Kto zarabia na Unii Europejskiej? O tym redaktor Julia Gubalska rozmawia z Marcinem Sypniewskim, nowym europosłem z Nowej Nadziei.
Julia Gubalska: W pierwszej kolejności serdecznie Panu gratuluję wyniku w wyborach, które dają Panu mandat europosła. Z pewnością była to długa droga. W jaki sposób podsumowałby Pan tę kampanię wyborczą? Czy mógłby Pan również skomentować fakt, że wyprzedził Pan Dobromira Sośnierza o 49 głosów? Nie da się ukryć, że było o tym głośno.
Marcin Sypniewski: Bardzo się cieszę, że znalazłem się z tej strony 49 głosów. To była bardzo ciężka kampania, którą prowadziłem ok. dwóch miesięcy i rzeczywiście pojawiłem się w ponad 70 miastach z ulotkami, gdzie spędzałem czas na rozmowach z ludźmi. Bardzo dużo miałem też materiałów wyborczych. Szczerze mówiąc, chyba nigdy w tamtym terenie Konfederacja nie miała tak mocnej kampanii – każdy głos był „wychodzony”. Mam teraz świadomość, że każdy głos się liczy i ma znaczenie, bo patrząc na różnicę przy 49 głosach, każda ulotka, każde nagranie na TikToku i każdy powieszony plakat, mogły być decydujące. Oczywiście gratuluję również Dobromirowi Sośnierzowi, który z 10. miejsca zdobył prawie tyle głosów co ja. W pewnym sensie to podsumowanie mojej dotychczasowej działalności, bo wcześniej zawsze byłem o włos od mandatu, a teraz się udało.
Czy cieszy Pana duży wynik Grzegorza Brauna, który przeważającą liczbą głosów pokonał w Krakowie Konrada Berkowicza? Czy spodziewa się Pan w Europarlamencie – że tak to ujmę – grubych akcji na miarę performansu gaśnicowego?
Myślę, że już na pierwszym posiedzeniu Prezes Grzegorz Braun może nas czymś zaskoczyć. Co do wyników, to one wyglądały różnie. Był też bardzo wysoki wynik Ewy Zajączkowskiej-Hernik z Nowej Nadziei, która w Warszawie zdobyła mandat, uzyskując dużo więcej głosów z drugiego miejsca niż Krystian Kamiński z Ruchu Narodowego. Mieliśmy tę samą sytuację w Krakowie, gdzie właśnie Grzegorz Braun z drugiego miejsca przeskoczył Konrada Berkowicza. W obydwu przypadkach dużo zależało od kampanii. Tak czy inaczej, wysyłamy do Europarlamentu mocny skład i mamy nadzieję, że będzie o nas tam dużo słychać już od pierwszych dni.
Na współpracę z jakimi frakcjami zagranicznymi Konfederacja pozostaje otwarta?
Myślę, że dopiero po wyborach parlamentarnych we Francji zobaczymy, jakie frakcje powstają. Z pewnością Tożsamość i Demokracja (ID) z poprzedniej kadencji jest nam najbliższa.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen przed wyborami wymieniała obok siebie kilka partii z różnych krajów, zrównując je do określenia „przyjaciół Putina” zagrażających wartościom europejskim. W jaki sposób odniósłby się Pan do tych słów?
Jest jedna osoba, która bardzo zagraża wartościom europejskim i jest to Ursula von der Leyen. Biurokracja unijna najbardziej zagraża wartościom, z których Europa słynęła przez wieki. Na pewno nie będziemy się przejmować tym, o czym w tej chwili mówią politycy Unii Europejskiej, ponieważ idziemy do Parlamentu Europejskiego po to, aby walczyć o prawdziwe wartości europejskie, a nie te, które wszystkim państwom członkowskim narzuca UE.
Czyli podkreśla Pan, że wartości europejskie i wartości unijne to są dwie różne rzeczy.
Oczywiście, to zupełnie co innego. Europa budowała swoją potęgę na wolnym rynku, na rzymskim prawie, na greckiej etyce i na religii chrześcijańskiej, a to są wartości, z którymi Unia Europejska walczy. Zgodnie z tym uważam, że dobrze by było przypomnieć w Parlamencie Europejskim, na czym polegają prawdziwe wartości europejskie.
A co dla Pana jest najważniejszym elementem, od którego chciałby Pan zacząć pracę w Europarlamencie? Jaki jest dla Pana najważniejszy postulat, który ma Pan teraz szansę zrealizować?
