Namaszczenie Rady Liderów Konfederacji Sławomira Mentzena na oficjalnego kandydata stronnictwa uważam za poważny błąd, za ukoronowanie błędów jakie popełniał rządzący tym ugrupowaniem politycznym establiszment. Od razu zaznaczam, że nie jestem z dr Mentzenem w jakimkolwiek sporze personalnym i postaram się opisać moje zastrzeżenia do tej kandydatury i sposobu jej wyłonienia okiem politologa.
Po pierwsze, Konfederacja dokonując tej nominacji za zamkniętymi drzwiami sama wyrzekła się swojego najważniejszego atutu: antysystemowości. Gdy Konfederacja powstawała to była ruchem obywatelskiego sprzeciwu wobec rządzącego establiszmentu i postępującej oligarchizacji sceny politycznej. Stąd pochodziła idea powszechnych prawyborów, aby wyborcy sami zdecydowali, kto ma być ich kandydatem.
Ponieważ w tamtych prawyborach startowała moja Żona, to jeździłem wraz z nią z prawyborów na prawybory w kolejnych województwach. Ludzie byli pełni zachwytu, gdyż wreszcie coś od nich zależało i nie zostało ustawionych za ich plecami. Było to zgodne z hasłem „wywracania stolika”, a nie dosiadania się do istniejącego z własnym taborecikiem. Ten entuzjazm brutalnie nam zgaszono ciemnymi intrygami! Najpierw Przemysław Wipler ogłosił, że będą heco-prawybory z dwoma kandydatami (Mentzen i Bosak), a potem prawyborów dokonała, w zastępstwie suwerennego ludu konfederackiego, oligarchiczna struktura Rady Liderów.
Po drugie, poprzednie prawybory były sukcesem. Ludzie zobaczyli ilu ich jest, a nawet mainstreamowe media relacjonowały ich przebieg. Jedno z lewicowych i wrogich prawicy mediów napisało, że „partia posądzana o faszyzm pokazała nam prawdziwą demokrację”. Dziś, zamiast serii kilkunastu wydarzeń medialnych, dostaliśmy kartkę z wynikami wyborów między członkami partyjnego establiszmentu. Jak w PiS, jak w KO, jak w Lewicy i w Trzeciej Drodze.
Po trzecie, Sławomir Mentzen nie jest dobrym kandydatem, gdyż bardzo słaby z niego dyskutant, co w dramatycznym stylu pokazała klęska w debacie z Ryszardem Petru, czyli z politykiem z trzeciej ligi, grającym w okręgówce. Nie da się zrobić dobrego wyniku w wyborach prezydenckich, jeśli ma się problem z dyskutowaniem. Nie chodzi nawet o merytorykę. Kandydat ma problemy na poziomie kiedy należy się uśmiechnąć, a kiedy zrobić zbolałą minę, jakby nie odczuwał nastroju ani kontr-dyskutanta, ani opinii publicznej. Złośliwcy twierdzą, że dlatego wszędzie towarzyszy mu Wipler, aby dawać mu umówione znaki jaką ma zrobić minę. Tutaj problem jest wielki. Jak wielka będzie klęska w debacie prezydenckiej? Aż strach się bać…
Po czwarte, Mentzen nie jest osobą popularną, ponieważ ludzie wyczuwają sztuczność min i zachowania. Nie wiedzą dlaczego, ale instynktownie czują sztuczność. Jest i inny problem. Znam wielu braunistów z okolic Korony i wszyscy oni mówią, że Mentzen to liberał, neoliberał, libertarianin i nie czują z nim wspólnoty poglądów. Odrzuca ich jego pryncypialna proukraińskość, świadcząca o silnej przynależności do świata atlantycko-wolnomularskiego. To samo mówią znani mi nacjonaliści z okolic Ruchu Narodowego. Tutaj wszyscy pamiętają słynne zdjęcie z cudzoziemsko wyglądającym restauratorem (bodaj z Indii) z komentarzem, że Polakiem jest każdy, kto się porozumiewa po polsku i tutaj płaci podatki. To zresztą dla indywidualistycznego liberała pogląd logiczny, gdyż liberałowie negują fakt istnienia wspólnoty narodowej, redukując naród do luźnego zbioru jednostek. Słowem, nacjonaliści i brauniści nie zgadzają się z poglądem, że istotą antysystemowości jest hasło „niskich i prostych podatków”. Paradoksalnie Mentzena nie popierają też libertarianie, widzący w nim kandydata na centrowego socjaliberała, takiego Hołownię 2.0. Oczywiście, wiplerysta powie, że olewa tradycyjny elektorat Konfederacji, bowiem Mentzen ma zamiar stoczyć dramatyczny bój z Trzecią Drogą o elektorat tik-tokowy, ale tutaj zawsze może dojść do pogromu w debacie z tzw. Rotacyjnym, poza tym ta część elektoratu jest kompletnie nieprzewidywalna i trudno nie podejrzewać, że ma IQ na poziomie szympansa.
Zrobiłem niedawno na „X” sondę skierowaną do Konfederatów z pytaniem: Czy Sławomir Mentzen jako kandydat Konfederacja dostanie 5 procent głosów? W sondzie zagłosowało 2 tysiące ludzi i tylko 32% uznało, że przekroczy 5%. Gdyby tak miało stać się w rzeczywistości, to wynik na poziomie 5%, dla partii mającej w sondażach 10-14%, byłby klęską. Byłby też klęską dla samego Mentzena, który mógłby się tylko spakować i pożegnać z polityką. Dlatego osobiście uważam, że lepiej dla całej Konfederacji będzie wrócić do własnej tradycji politycznej, jaką są ludowe prawybory. Powinno się w nich zmierzyć minimum trójka kandydatów, reprezentujących trzy podstawowe nurty: liberalny, narodowy i braunistyczny. Powiem więcej, osobiście uważam, że kandydatem Nowej Nadziej nie powinien być w takich prawyborach Mentzen, lecz ktoś o większych szansach wyborczych. Moim zdaniem lepszą kandydatką nowo-nadziejową byłaby Ewa Zajączkowska-Hernik. Wiem, że ortodoksi korwinistyczni mają wobec niej 101 zarzutów, zaczynając od pogodzenia się z polskim członkostwem w Unii Europejskiej. Ma jednak i liczne zalety. Bez wątpienia dobrze i błyskotliwie dyskutuje, podoba się męskiej części wyborców i jej kandydatura przekreśla zarzuty o Frauenfeindlichkeit Konfederacji.
Oczywiście, nie czarujmy się. Sławomir Mentzen będzie kandydatem Konfederacji. Dlaczego? Dlatego, że bardzo chciał, zwasalizował wobec siebie Ruch Narodowy, a Koronę zmarginalizował w Radzie Liderów. Liderzy establiszmentowych partii politycznych także olewają wolę swoich wyborców i ich wskazania, uważając, że od tego są media, aby wygrały za nich wybory. Konfederacja nie ma jednak poparcia mediów, a odrzucając swój twardy elektorat zdaje się na loterię walki o elektorat tik-tokowy.
Pamiętacie Państwo ostatnią scenę z „Lalki” Bolesława Prusa, gdy Wokulski krzyczy do Izabeli Łęckiej „Farewell, miss Iza, farewell!”?