Polska partia na Litwie po raz czwarty zdobyła mandat do parlamentu Europejskiego. W skali całego kraju głosowało na jej kandydata Waldemara Tomaszewskiego 5,78 proc. wyborców. Jest to bez wątpienia kolejny duży sukces polskiego ugrupowania. W wyborach wzięło bowiem udział 14 partii politycznych i jedna koalicja. Ubiegały się one o 11 mandatów, które dostały się ośmiu ugrupowaniom. Trzy przypadły dla Związku Ojczyzny – Litewskich Chrześcijańskich Demokratów, dwa dla Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej. Po jednym zaś dla Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związek Chrześcijańskich Rodzin (WPL-ZChR), Litewskiego Związku Chłopów i Zielonych, Partii Wolności, Związku Demokratów „W imię Litwy”, Unii na rzecz Obywateli i Sprawiedliwości oraz dla Związku Liberałów. Wynik Waldemara Tomaszewskiego świadczy, że partia reprezentująca interesy Polaków mieszkających na Litwie ma wciąż silną i niezagrożoną pozycję.
Waldemar Tomaszewski, komentując swoje kolejne zwycięstwo, powiedział: „WPL-ZChR swoją uczciwą i pełną poświęcenia pracą udowodniła, że jednoczy absolutną większość Polaków, będąc ich reprezentacją na szczeblu europarlamentarnym, sejmowym i samorządowym”. Ponadto Tomaszewski zaznaczył, że jego partia również „skutecznie broni praw wszystkich tradycyjnych mniejszości narodowych”. Najwięcej głosów zdobył w rejonie solecznickim, gdzie uzyskał 84,71 proc. głosów, wileńskim (41,38 proc. poparcia), wisogińskim (22,42 proc.) i trockim (19,39 proc). Natomiast w rejonie święciańskim zagłosowało na niego 15,72 proc. wyborców. Odsetek głosów uzyskanych w tych rejonach jest wprost proporcjonalny do ilości ludności polskiej zamieszkującej te regiony.
Zwycięstwo Waldemara Tomaszewskiego, od lat lidera Polaków na Litwie, który jest nie tylko przewodniczącym polskiej partii, ale także Związku Polaków na Litwie, wynika w znacznej mierze z tego, że władze Litwy wciąż nie przestrzegają praw mniejszości. Niewiele sobie robią z tego, że prawa te są zagwarantowane w „Traktacie o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy między Polską a Litwą”. Tuż przed wyborami minęła właśnie trzydziesta rocznica jego podpisania. Miał on stanowić panaceum na wszystkie zadawnione spory polsko-litewskie. Miał też zagwarantować bezpieczne trwanie mniejszości narodowych. Polskiej na Litwie i litewskiej w Polsce.
„Traktat złamanych zobowiązań”
Tak niestety się nie stało. Ekspert ds. międzynarodowych i polonijnych, były poseł do Parlamentu Europejskiego dr Bogusław Rogalski wspomagający naszych rodaków na Litwie nazywa wspomniany traktat „Traktatem złamanych zobowiązań”. Twierdzi, że Litwa jednostronnie łamie postanowienia traktatu, nie dotrzymując przyjętych na siebie zobowiązań. Jego zdaniem od samego początku Litwa dokonuje obstrukcji traktatu i działając w złej wierze, łamie jego zapisy. Wilno nie przejmuje się tym wcale. W swoim ustawodawstwie wprowadza rozwiązania stanowiące ewidentny regres prawny, niezgodny z duchem prawa międzynarodowego, z zaleceniem OBWE i Komisji Weneckiej. Jedno z nich wprowadziło zasadę przewidującą używanie w państwie nazewnictwa wyłącznie w języku litewskim. Jest to swoiste kuriozum, bo wcześniejsza ustawa o mniejszościach narodowych gwarantowała pewną ochronę języka polskiego, który teraz jest usuwany z przestrzeni publicznej.
Litwa nadal ignoruje też Konwencję Ramową Rady Europy o Ochronie Mniejszości Narodowych, którą władze litewskie podpisały i ratyfikowały, ale nie implementowały jej do swojego systemu prawnego, łamiąc tym samym zasady i obyczaje międzynarodowe. Nie zrobiły tego rzecz jasna po to, aby móc dalej dyskryminować polską mniejszość. Konwencja ta przewiduje, że w rejonach zamieszkałych przez mniejszość narodową, będą umieszczane tablice z nazwami miejscowości i ulic, i inne oznakowania w języku tej mniejszości. Zgodnie z tą Konwencją przedstawiciele mniejszości narodowej w kontaktach z administracją publiczną mogą używać ojczystego języka. Litwa, by mieć wolną rękę w działaniach przeciwko mniejszości polskiej, nie ratyfikowała też Europejskiej Karty Języków Regionalnych i Mniejszościowych.
Drakońskie kary za język
Litewska Inspekcja Języka Państwowego, by pokazać mieszkańcom Wileńszczyzny, gdzie ich miejsce, wielokrotnie nakładała kary na osoby prywatne, przedsiębiorców i samorządowców za używanie dwujęzycznych tablic informacyjnych i nazw ulic na obszarach, na których Polacy zdecydowanie dominują. Na dyrektora administracji Samorządu Rejonu Solecznickiego Bolesława Daszkiewicza nałożono karę w wysokości 12 tys. euro. Nie chciał on zmusić mieszkańców do usunięcia tablic z polskimi napisami z prywatnych domów.
Nie jest to jedyny przykład dyskryminacji ludności polskiej na Litwie. Bogusław Rogalski przypomina, że w 1996 r. ustanowiono zawyżony próg wyborczy dla mniejszości narodowych. Przed wyborami dokonywano też wielokrotnie zmian okręgów wyborczych na niekorzyść polskiej mniejszości. Do gmin polskich dołączano gminy litewskie, by kandydat reprezentujący ludność polską nie uzyskał odpowiedniego poparcia. Jest to przejaw ewidentnej dyskryminacji, nastawionej na asymilację mniejszości narodowej. Nie można też zapominać, że władze litewskie przez całe dziesięciolecia starały się ograniczyć proces zwrotu ziemi dawnym właścicielom, zwłaszcza w okolicy Wilna.
Nie zważając na postanowienia omawianego traktatu, władze litewskie systematycznie ograniczają i utrudniają funkcjonowanie polskiego szkolnictwa na Wileńszczyźnie. To, że ono dalej funkcjonuje, jest zasługą polskich organizacji, które pod wodzą Waldemara Tomaszewskiego walczą o interesy polskiej mniejszości. Uczciwie trzeba powiedzie, że czynią to z ogromną determinacją, bo wiedzą, że mogą liczyć głównie na siebie…