Ciekawe na ile słynna ceremonia otwarcia olimpiady i szyderstwa z katolicyzmu wpłynęły na nasilenie się tego typu aktów we Francji. I tak pismo satyryczne „Charlei Hebdo”, chociaż znane jest z szargania wszelkich świętości, dokonało profanacji wizerunku NMP. Jego publikacje dość często wywołują dyskusje o granicach wolności słowa. Szarganie islamu i Mahometa zakończyło się dla redakcji dość tragicznie, atakiem terrorystycznym i zamordowaniem dziennikarzy. W przypadku chrześcijaństwa takiego zagrożenia nie ma, a dodatkowo po ceremonii otwarcia olimpiady można mówić o pewnej „francuskiej modzie” na szarganie katolickich świętości.
„Charlie Hebdo” wrócił w sierpniu do swoich praktyk antyreligijnych i zamieścił karykatury Matki Boskiej, która jest chora „na małpią ospę”? Na karykaturze w jej kierunku kierowane są wulgaryzmy. Niektórzy zwracają uwagę, że ta publikacja ukazała się niemal nazajutrz po święcie Wniebowzięcia NMP. Zapewne miało to dać odpór kojarzenia epidemii mpox („małpiej ospy”) ze środowiskiem homoseksualistów. Jednak do tego porównania wybrano postać wyjątkowo drogą katolikom, którzy w dodatku nie akceptują sodomii.
Stowarzyszenia katolickie złożyły skargę na prowokację ze strony „Charlie Hebdo”, ale można się spodziewać, jak zawsze przy tego typu prowokacjach, wyroku „broniącego swobody ekspresji”. Redakcja najwyraźniej dostrzega, że ryzyko profanacji symboli katolickich jest minimalne. Odpowiedzią była petycja skierowana do „wszystkich szanujących się wiernych, katolików i niekatolików”, których wezwano do mobilizacji w obliczu „ataku na jedną z najświętszych postaci wiary katolickiej”. Argumentowano, że „wolność słowa nie może być pretekstem do atakowania tego, co uważamy za święte”. Pod petycją niemal natychmiast zebrano ponad 25 000 podpisów. W skardze na tygodnik sięgnięto też po modny, lewicowy argument używania „mowy nienawiści”. Problem w tym, że takie paragrafy stosuje się wobec obrażania mniejszości seksualnych i im podobnych, ale już nie wobec wyznawców religii. Internauci nie ukrywali, że „odwaga” periodyku „Charlie Hendo” bierze się stąd, że „nie grozi im poderżnięcie gardeł przez chrześcijańskich radykałów”, a wobec oskarżeń prawnych „mają najlepszych adwokatów”.
Atmosfera ośmieszania i prowokowania katolików przekłada się w ostatnim czasie także na fizyczne akty profanacji. W niedzielę 25 sierpnia kaplica w szpitalu Pasteura w Colmar została celowo zdewastowana. Kilka dni później, 2 września ofiarą podpalenia padł kościół Niepokalanego Poczęcia w Saint-Omer. Zawaliła się tam dzwonnica i dach budynku. Podpalony i zdewastowany kościół zastali także wierni w pobliżu Tuluzy. Z kolei w Paryżu aresztowano mężczyznę podejrzanego o podpalenie kościoła Saint-Laurenta. Itd. itp.
Podwójne standardy „wolności słowa”
„Wolność słowa” to podobno we Francji zasada nienaruszalna, ale jak się okazuje… nie zawsze. Wspomniana wyżej profanacja wizerunku Matki Bożej przez tygodnik „Charlie Hendo” zapewne w tej zasadzie „wolności słowa” się zmieści, ale już ten sam kraj i ten sam system sprawiedliwości, stawia za przekraczanie „wolności przekazu treści” zarzuty mającemu obywatelto rosyjskie i francuskie Pawłowi Durowowi. To nic innego jak obłuda i podwójne standardy.
Paweł Durow bywa nazywany rosyjskim Markiem Zuckerbergiem i Elonem Muskiem. Jest miliarderem i założycielem jednej z najczęściej używanych na wiecie platform społecznościowych (900 milionów użytkowników). Chodzi o „Telegram”. Przylatując na lotnisko Le Bourget z Azerbejdżanu na pokładzie prywatnego odrzutowca, Paweł Durow zapewne nie spodziewał się aresztowania. Powoływał się zresztą na osobiste kontakty z Emmanuelem Macronem.
Ostatecznie Durow został warunkowo zwolniony za kaucją w wysokości 5 milionów euro, ale otrzymał zakaz opuszczania terytorium Francji i pozostaje pod kontrolą sądową z nakazem stawiania się dwa razy w tygodniu na komisariacie policji. Dodajmy, że 39-letni Durow ma również obywatelstwo francuskie. Został w sumie oskarżony o sześć przestępstw, z których najpoważniejsze to „współudział w administrowaniu platformą internetową w celu umożliwienia nielegalnej transakcji przez zorganizowaną grupę przestępczą”, co zagrożone jest karą do dziesięciu lat więzienia w więzieniu. Sprawa jest jednak wielowątkowa.
