedzi Harris, dotyczące np. słynnych wydarzeń w Charlottesville, w których zarzucała Trumpowi nazwanie białych suprematów „dobrymi ludźmi”, pozostały bez większego komentarza, mimo że Trump wielokrotnie i otwarcie potępiał rasizm. Ten brak konsekwencji moderatorów wywołał falę oburzenia wśród republikanów i konserwatystów.

Niesprawiedliwość debaty stała się jasna po fakcie. Donald Trump Jr. wyraził swoje rozczarowanie, podkreślając, że moderatorzy celowo ignorowali nieścisłości Harris, twierdząc na X: „Dziwne, że moderatorzy ABC News sprawdzają fakty tylko Trumpa i pozwalają Kamali kłamać bez przerwy”. Tego typu zarzuty pojawiały się nie tylko ze strony rodziny Trumpa, ale także innych komentatorów politycznych, takich jak Noah Pollak, który stwierdził, że „gospodarze ABC kompromitują się, chroniąc Harris przed odpowiedzią na pytania o jej poparcie dla aborcji w późnych fazach ciąży”.

Stronniczość debaty

Zarzuty o stronniczość nie ograniczały się jedynie do mediów społecznościowych. Politycy, w tym senator Lindsey Graham, również podzielili obawy dotyczące moderacji. Graham określił debatę jako „trzech przeciw jednemu”, podkreślając, że ABC zaniżyło standardy obiektywizmu. Senator Eric Schmitt również wyraził swoje zaniepokojenie, pisząc: „Selektywne sprawdzanie faktów ABC jest powodem, dla którego nikt nie wierzy w fact checking”.

Ankiety, takie jak ta przeprowadzona przez YouGov, pokazały, że percepcja stronniczości była szczególnie wyraźna wśród zwolenników Trumpa. 27 proc. badanych stwierdziło, że moderatorzy byli stronniczy na korzyść Harris, podczas gdy 40 proc. uznało debatę za uczciwą. Co ciekawe, tylko 32 proc. niezależnych wyborców uznało debatę za bezstronną, co sugeruje, że kontrowersje wokół moderacji nie były ograniczone tylko do skrajnych poglądów politycznych. Ludzie widzieli, że mainstreamowe media odstawiają swój teatrzyk, biorąc widzów za głupców.

Nierówne traktowanie Harris i Trumpa

Innym aspektem krytyki było podejście moderatorów do zarzutów politycznych Harris wobec Trumpa. Przykładowo, Harris wielokrotnie oskarżała Trumpa o poparcie dla „białych suprematów” po zamieszkach w Charlottesville, a także o zamiar podpisania ogólnokrajowego zakazu aborcji. Trump wielokrotnie zaprzeczał tym zarzutom, moderatorzy nie podjęli jednak wyzwania, aby wyjaśnić lub obalić te twierdzenia, co pogłębiło wrażenie, że debata była prowadzona na korzyść Harris. Według Trumpa ataki białych suprematów były godne potępienia, a aborcja powinna być sprawą stanową – żadnego ogólnoamerykańskiego zakazu Trump nigdy nie miał i nie ma zamiaru podpisywać, nawet jeżeli wróci do władzy.

Dziennikarze znani z USA, tacy jak Mark Halperin, również krytykowali ten aspekt moderacji, twierdząc, że Harris oszczędzono trudnych pytań dotyczących jej zmiennych stanowisk politycznych. Halperin podkreślił nawet, że ABC „chroniło Harris na każdym kroku” i że była to „największa porażka” wieczoru.

Koty i łabędzie

Stronniczość w debacie Trump-Harris stała się gorącym tematem dyskusji po jej zakończeniu. Dla wielu jednak najważniejszym pytaniem okazała się zagadka: czy Trump miał rację, że imigranci, którzy masowo przybywają do obcych krajów, zjadają koty i porywają z parku łabędzie? Opinia Trumpa była wyśmiewana przez lewicowe media, jednak odpowiedź na to pytanie wcale nie jest taka prosta, jak mogłaby się wydawać.

