Strona głównaMagazynBioróżnorodność, czyli wygaszanie Polski. Unijne rozporządzenie może mieć katastrofalne skutki

Bioróżnorodność, czyli wygaszanie Polski. Unijne rozporządzenie może mieć katastrofalne skutki

-

- Reklama -

Unijne rozporządzenie o odbudowie zasobów przyrodniczych to kolejne zawłaszczanie pod pretekstem ekologiczno-klimatycznym kompetencji krajów członkowskich przez Brukselę. Może ono mieć katastrofalny wpływ na prawo własności, wolność gospodarczą i rozwój ekonomiczny, a co więcej, jest sprzeczne z polską racją stanu.

W ramach unijnej strategii na rzecz bioróżnorodności 2030, która jest elementem Europejskiego Zielonego Ładu, w czerwcu 2022 roku Komisja Europejska przedstawiła projekt przepisów o odbudowie zasobów przyrodniczych. Kiedy w Polsce i innych krajach UE rolnicy protestowali przeciwko temu rozporządzeniu, nie było pewności, czy wejdzie ono w życie. W marcu 2024 roku otrzymali informację, że do uchwalenia na razie nie dojdzie, ponieważ eurokraci mieli świadomość, że na tamtą chwilę nie zostałoby przegłosowane. Głosowanie zostało odwołane i odsunięte w czasie. – „W bardzo cwany sposób podeszła szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen” – ocenia Damian Murawiec z Ruchu Młodych Farmerów.

- Reklama -

W ministerstwie rolnictwa rolników mamiono nawet, że mogą być dumni, iż swoimi protestami udało im się wymusić na Komisji Europejskiej wycofanie projektu i nie wejdzie on w życie. Jednak już kilka dni po wyborach do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2024 roku Rada Unii Europejskiej ds. Środowiska formalnie przyjęła rozporządzenie w sprawie odbudowy zasobów przyrodniczych. Głosów „za” było akurat tyle, ile było potrzeba. Gdyby był jeden głos mniej, to rozporządzenie by nie przeszło. Co ciekawe, minister ochrony środowiska Austrii wbrew stanowisku swojego rządu zagłosowała „za”. – „Widzimy, jak takie sprawy są załatwiane. Gdzieś ktoś z kimś się dogada. Sprawa została zaakceptowana. Nikt już do tego nie wraca” – mówi Murawiec. 18 sierpnia 2024 roku nowe prawo weszło w życie i we wszystkich krajach członkowskich będzie stosowane bezpośrednio. Polska wraz z pięcioma innymi krajami głosowała przeciw, m.in. dlatego, że nie wiadomo, ile dokładnie to wszystko będzie kosztowało. Mimo to będzie musiała wdrażać nowe regulacje.

Unijne plany

Koalicja #RestoreNature, składająca się z lobbystycznych organizacji BirdLife Europe, ClientEarth, EEB i WWF EU, skomentowała: „Dzisiejsze głosowanie to ogromne zwycięstwo europejskiej przyrody i obywateli, którzy od dawna wzywali do natychmiastowych działań, aby zaradzić alarmującej dewastacji przyrody. Po latach intensywnych kampanii oraz wielu wzlotach i upadkach cieszymy się, że to prawo stało się rzeczywistością – ten dzień przejdzie do historii jako punkt zwrotny dla przyrody i społeczeństwa. Teraz potrzebne są wszystkie ręce na pokład: państwa członkowskie muszą bezzwłocznie właściwie wdrożyć to prawodawstwo w swoich krajach w ścisłej współpracy ze wszystkimi zaangażowanymi stronami. Ostatecznie przyroda może się odrodzić z korzyścią dla naszego klimatu, różnorodności biologicznej i ludzi!”.

