Strona głównaMagazynPełne niepokoju pytanie

Pełne niepokoju pytanie

-

- Reklama -

Nasz urokliwy bantustan jeszcze nie zdążył ochłonąć po wyborach samorządowych, a już rozpoczął się wyścig do Parlamentu Europejskiego. Jako pierwsza wystartowała w nim Konfederacja, ale inaczej niż w zawodach sportowych, o tym, czy ugrupowanie, aby przypadkiem nie zaliczyło falstartu, dowiemy się dopiero na mecie, którą wyznaczono 9 czerwca.

Krótka i niezbyt widoczna kampania przed wyborami samorządowymi upłynęła w środowisku prawicy wolnościowej pod znakiem dyskusji nad rozczarowującym wynikiem Konfederacji w wyborach parlamentarnych. Debacie tej nie ma końca i trudno, żeby było inaczej, kiedy obie strony sporu okopały się na swoich pozycjach. Jedna z nich stosuje przesadzoną krytykę ugrupowania niemalże za wszystko, co zrobi. Druga natomiast przedstawia zmanipulowane argumenty oponentów, a nawet mija się z prawdą, co do faktów, wypowiedzi i chronologii wydarzeń. Choć oficjalnie politycy Konfederacji przedstawiają inną interpretację ubiegłorocznych zdarzeń niż ta opisywana przeze mnie w książce „Kampania Konfederacji 23. Brudna prawda” czy artykułach redaktora Tomasza Sommera, to na starcie kampanii unijnej nietrudno odnieść wrażenie, że w głębi gabinetów przyjęto niektóre argumenty i wyciągnięto przynajmniej częściowo słuszne wnioski.

- Reklama -

Sukces czy porażka?

W wyborach samorządowych w skali kraju Konfederacja zanotowała dobry wynik. Startując w koalicji z częścią Bezpartyjnych Samorządowców i przede wszystkim ich szyldem w nazwie komitetu formacja nieznacznie poprawiła swój wynik z października 2023 roku. Zdobycie 7,23 procent głosów w skali kraju w wyborach sejmikowych nie powinno wprawiać w zachwyt, ale też nie ma nad czym rozpaczać. Wybory samorządowe są specyficzne i szczególnie trudne dla małych partyj, nieposiadających rozbudowanych struktur. W ciągu ostatnich dwudziestu lat w Polsce zaistniało kilka ugrupowań jednorazowego użytku, które z przytupem weszły do polityki sejmowej. Żadne z nich, mając już reprezentację w Sejmie, nie powtórzyło wyniku w wyborach samorządowych. Konfederacja nie podzieliła losu Samoobrony, Ligi Polskich Rodzin, Ruchu Palikota, Kukiz’15 czy Nowoczesnej i wprowadziła pierwszych radnych do sejmików wojewódzkich w historii środowiska.

W sumie komitet uzyskał sześć mandatów, jednak de facto tylko połowa z nich przypadła w udziale koalicji Nowej Nadziei, Ruchu Narodowego i Korony. Z sukcesem kandydowało dwóch przedstawicieli Bezpartyjnych Samorządowców, w tym Katarzyna Suchańska, która jeszcze w czasie jesiennej kampanii wyborczej ujawniała „prawdziwą twarz Konfederacji” oraz „jakie piekło” podobnież chciało zgotować to ugrupowanie. Ponadto w sejmiku województwa podlaskiego znajdzie się Stanisław Derehajło, pełniący obecnie obowiązki prezesa Porozumienia, a więc partii zakładanej przez Jarosława Gowina. Wcześniej Derehajło ubiegał się o mandat poselski z list Konfederacji, ale bez powodzenia. Wówczas, ogłaszając start samorządowca, Krzysztof Bosak zdradził, iż ugrupowanie w zamian za kandydowanie ze swych list nie oczekuje, żeby ktoś „zrzekł się swoich poglądów”, co wprawiło część sympatyków rzekomo „ideowej” prawicy w konsternację. Teraz, podział mandatów jasno wskazuje, iż to Derehajło zdecyduje o tym, kto będzie rządził na Podlasiu.

Lokalnie Konfederacja zanotowała bardzo zróżnicowane wyniki, co udowodniło, jak duże znaczenie ma budowanie struktur, a także niewymienianie zaangażowanych od lat osób na partyjnych karierowiczów. Przykładem wieloletniego działania, które obecnie daje owoce, jest Patryk Marjan. Polityk Nowej Nadziei, startując z lokalnego komitetu (KWW Bełchatowianie), wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich i Bełchatów ma szansę na pierwszego w Polsce włodarza z partii wchodzącej w skład Konfederacji. Wśród kandydatów startujących pod partyjnym szyldem najlepszy wynik zanotował aktywny w ostatnich miesiącach poseł Ryszard Wilk, którego w roli prezydenta Nowego Sącza widziało ponad 9 proc. głosujących. Oprócz sukcesów ugrupowanie Sławomira Mentzena zanotowało także poważne wpadki. Popieranie przez Nową Nadzieję kandydatów Prawa i Sprawiedliwości nie dało pozytywnego rezultatu, co pozwala na stwierdzenie, iż następca Janusza Korwin-Mikkego cnotę stracił, a rubelka nie zarobił.

