Strona głównaMagazynTW "Alek" znów zadaniowany. Natychmiast dostroił się do nowej mądrości etapu

TW „Alek” znów zadaniowany. Natychmiast dostroił się do nowej mądrości etapu

-

- Reklama -

Przy okazji ogólnopolskiego zlotu konfidentów na Placu Zamkowym w Warszawie z okazji kolejnej rocznicy 4 czerwca 1992 roku, kiedy to obalony został rząd premiera Olszewskiego w związku z ujawnieniem agentury w strukturach państwa, przemówił aktywizujący się ostatnio Aleksander Kwaśniewski, czyli Tajny Współpracownik SB „Alek”. Podobnie jak inni prominentni konfidenci w rodzaju Kukuńka, stanął na nieubłaganym gruncie poparcia dla Donalda Tuska, o którym z kolei krążą po mieście pogłoski, jakoby był Tajnym Współpracownikiem SB o pseudonimie „Oskar”, w związku z czym Jarosław Kaczyński na oczach całej Polski powiedział mu w Sejmie: „wiem jedno: jest pan niemieckim agentem”.

Donald Tusk w rewanżu oskarża nie tylko byłego Naczelnika Państwa, ale i jego pretorianów, że są „agentami Putina” i w tym celu powołał zasłużonych starych kiejkutów do komisji badającej ruskie wpływy w – pożal się Boże! – „polityce” naszego bantustanu. To znaczy – stare kiejkuty, gwoli uniknięcia nadmiernej ostentacji, wyznaczyły Donaldu Tusku do komisji osoby podstawione, które wszelako „powinność swej służby rozumieją”.

- Reklama -

Skład komisji, czyli wszystko jasne!

Kogóż tam nie ma! Jest pani Irena Lipowicz, która z ramienia Unii Wolności ambasadorowała w Austrii, a także maczała palce przy tworzeniu faszystowskiej regulacji kagańcowej, która została zakamuflowana jako „ochrona danych osobowych”. Słowem – grzeczna dziewczynka, na której można polegać.

Pani prof. Dominika Kasprowicz z UJ habilitowała się na podstawie wypracowania o „skrajnej prawicy” w Europie Zachodniej i Środkowej, więc też nie trzeba jej tłumaczyć, kto jest ruskim agentem.

Kolejną osobą jest pani Katarzyna Bąkowicz, która naukowo zajmuje się „dezinformacją”. No, to już wszystko jasne. Dalej mamy pana Bartosza Machalicę, „historyka i politologa”, obecnie na posadzie w IPN. Kolejnym członkiem jest pan dr hab. Adam Leszczyński z „Krytyki Politycznej”, postawiony akurat na stanowisku szefa Instytutu Myśli Narodowej Romana Dmowskiego. Już on tam zrobi tego całego Romana Dmowskiego na szaro, to znaczy – zdemaskuje go i razobłaczy!

Kolejny członkiem jest pan prof. Grzegorz Motyka. Jego to już nie trzeba przedstawiać. To wybitna postać, a właściwie nie tyle „postać”, co posiedzieć. Dalej – pan Tomasz Chłoń. Jego życiorys w Wikipedii zaczyna się od 1987 roku, kiedy to „związał się” z dyplomacją. Z kim „związany” był wcześniej – tego możemy się domyślać.

Jeśli chodzi o pułkownika Pawła Białka, to już niczego domyślać się nie musimy. Wszystko jasne. Ale pani Agnieszka Demczuk z UMCS co tam robi? Aaaa, ona też bada „propagandę i dezinformację”, podobnie jak pani Bąkowicz, więc jest w stanie wykonać, a przede wszystkim – naukowo uzasadnić każdy obstalunek.

A pan Paweł Ceranka? Aaa, on nadzoruje archiwum MSZ, więc w razie potrzeby „każdy grzech palcem wytknie, zademonstruje; święte pieczęcie złamie, powyskrobuje” – pisze poeta. Nad całością czuwa szef Służby Kontrywiadu Wojskowego, która wypączkowała z Wojskowych Służb Informacyjnych, pan generał Jarosław Stróżyk.

Jakby tego było mało, to pan Bodnar zapewnia, że zawsze będą mogli dołączyć do komisji „prokuratorzy w stanie spoczynku”, co to demaskowali ruskich agentów. Tylko ruskich? A amerykańskich, niemieckich czy izraelskich nie demaskowali? Jeśli nawet kiedyś tam i demaskowali, to po 1990 roku już nie demaskowali, bo mieli zakazane. Ale jakby Donald Tusk im kazał, to też by zdemaskowali – bo cała komisja podlega oczywiście premieru Donaldu Tusku i dlatego właśnie jest „niezależna” i „apolityczna”.