W 2020 roku Europejska Agencja Środowiska przedstawiła ocenę stanu przyrody w UE. Dotychczasowa ochrona przyrody za pomocą dyrektywy siedliskowej z 1992 roku i ptasiej z 2002 roku okazała się mało skuteczna. Dlatego pod wpływem ekolobbystów przyjęto nową strategię, która ma pomóc odbudowywać zdegradowane ekosystemy w lądowych i morskich siedliskach na terytorium wszystkich krajów członkowskich (zdaniem eurokratów 81 proc. siedlisk w UE jest w złym stanie), a jednocześnie realizować unijne nadrzędne cele, takie jak walka ze zmianami klimatu, przystosowywanie się do nich oraz zwiększanie bezpieczeństwa żywnościowego. Unijne rozporządzenie „dotyczy wielu rodzajów ekosystemów lądowych, przybrzeżnych i słodkowodnych, leśnych, rolniczych i miejskich, w tym terenów podmokłych, obszarów trawiastych, lasów, rzek i jezior, oraz ekosystemów morskich, takich jak skupiska trawy morskiej, gąbek i koralowców”. Jednocześnie wymaga od krajów członkowskich „ustanowienia i wdrożenia do 2030 roku środków, które łącznie odbudują przyrodę na co najmniej 20 proc. unijnych obszarów lądowych i morskich”. Z kolei do 2050 roku mają zostać odtworzone wszystkie ekosystemy wymagające odbudowy. Natomiast w odniesieniu do siedlisk w złym stanie kraje członkowskie będą musiały podjąć działania mające na celu ich odbudowę do 2030 roku w przynajmniej 30 proc., do 2040 roku – w przynajmniej 60 proc. i do 2050 roku – w przynajmniej 90 proc.

Co konkretnie kraje członkowskie będą musiały zrobić? Unia zmusza je do działań, które zwiększą dwa z trzech wskaźników: populacja motyli występujących na obszarach trawiastych, zasoby węgla organicznego w glebach mineralnych gruntów uprawnych oraz odsetek gruntów rolnych z elementami krajobrazu o wysokiej różnorodności. Ponadto ma dojść do zwiększenia populacji pospolitych ptaków krajobrazu rolniczego o 5 proc. do 2030 roku, 10 proc. do 2040 roku i 15 proc. do 2050 roku względem poziomu krajowego określonego na pierwszy dzień miesiąca następującego po 12 miesiącach od daty wejścia w życie rozporządzenia, odbudowy osuszonych torfowisk (kraje członkowskie powinny do 2030 roku odtworzyć co najmniej 30 proc. torfowisk, do 2040 roku – 40 proc., a do 2050 roku – 50 proc.), posadzenia w UE co najmniej 3 mld drzew do 2030 roku (bynajmniej nie w celu późniejszej wycinki), usunięcia stworzonych przez człowieka barier dla łączności wód powierzchniowych, tak aby do 2030 roku co najmniej 25 tys. km rzek miało swobodny przepływ. Nie może się też zmniejszyć całkowita krajowa powierzchnia miejskich przestrzeni zielonych (odwrót od betonozy do tej pory tak hojnie wspieranej przez dotacje unijne?) oraz zwarcie drzewostanu w miastach. Przykładowe działania rekultywacyjne mają polegać m.in. na usuwaniu roślin inwazyjnych, zaprzestaniu lub ograniczeniu stosowania pestycydów i nawozów chemicznych, poprawie łączności między siedliskami oraz promowaniu ochrony dzikiej przyrody.

Kontrowersje i obawy

W celu realizacji rozporządzenia powstanie nowa branża biurokratyczna zajmująca się tym wydumanym problemem. Wzorem krajowych planów odbudowy i zwiększenia odporności, których głównym celem jest realizacja unijnej polityki klimatycznej przy jednoczesnym skokowym wzroście zadłużania, kraje UE są zobowiązane do opracowania i przedłożenia Komisji Europejskiej w terminie 24 miesięcy od wejścia w życie rozporządzenia, czyli do sierpnia 2026 roku, Krajowego Planu Odbudowy Zasobów Przyrodniczych oraz przeprowadzenia badań przygotowawczych potrzebnych do określenia środków odbudowy. W planie będą musiały wykazywać, jak zamierzają realizować cele Brukseli. Ponadto mają monitorować działania i składać sprawozdania na temat postępów w oparciu o ogólnounijne wskaźniki różnorodności biologicznej. Odpowiedzialne za przygotowanie i wdrożenie KPOZP jest Ministerstwo Klimatu i Środowiska, a do procesu tego zostaną zaangażowane także inne resorty. Jak podaje Salon24, nowe euroregulacje dotyczące tylko obowiązku rekultywacji siedlisk złej jakości, zgodnie w wymaganiami UE będą wymagać w Polsce inwestycji o wartości ponad 500 mln euro do 2050 roku.

