Przez Polskę w ostatnim czasie przetoczyła się fala pożarów. Ostatnia seria, która miała miejsce w Bieszczadach, mogła być wynikiem podpalenia – uważają służby.
W ostatnich tygodniach na terenie bieszczadzkich połonin doszło do czterech pożarów. Na początku kwietnia ogniem zajęła się Połonina Caryńska. Miesiąc później dwa pożary wybuchły równolegle w rejonie góry Krzemień i na połoninie w rejonie Bukowego Berda. Z kolei 16 maja gaszono pożar na szlaku w okolicy Mucznego.
Do gaszenia drugiego z dwóch pożarów, które wybuchły na początku kwietnia (pożar objął ponad 1 hektar), poderwano z ziemi helikopter straży granicznej. – Helikopter wykonał siedem przelotów gaśniczych, zrzucił 3,5 tys. litrów wody – przekazał st. kap. Tomasz Dacko z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Ustrzykach Dolnych.
Podczas akcji wykorzystano także drony. Jeden w początkowej fazie pożaru służył do wstępnej lokalizacji miejsc występowania zarzewi ognia. Z powodu dużego zadymienia ratownikom trudno było ustalić miejsce pożaru. Następnie uruchomiono dron wyposażony w kamerę termowizyjną.
W kilkugodzinnej akcji gaśniczej brało udział 64 strażaków zawodowych i ochotników. Oprócz tego 31 osób z innych służb: straży granicznej, straży leśnej, nadleśnictwa Stuposiany, Bieszczadzkiego Parku Narodowego oraz GOPR.
Teraz okazuje się, że pożary w Bieszczadach mogą być efektem podpalenia. „Dr Ryszard Prędki, dyrektor Bieszczadzkiego Parku Narodowego, przekazał Wirtualnej Polsce, że w przypadku dwóch ostatnich pożarów w rejonie Bukowego Berda podejrzewa celowe działanie mające na celu podpalenie tego terenu. Jak dowiedzieliśmy się od służb, istnieje nagranie, które ma potwierdzać tę tezę. Zabezpieczono też liczne ślady terenowe” – podaje Wirtualna Polska.
„Teraz trwa ustalanie, czy pożary w Bieszczadach mogą być uznane za działania dywersyjne. Służby sprawdzają, czy można połączyć zdarzenia z południa Polski z innymi pożarami na terenie kraju” – czytamy dalej.