Melania Trump w swoich wspomnieniach broni możliwości zabijania dzieci nienarodzonych. To stanowisko wyraźnie sprzeczne z pozycją jej męża Donalda Trumpa. Sprytny wybieg wyborczy obliczony na przyciągnięcie bardziej „liberalnych” w tej kwestii wyborców, czy poważny sygnał niezgodności małżonków i próba zaszkodzenia kandydatowi Republikanów na prezydenta?
To chyba jednak nie przypadek, że była pierwsza dama Stanów Zjednoczonych Melania Trump, we fragmentach wspomnień opublikowanych 2 października przez „The Guardian” stwierdza, że „konieczne jest zagwarantowanie kobietom autonomii w decydowaniu o swoich preferencjach dotyczących posiadania dzieci, w oparciu o ich osobiste przekonania”.
Aborcja znajduje się wśród głównych tematów amerykańskich wyborów prezydenckich. Melania stwierdza, że kobiety muszą być „wolne od jakichkolwiek nacisków ze strony rządu”. „The Guardian” zauważa, że jej stwierdzenia odbiegają od opinii Donalda Trumpa, który uważa, że państwo ma prawo bronić życia dzieci poczętych.
USA zawdzięczają Trumpowi, że jako prezydent mianował trzech konserwatywnych sędziów do Sądu Najwyższego, a ci zdecentralizowali decyzje o swobodzie aborcji i przywrócili normalność w tej sprawie na szczeblu federalnym. Po wyroku SN, poszczególne stany amerykańskie zyskały pełną swobodę w stanowienia prawa w tej dziedzinie.
Dwadzieścia z nich wprowadziło częściowe lub całkowite ograniczenia dotyczące zabijania dzieci nienarodzonych, inne stany nie zmieniły prawa i popierają aborcję. Nie można wykluczyć, że „niedyskrecje” Melanii to jednak część kampanii. Demokraci ostro atakują Donalda Trumpa za jego stanowisko, licząc na odebranie mu głosów wielu kobiet. On sam też w pewien sposób skorygował swoje stanowisko pro-life i obecnie prezentuje się jako obrońca „praw reprodukcyjnych”, ale i zwolennik pozostawienia rozwiązań prawnych poszczególnym stanom.
Źródło: France Info