Wrogowie Rzeszy

No a kto przygotowuje wskazówki dla Donalda Tuska? A któż by, jeśli nie Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen, która Reichsfuhreriną została m.in dzięki poparciu europosłów PiS, którym surowo to przykazał sam Naczelnik Jarosław Kaczyński?

Jak pamiętamy, niedawno Reichsfuhrerin przedstawiła krótką listę aktualnych wrogów Rzeszy: Zjednoczenie Narodowe Maryny Le Pen we Francji, Alternatywę dla Niemiec i w Polsce – Konfederację, która obecnie jest chyba w fazie neutralizowania przez bezpiekę. Zjednoczenie Narodowe, raz dlatego, że Zjednoczenie, dwa – że narodowe, a trzy, że francuskie, a nie niemieckie. Tymczasem już Adolf Hitler w 1943 roku zapewniał, że tylko Niemcy potrafią prawidłowo zorganizować Europę, a nie jakieś francuskie żabojady.

Przeczytałem właśnie książkę Jerzego Roberta Elforda „Diabelska Gwardia” w postaci wspomnień oficera SS, który – jako oficer Legii Cudzoziemskiej – dowodzi batalionem Niemców, również w większości byłych SS-manów, we francuskich jeszcze Indochinach.

Jest tam scena jego dyskusji z francuskimi dziennikarzami, którzy nie ukrywają swojej odrazy wobec „nazistowskiej kanalii”. „Doskonale zdawałem sobie sprawę, że idee »nazistowskiego ekstremisty« musiały brzmieć dość szalenie w uszach drobnomieszczańskich dziennikarzy, którzy zapewne nigdy w życiu nie poczuli zapachu prochu. Niemniej chcieli prawdy i właśnie im ją przekazałem. My Niemcy, możemy wierzyć i podążać tylko za zdecydowanymi i silnymi przywódcami. Nie ma to nic wspólnego z nazizmem. To nasze dziedzictwo. Poszlibyśmy za Juliuszem Cezarem, Attylą, Napoleonem czy Waszyngtonem z takim samym oddaniem, jakie okazaliśmy Adolfowi Hitlerowi”. Nie bez powodu ceni on tylko jednego francuskiego generała. Nie Karola de Gaulle`a, tylko jego politycznego przeciwnika, generała Raula Salana, „le plus decore de tous les generaux d`armee francaise”.

Generał Salan, twórca i przywódca OAS, miał zdecydowane poglądy również na francuską degrengoladę. Zrzucić na Paryż dwie dywizje spadochroniarzy i w miesiąc byłoby po wszystkim. Współczesnym eunuchom w rodzaju prezydenta Emmanuela Macrona coś takiego w ogóle nie przychodzi go głowy, więc każdy, kto – zwłaszcza po latach – odwiedza Paryż, po powrocie mówi: „czarno to widzę”. Dlatego nie jestem pewien, czy Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen umieściła wśród wrogów Rzeszy Aleternatywę dla Niemiec, bo chce ona kontynuować III Rzeszę, zamiast budować IV, czy z jakiegoś innego powodu.

„Agenci Putina”

No a Konfederacja – to nic innego, jak wypadek przy pracy; stare kiejkuty zaspały, BND zaspała i pojawiło się coś, co nie miało prawa się tu pojawić. Na domiar złego, zaczęło wykazywać cechy trwałości, więc musiała zapaść decyzja o „neutralizacji”, która właśnie się odbywa. Czujny Judenrat „Gazety Wyborczej” wytropił jeszcze jednego wroga Rzeszy w naszym bantustanie, w postaci komitetu wyborczego „Polexit” Stanisława Żółtka, który program polityczny ma wpisany w nazwę.

Toteż wydobyty z naftaliny Tajny Współpracownik „Alek” natychmiast dostroił się do nowej mądrości etapu i zaproponował proste jak budowa cepa kryterium demaskowania ruskich agentów. Tak jak za pierwszej komuny, kiedy „Alek” za pośrednictwem swoich oficerów prowadzących wysługiwał się Breżniewowi, Andropowowi, Czernience czy Gorbaczowowi, było jasne, że kto jest przeciwko przewodniej roli partii i sojuszowi z ZSRR, jest „wściekłym psem imperializmu”, albo sługusem zachodnioniemieckich rewizjonistów i odwetowców, a konkretnie – Hupki i Czai, to teraz agentem Putina będzie każdy, kto się sprzeciwi nie tylko „pogłębianiu integracji”, ale „integracji” w ogóle. Jak się okazuje, w bezpiece już postanowiono, a ta cała czereda „profesorów”, specjalistów od „dezinformacji” i tak dalej – to tylko taki listek figowy, który ma przykryć figę w straszliwej postaci.

Najnowsze