Unijne rozporządzenie budzi liczne kontrowersje. Już na etapie projektu Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi zgłaszało Komisji Europejskiej negatywne stanowisko w kwestii proponowanych regulacji. Zwracano uwagę na niekorzystne zarówno dla rolników, jak i konsumentów konsekwencje wynikające z konieczności realizacji narzucanych przez Brukselę celów. Polski rząd argumentował, że troska o ochronę środowiska nie może być nadrzędna w stosunku do potrzeb rozwoju społeczno-gospodarczego kraju i nie może stać w sprzeczności z koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego i energetycznego.

Polscy rolnicy obawiają się nakładania na nich nowych, kosztownych obowiązków, mimo że z powodu wojny na Ukrainie i wzrostu cen energii znajdują się w trudnej sytuacji. Obawiają się, że nowe unijne prawo zmusi ich do ponownego zalania wodą terenów obecnie użytkowanych rolniczo. Kraje członkowskie dotacjami będą zachęcać rolników i prywatnych właścicieli gruntów do zalania gruntów. Ma to dotyczyć 400 tys. ha. Według szacunków realizacja tego planu oznacza zatopienie gruntów o powierzchni równej areałowi 35 tys. gospodarstw rolnych. – „Jeśli się będzie zalewało obszary łąk, jeśli się będzie odtwarzało torfowiska, bardzo wiele obszarów będzie niedostępnych dla wypasu bydła. To, co teraz jest życiodajnym źródłem dla tych obszarów, może stać się zamknięte dla rolników. Pogłowie bydła mlecznego spadnie i produkcja spadnie. Może o to też chodzi, bo Polska za bardzo konkuruje, za bardzo rozpychała się na tym rynku” – mówi w telewizji TVMN dr Grzegorz Chocian, prezes Fundacji Konstruktywnej Ekologii Ecoprobono. – „Idzie walec, który ma wykończyć produkcję żywności w Europie. Mamy ściągać żywność spoza Europy”. „Fatalna informacja. Rozporządzenie o odbudowie zasobów to bardzo złe rozwiązania dla rolnictwa i przyrody. Oddajemy stery decyzyjne »niezależnym« NGSom i dorzucamy kolejne narzędzia do ingerencji w sprawy wewnętrzne państw UE” – napisał na platformie X Krzysztof Ciecióra, były wiceminister rolnictwa.

Podobnie jak w przypadku tzw. Funduszu Odbudowy i KPO (kamienie milowe), również rozporządzenie w sprawie odbudowy zasobów przyrodniczych doprowadzi do przejęcia przez Komisję Europejską dodatkowych kompetencji, których Brukseli nie dają traktaty unijne. W tym przypadku chodzi o kontrolę postępów w odbudowie przyrody. Komisja Europejska będzie miała nawet wpływ na inwestycje budowlane w krajach członkowskich, co – zdaniem dr. Przemysława Kulawińskiego, analityka Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris, „może doprowadzić do blokady budowy infrastruktury strategicznej, takiej jak autostrady czy lotniska”. Przedsiębiorcy zwracają uwagę na ograniczanie terenów pod inwestycje. Pojawiają się też obawy, że nowe plany odbudowy przyrody będą bezpośrednio dotykać i ograniczać własność prywatną i wolności gospodarcze. Zdaniem dra Chociana, jeśli jakaś inwestycja będzie naruszała cel rozporządzenia, to Bruksela będzie mogła jej zakazać. Nie będą też mogły powstać nowe drogi wodne i ucierpi gospodarka leśna. To wszystko z kolei będzie hamowało rozwój gospodarczy i umocni dominację silniejszych gospodarek UE, co narusza naszą suwerenność i jest ewidentnie niezgodne z polską racją stanu. – „Można to [chronienie przyrody] robić zupełnie inaczej. Co najgorsze, we wszystkich tych regulacjach wszystko jest uznaniowe. Nigdy nie wiadomo, kiedy jest dobrze. Kiedy pan z siwą brodą powie, że jest dobrze, to jest dobrze, a jeśli tak nie powie, to jest źle” – wyjaśnia dr Chocian.