Imigracja do krajów zachodnich niesie ze sobą wiele problemów kulturowych, gospodarczych i społecznych. Jednym z aspektów, który często wzbudza kontrowersje, jest konsumpcja zwierząt, które w krajach zachodnich nie są postrzegane jako źródło pożywienia, dla imigrantów mogą jednak stanowić obiad i kolację. W mediach od dawna pojawiały się doniesienia o imigrantach jedzących zwierzęta, takie jak koty, psy, łabędzie, czy nawet narodowe symbole, jak bielik amerykański.

Doniesienia o jedzeniu kotów i innych zwierząt, które w kulturze zachodniej nie są postrzegane jako jedzenie, pojawiają się z różnych miejsc na świecie. Jeden z przykładów pochodzi z Lampedusy, wyspy we Włoszech, gdzie migrant z Wybrzeża Kości Słoniowej został zauważony, jak w miejscowości Campiglia Marittima na otwartym ogniu piekł kota. Film ten, który zdobył popularność w mediach społecznościowych, spotkał się z ostrą reakcją mieszkańców i zwrócił uwagę na problem adaptacji kulturowej migrantów. Albo raczej jej braku.

W innej części Europy, nad rzeką Lea w północnym Londynie, pojawiły się doniesienia o imigrantach, którzy zabijają i jedzą łabędzie. W Wielkiej Brytanii łabędzie są objęte specjalną ochroną, a zgodnie z prawem należą do Korony. Z tego powodu ich zabijanie spotyka się z oburzeniem społecznym i surowymi konsekwencjami prawnymi. Jeden ze świadków takiego zdarzenia opisał, jak natknął się w swojej okolicy na namiot imigrantów, wokół którego leżały szczątki martwych łabędzi. W tej sytuacji trudno było uwierzyć, że zabijanie tych ptaków było przypadkowym zdarzeniem.

Kolejny incydent miał miejsce w Stanach Zjednoczonych, gdzie trzej uchodźcy z Mjanmy zostali oskarżeni o zabicie i zjedzenie łabędzia, który był lokalnym symbolem w miasteczku Manlius, w stanie Nowy Jork. Tamtejsze ptaki mają status symboliczny i są pod opieką miasta od ponad stu lat. Autochtoni byli więc zszokowani i oburzeni tym wydarzeniem, a podejrzani stanęli przed sądem pod zarzutem kradzieży oraz zniszczenia mienia.

Obce kultury

W niektórych krajach praktyki religijne lub kulturowe nakazują spożywanie zwierząt, które u nas i w Ameryce są tabu. Przykładem jest Haiti, gdzie niektórzy mieszkańcy, ze względu na swoje wierzenia związane z voodoo składają w ofierze zwierzęta takie jak koty, w ramach swoich dzikich rytuałów. Niektóre ofiary z kotów wynikają z tradycji religijnych, podczas gdy inne są aktem desperacji wynikającej z głodu. Haiti to jeden z najbiedniejszych krajów na świecie, co zmusza jego mieszkańców do podejmowania trudnych decyzji, gdy nie mają innego źródła pożywienia.

Dla wielu imigrantów, szczególnie tych nielegalnych, spożywanie kotów, psów czy łabędzi w takich przypadkach może być aktem przetrwania, a nie wyrazem braku szacunku dla lokalnych zwyczajów.

Na przykład w obozach migrantów na obrzeżach Londynu, gdzie ludzie żyją w skrajnych warunkach, zabijanie i spożywanie łabędzi może wynikać z desperacji i braku dostępu do innego jedzenia. Podobnie jak w przypadku migrantów w innych częściach Europy, którzy gotują to, co mogą znaleźć, nawet jeśli w miejscowej kulturze zwierzęta te są uważane za symbole czy zwierzęta chronione. Może więc rozwiązaniem problemu byłoby… ograniczenie imigracji? Szczególnie z krajów Trzeciego Świata?

Najnowsze