W Paryżu jeszcze przed olimpiadą, doszło do zniszczenia pomnika Holocaustu (Shoah – jak nazywają go Francuzi). Podejrzanym o ten wyczyn jest obywatel Bułgarii. Twierdzi jednak, że działał pod wpływem alkoholu i zaprzecza, by kierowały nim motywy antysemickie.
W rzeczywistości sprawa ma prawdopodobnie drugie dno i nie chodzi tu ani o alkoholowy wybryk, ani o antysemityzm. W tym samym czasie w stolicy Francji miała miejsce cała seria dziwnych zdarzeń, która miała podgrzać nastroje społeczne wokół wojny w Gazie i prawdopodobnie rozchwiać jeszcze mocniej nastroje społeczne.
Bułgar jest jednym z trzech mężczyzn podejrzanych o zdewastowanie pomnika Shoah w Paryżu, co miało miejsce w maju tego roku. Twierdzi, że działał po „wypiciu dużej ilości alkoholu” i odrzuca „jakąkolwiek motywację religijną”.
Na pomniku, czyli tzw. Murze Sprawiedliwych, m.in. odciśnięto ślady czerwonych dłoni. W sumie było 35 takich malunków. Jak na pijanego było to działanie dość metodyczne. Dzięki monitoringowi, po zdarzeniu aresztowano trzech Bułgarów, ale już po ich wyjeździe do swojego kraju. Francja domaga się ekstradycji.
Teraz dziennik „Le Parisien” podaje, że jeden z nich, Georgi Filipow, 7 sierpnia przyznał się do „udziału w tym akcie wandalizmu”, ale zaprzeczył „jakimkolwiek innym motywom, poza chuligaństwem”. 35-letni mężczyzna mówi, że wypił za dużo alkoholu i został „poproszony” o malunki. „Kiedy obudziłem się następnego dnia, zdałem sobie sprawę, jaką głupotę zrobiłem i odpuściłem” – miał tłumaczyć się bułgarskiej policji.
Mężczyzna twierdził, że nie ma „absolutnie pojęcia o symbolice rysunków”. Może jednak zostać poddany procesowi ekstradycji do Francji. Sąd w Sofii powinien ma podjąć decyzję 26 września. Dwóch innych Bułgarów też usłyszało zarzuty, a Sofia twierdzi, że „obracają się w kręgach skrajnie prawicowych”. Jeden z nich, Kirił Miluszew, został już odesłany do Francji po aresztowaniu 25 lipca.