Wygaszanie Polski

A najlepsze jest to, że sama Bruksela, a konkretnie unijne dopłaty do rolnictwa są winne degradacji różnorodności biologicznej. Jak czytamy w miesięczniku „Brać Łowiecka” z 2016 roku, od wejścia Polski do UE „różnorodność biologiczna wielu łowisk uległa znaczącej degradacji. Zniknęły trzcinowiska, zakrzaczenia, małe zbiorniki wodne, tereny podmokłe, śródpolne zadrzewienia i miedze. Każdy centymetr gruntu ma obecnie dawać nie tyle produkcję, ile dopłatę. Dokonywano prób prowadzenia wielkoobszarowych upraw kukurydzy nawet na zalewowych łąkach. Okazały się one nieskuteczne, ale skutecznie zniszczono środowisko czajek, bekasów, bocianów czarnych i innych gatunków, a także żerowiska saren i jeleni”.

Z drugiej strony po wejściu w życie unijnego rozporządzenia w sprawie odbudowy zasobów przyrodniczych wiatraki i wielkoprzemysłowe farmy fotowoltaiczne wraz z infrastrukturą towarzyszącą (sieci, magazyny energii) będzie można budować dosłownie wszędzie, również na terenach cennych przyrodniczo i to bez żadnych ograniczeń ich lokalizacji. To doprowadzi do degradacji terenów wiejskich i okołomiejskich. Otóż według rozporządzenia „budowa i eksploatacja instalacji produkujących energię ze źródeł odnawialnych, ich podłączenie do sieci oraz sama sieć i magazyny, są uznawane za leżące w nadrzędnym interesie publicznym”. Jak czytamy w serwisie Stop Wiatrakom, „unijny prawodawca przesądza w praktyce o dowolnej lokalizacji w przestrzeni tych urządzeń przez inwestora z pominięciem interesów lokalnych i prawa własności. Uznanie urządzeń OZE za cel publiczny w praktyce umożliwia wywłaszczanie”. Czyli niszczenie siedlisk zwierząt przez wiatraki i fotowoltaikę nie jest szkodliwe dla bioróżnorodności. Taka to właśnie hipokryzja. Widać wyraźnie, że chodzi wyłącznie o interesy, a dobro przyrody jest jedynie bardzo wygodnym pretekstem, który zmanipulowani ludzie łatwo popierają. – „To jest tworzenie przewag rynkowych na podstawie innych argumentów zakładników sporu. Takich, które podprogowo działają na nas” – tłumaczy dr Chocian. – „To jest agentura wpływu, to jest agentura ekonomiczna. Poważne państwa posiadają coś takiego jak dyplomację ekonomiczną”.

Jego zdaniem, nie da się już tego zatrzymać, ponieważ poza argumentem ochrony przyrody zaprzęgnięto do tego nowy argument, który jest teraz niezmiernie nośny, czyli bezpieczeństwo. Twierdzi się, że wschód Polski ma być zabagniony, żeby zatrzymać rosyjskie czołgi. – „Okaże się, że nie będzie nas stać na życie. Będziemy niesuwerenni energetycznie, niesuwerenni żywnościowo. Nie trzeba będzie wysyłać na nas czołgów. Po prostu nie będziemy mieli jak żyć. To idzie w tę stronę. Widzę od wielu lat konsekwentną politykę wygaszania Europy, w tym wygaszania Polski” – ocenia dr Chocian.

Artykuł ten jest fragmentem najnowszej książki redaktora Tomasza Cukiernika pt. „Sabotaż klimatyczny. Jak transformacja energetyczna rujnuje nasze życie”, która zostanie wydana jesienią 2024 roku.

Najnowsze