Media przypominają, że to Emmanuel Macron „w pełni akceptował” nadanie obywatelstwa francuskiego szefowi Telegramu. Według „Wall Street Journal” w 2017 r. być może pomagał francuskiemu wywiadowi DGSI w jednej z operacji przeciw Państwu Islamskiemu. W 2018 r. Emmanuel Macron spotykał się z nim przynajmniej kilka razy. To właśnie podczas jednego z takich spotkań w 2018 r., Durow miał prosić prezydenta o naturalizację. W zamian, jak twierdzą media, centrala Telegramu miała utworzyć swoją siedzibę we Francji. Durow uzyskał francuski paszport w 2021 r., centrali na razie nie ma. Zdaniem niektórych, „Telegram” jest znacznie mniej kontrolowany przez moderatorów, niż aplikacje typu Twitter, Instagram, czy Facebook. Zarzuca się tej platformie, że korzystają z niej m.in. terroryści i przestępcy. Zatrzymanie Durowa wywołało jednak dyskusję o wolności słowa, która dla Francji może być dość wstydliwa.
Apel w sprawie cenzury
W ostatnim czasie dochodziło w mediach społecznościowych do zamykania i zawieszania kont uznawanych za prawicowe. Na Instagramie znikały np. konta prawicowych influencerów i mediów (Frontières, Occidentis, Association de Soutien aux Lanceurs d’Alerte – ASLA , czy Alice Cordier, przewodniczącej kolektywu feministycznego Nemezys, oskarżanego o wspieranie idei „tożsamościowych”). W związku z tym pojawiły się głosy, że idea nieograniczonej „wolności słowa” dotyczy tylko jednej strony i to tej lewicowej. Ta niespotykana wcześniej we Francji akcja kneblowania prawicy wywołała protest.
Reakcją jest „list otwarty” protestujący przeciw ogólnej cenzurze internetu i pozbawienia użytkowników możliwości jasnego i sprawiedliwego odwoływania się od „wyroków moderatorów”. Autorzy petycji przypominają, że wolność słowa zapisana jest m.in. w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, ale „dziś poważnie zagrożona” przez arbitralne decyzje. Przypominają także, że „fala zakazów” na platformach społecznych zbiega się z wprowadzeniem w życie ustawy o usługach cyfrowych (DSA), czyli prawodawstwa UE, które ma regulować treści online.
Ich zdaniem, nowe zasady, któ re mają w teorii chronić użytkowników, mogą być łatwo wykorzystywane do dławienia wolności opinii. Sygnatariusze apelują o wsparcie i mobilizację „decydentów, instytucji, obywateli” i domagają się, „aby rządy krajowe uchwaliły przepisy zapewniające moderowanie Internetu z poszanowaniem zasad i praw podstawowych”. W apelu czytamy: „wzywamy Unię Europejską i jej instytucje do wyjaśnienia i dostosowania swoich przepisów, tak by ustawa o usługach cyfrowych zapobiegała wszelkim dryfom autorytarnym”. Jest też wezwanie do przyjęcia uczciwych zasad i procedur odwoławczych i „ustanowienia światowych standardów ochrony wolności słowa w Internecie”. Lista sygnatariuszy jest dość długa. Wśród nazwisk są eurodeputowana Marion Maréchal Le Pen, Éric Zemmour, prezes partii Reconquête!, wielu posłów, senatorów i eurodeputowanych Zjednoczenia Narodowego, ale także prawnicy, szefowie organizacji społecznych, dziennikarze i twórcy kultury.
W 2023 r. mieszkało tu 7 mln imigrantów
Tyle osób urodzonych za granicą przebywało we Francji w 2023 roku. Są to dane Instytutu Statystyki – INSEE. Instytut statystyczny szczegółowo opisał pochodzenie imigracji, która w ubiegłym roku mieszkała we Francji w liczbie prawie 7 milionów ludzi. Imigranci we Francji pochodzą głównie z kontynentu afrykańskiego i stanowią 48% ogółu, czyli 3,5 miliona osób. Większość z nich pochodzi z krajów Maghrebu. Na kolejnych miejscach plasują się Gwinea i Afryka Środkowa (16%) oraz region Sahelu, zwłaszcza Senegal i Mali (po 11%).
Od 1968 r. rośnie także udział imigrantów przybywających z Azji. W 2023 r. z tego kontynentu pochodziło pochodziło 14% migrantów, z czego duża część pochodziła z Turcji i Bliskiego Wschodu. 43% populacji migrantów z Azji i 44% z Afryki przyjeżdża do Francji na „łączenie rodzin”. 25% mówi, że ucieka przed biedą lub niepokojami politycznymi. INSEE podaje także, że 26% imigrantów nie ma odpowiedniego zawodu lub uznanego dyplomu i znajduje pracę wymagającą niższych kwalifikacji niż ta, którą wykonywali wcześniej.
Imigracja z krajów europejskich utrzymuje się na stałym poziomie od 1968 r. W 1968 r. było ich 2,5 miliona, obecnie jest 2,3 miliona, co stanowi 34% całkowitej populacji imigrantów zamieszkującej Francję. Najczęściej są to osoby pochodzące z Portugalii (25%). Jest też spora liczba Polaków. W przeciwieństwie do Afryki i Azji, imigranci z kontynentu europejskiego przybywają na terytorium Francji głównie w celu podjęcia pracy lub poprawy swojej sytuacji zawodowej.