Jeśli już o Korwin-Mikkem mowa, to ani on, ani jego partia nie zademonstrowali siły. Najpierw nie udało się zebrać podpisów pod rejestracją komitetu „Najwyższy Czas!”, a następnie – startując z poparciem Bezpartyjnych – były europoseł z kretesem przegrał walkę o prezydenturę w stolicy, zdobywając zaledwie 1,4 proc. głosów. Ponadto przedstawicielom KORWiN-y, startującym wspólnie ze stowarzyszeniem Bezpartyjni Samorządowcy, nie udało się zdobyć żadnego miejsca w sejmiku wojewódzkim, choć sam komitet uzyskał trzy mandaty – wszystkie na Dolnym Śląsku.

Przed uniowyborami

Jeszcze kurz dobrze nie opadł po wyborach samorządowych, a już rozpoczęły się przedbiegi przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Apetyty na start ma co najmniej kilka komitetów, mogących być utożsamianymi z szeroko pojętą prawicą. Korwin-Mikke, a także publicysta „Najwyższego Czas-u!” Stanisław Michalkiewicz oraz były europoseł Robert J. Iwaszkiewicz, mieliby wystartować z komitetu Polexit?Najwyższy Czas! Póki co wróbelki ćwierkają, że problemem może okazać się już zbiórka podpisów, jednak powszechnie wiadomo, iż nie należy uprzedzać faktów, a gdyby Korwin-Mikkemu udało się zarejestrować komitet, to mógłby odebrać Konfederacji nawet kilka punktów procentowych poparcia, lecz patrząc na organizację i brak większej liczby głośnych nazwisk wśród kandydatów nie wydaje się, aby realne było przekroczenie pięcioprocentowego progu wyborczego.

W wyborach mogą pojawić się także inne komitety, które już w swej nazwie jasno deklarują chęć wyprowadzenia naszego umęczonego kraju ze struktur Unii Europejskiej. Jeden to Polexit Niepodległość, związany z partią Niepodległość. Jej założycielem jest Robert Bąkiewicz, przez lata pełniący funkcję prezesa Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, a w ostatnich wyborach parlamentarnych próbujący swoich sił z list PiS-u. Drugi to Polexit, związany z partią o tej samej nazwie. Na jej czele stoi Stanisław Żółtek, były europoseł Kongresu Nowej Prawicy oraz kandydat na prezydenta Polski. Ponadto zarejestrowano dwa ex-korwinistyczne komitety, czyli KNP, a także Normalny Kraj. Pełnomocnikiem wyborczym tego drugiego jest Wiesław Lewicki, w przeszłości pełniący funkcję prezesa regionu śląskiego KNP, z którego został usunięty w 2014 roku, niedługo przed rozłamem w środowisku i powstaniem KORWiN-y. Do tego dodać można by było jeszcze kilka pomniejszych komitetów o niemówiących nikomu nic nazwach i nazwiskach liderów. Trudno spodziewać się jednak, by którykolwiek z nich, podobnie jak większość tu wymienionych, był w stanie zebrać podpisy. Ostatecznie uniorealistyczni oraz uniosceptyczni wyborcy będą mieli znacznie bardziej ograniczony wybór.

Pewna rejestracji list wydaje się jedynie Konfederacja, która stawia na przekaz łagodniejszy niż przed czterema laty, ale ostrzejszy niż w jesiennej kampanii parlamentarnej. Ugrupowanie odżegnuje się od możliwości opuszczenia przez Polskę Unii Europejskiej. Zamiast tego jasno i klarownie wskazuje na zagrożenia płynące z Brukseli, naiwnie licząc na możliwość zawrócenia kijem rwącej rzeki komunistycznej rewolucji bez gwałtownych zmian. Formacja jako pierwsza zainaugurowało kampanię, a występujący na początku Bosak punktował polityki unijne, z którymi Konfederacja się nie zgadza i powtarzał frazy o konieczności „wysłania ideowców” do unioparlamentu. Występujący po nim Mentzen zupełnie trafnie wskazywał, w jak złym kierunku zmierza Wspólnota, ale nie odważył się na wypowiedzenie słowa przeciw uczestnictwu Polski w nierozerwalnym Sojuszu. Podobnie, jak niektórzy przed referendum w 2004 roku, lider Nowej Nadziei łudzi się, że to nie my ulegniemy zachodnim wariactwom, ale Zachód od nas nauczy się jak żyć normalnie. Widać wyraźnie, że historia uczy, lecz ciągle nie każdego. Przyjęcie umiarkowanego przekazu w kwestii Unii Europejskiej nie wszystkim wewnątrz partii się podoba. Poseł Roman Fritz, kończąc swoją przemowę, podkreślił, że „nie mogą ustawać w pół drogi, zniżać się do półśrodków”.

Pełne niepokoju pytanie

Przed dziesięcioma laty po twardej i bezkompromisowej kampanii wyborczej, KNP udało się wprowadzić czterech posłów do unioparlamentu. Nieoczekiwany sukces nie został jednak należycie spożytkowany, a wybrani przedstawiciele w większości nie wykazali się niczym szczególnym, poza inkasowaniem pokaźnych pensji. Dekadę później eurokratyczne szaleństwo zaszło dalej, niż można to było sobie wyobrazić, a unioentuzjastyczne nastroje zdecydowanie osłabły. Tymczasem przedstawiciele środowiska prawicy wolnościowej boją się powiedzieć, że Unia Europejska musi zostać zniszczona. Zamiast tego proponują naiwne pomysły zawracania walca komunistycznej rewolucji. Słysząc taką przemianę, wyborcy mogą zadać sobie pełne niepokoju pytanie: czy ktoś faktycznie jest tak naiwny, czy jednak zależy mu na czymś innym?

Najnowsze