Jestem z okręgu śląskiego i również z tego względu dla mnie najważniejszy z postulatów Konfederacji przedstawianych podczas kampanii wyborczej dotyczy obrony Polski przed Europejskim Zielonym Ładem. Realizacja całej polityki klimatycznej Unii Europejskiej z Zielonym Ładem na czele będzie oznaczać, że tak naprawdę na Śląsku i w województwie śląskim powstanie wielki lej po bombie – cały przemysł będzie zniszczony, co będzie miało katastrofalne skutki. Wielu ludzi dobrze wie, jak wyglądają miasta, w których zamykano kopalnie czy huty. One się jeszcze nie podniosły po pierwszej transformacji, a już szykuje się druga, która będzie jeszcze gorsza.
Czy Unia Europejska chce całkowicie zlikwidować kopalnie?
Jest przewidziane całkowite wygaszenie polskich kopalń, co jest decyzją absurdalną i niepojętą, że jakikolwiek polski rząd mógł się na to zgodzić. Naszą gospodarkę powinniśmy opierać na węglu, którego mamy dużo i możemy go wydobywać. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego mamy z tego rezygnować i stawiać na drogie technologie, kiedy mamy węgla pod dostatkiem. Druga kwestia to hutnictwo. Grozi nam, że huty znikną z Polski i całej Europy, dlatego że akurat ta branża została podwójnie dotknięta systemem ETS, musząc celowo dopłacać za emisję oraz płacić za prąd. To są branże, które mają zniknąć z Polski i Europy. Mamy już huty takie jak ta w Częstochowie, która praktycznie stoi od kilku miesięcy. Nikt nic z tym nie robi i nie wiadomo, co będzie dalej. Oczywiście są też inne branże. Mamy cały sektor automotive, czyli przemysł samochodowy, który w związku z tym, że Unia Europejska najchętniej chciałaby, aby każdy już niedługo jeździł elektrykiem i w ogóle zlikwidowano samochody spalinowe, też bardzo mocno dostanie wskutek tych unijnych regulacji. Już w tej chwili firmy motoryzacyjne zapowiedziały zwolnienia i zamknięcie części fabryk. I w końcu rolnictwo, które nawet na Śląsku występuje i też przez przepisy Zielonego Ładu ucierpi, a nawet już cierpiało.
Od kogo będziemy zależni, skoro promuje się tę zeroemisyjność i chce się nas pozbawić własnych surowców, obniżając nasz narodowy potencjał gospodarczy? Czy Pana zdaniem Unia Europejska knuje tu jakieś interesy z innymi państwami w takim celu, aby elity unijne na tym zyskały?
Tak jak w postępowaniach policyjnych trzeba zobaczyć, kto na tym zarobi. Głównie na tych kryzysach i wszystkich działaniach sterowanych przez państwa czy jakieś organizacje międzynarodowe zarabiają trzy podmioty: rządy, banki i wielkie korporacje. Tak samo będzie tutaj. W dodatku te wielkie korporacje też mają określoną narodowość, więc wiadomo, że w Unii Europejskiej wszyscy walczą z jakimś kryzysem, a zarabiają na tym Niemcy. Zyskają przede wszystkim rządy, banki, które będą na to wszystko dawały kredyty, jak i wielkie korporacje. One zmiotą z powierzchni ziemi ostatnie firmy rodzinne czy gospodarstwa rolne, czyli podmioty niezależne od rządzących. To jest bardzo smutne, bo nie będzie tu pola na żadną indywidualną przedsiębiorczość. Nie znam żadnego narodu w historii świata, który opierał się wyłącznie na konsumpcji i imporcie. Jeżeli nie będziemy nic produkować, to wszystko będziemy musieli sprowadzać z zewnątrz. Są też takie kwestie jak chociażby energetyka, gdzie warto mieć swoje źródła i nie być zagrożonym tym, że ktoś nagle zakręci nam kurek z gazem i nie będziemy mieli prądu.
Być może właśnie o to chodzi, o taki szantaż, że gdy państwa nie będą posłuszne, np. nie będą forsować jakichś ideologicznych zmian, które Unia Europejska próbuje narzucić, to nam zakręcą gaz czy zablokują inne źródła.
Nie powinniśmy do tego dopuścić. Można tu mieć żal do rządu Prawa i Sprawiedliwości, że nie potrafił o to skutecznie walczyć przez dwie kadencje, a teraz udaje, że ma te same poglądy co Konfederacja.
Stwierdził Pan, że na tych działaniach unijnych zarabiają Niemcy. Nasuwa mi się takie pytanie, bo obserwuję również wzrost poparcia dla AfD w Niemczech: Skoro tak naprawdę na UE zarabiają Niemcy, to dlaczego AfD kreuje się jako partia antyunijna? Czy rzeczywiście Niemcy rządzą Unią Europejską?
Mając na myśli Niemcy, mówimy o wielkim kapitale. O ile duży biznes zarabia, to być może zwykłym ludziom nie jest tak dobrze i nie muszą się koniecznie cieszyć, że oligarchia niemiecka ma się świetnie dzięki UE, ale ich kosztem.
Dziękuję za rozmowę