Rządy pierwszego w historii libertariańskiego prezydenta Argentyny miały stać pod znakiem reform zalecanych przez Misesa czy Rothbarda. Jak można się było tego spodziewać, rzeczywistość okazała się dużo bardziej skomplikowana.
Obejmując stery państwa, Javier Milei obiecywał swoim wyborcom terapię szokową, którą przyrównywał wprost do użycia piły łańcuchowej czy blendera. Na przedwyborczych wiecach pojawiał się zresztą wprost ze wspomnianą piłą, budując swój wizerunek polityka potrafiącego w niekonwencjonalny sposób zrywać z dotychczasowymi praktykami peronistycznego establishmentu.
Cięcie etatów i gender
Gdyby szukać dziś efektów działania piły odcinającej liczne patologie, to znaleźć je można przede wszystkim w odchudzonej administracji państwa. Obejmując rządy, Milei przekonywał, że ponad 341 tys. osób pracujących w sferze budżetowej to zdecydowanie za dużo i od tego czasu zredukował liczbę etatów o 24 tys. Już w pierwszych dniach libertariański prezydent zredukował liczbę ministerstw o połowę, łącząc większość z nich w kilka dużych resortów (m.in. Ministerstwo Infrastruktury czy też Ministerstwo Kapitału Ludzkiego).
Jak można się było spodziewać, taka decyzja spotkała się z licznymi protestami, w szczególności ze strony byłych pracowników i beneficjentów Ministerstwa Kultury, którym odcięto dostęp do publicznych środków. Równie wielki rwetes podniósł się w momencie, gdy Milei zatwierdził likwidację Ministerstwa Kobiet, Gender i Różnorodności. Nie wyłączając swojej mechanicznej piły, argentyński prezydent dokonał także kolejnego odważnego cięcia i zakazał stosowania genderowej nowomowy w państwowych urzędach.
Kolejnym odważnym krokiem Mileia było wprowadzenie obowiązku 100-procentowej obecności w pracy w urzędach. W Argentynie od lat bowiem prawdziwą plagą byli tzw. gnocchi, czyli mianowane z partyjnego klucza na fikcyjnych posadach osoby pojawiające się na jeden dzień miesiącu w pracy, po to aby odebrać wynagrodzenie (w argentyńskich domach gnocchi serwuje się zwykle na koniec miesiąca, czyli tuż przed wypłatą). Z polecenia Mileia nakazano także zredukować o 15-20 proc. zatrudnienie osób na czasowych kontraktach.
Walka z deficytami
Odchudzając państwową administrację, Milei zdołał wygospodarować niemałe oszczędności pozwalające mu wypracować pierwszą od 2012 roku nadwyżkę budżetową. Wpływ na to miało także powstrzymanie nieustannej waloryzacji pensji i świadczeń, które walnie przyczyniało się do nakręcania inflacyjnej spirali. Milei musiał podjąć także szczególnie trudne z punktu widzenia głoszonych przez siebie idei decyzje o podniesieniu podatku dochodowego oraz wprowadzeniu ceł od eksportu wybranych towarów (m.in. zbóż). Było to niestety konieczne ze względu na bardzo wysoki deficyt oraz niskie przychody. Libertariański polityk obiecał jednak, że to krok przejściowy, a podatki będą stopniowo obniżane.
Na samym początku swoich rządów Milei zaapelował, aby wszyscy nastawili się na pierwszy trudny rok, po którym nastąpi wyraźna poprawa. Według ostatnich zestawień liczba osób żyjących poniżej progu ubóstwa nie tylko nie zmalała, ale wręcz się powiększyła. Wpływ na to miało jednak niewątpliwie to, że peroniści doprowadzili krajową gospodarkę do faktycznej ruiny. Okazało się m.in. że Bank Argentyny całkowicie roztrwonił rezerwy walutowe i dlatego Milei został zmuszony do radykalnej dewaluacji argentyńskiego peso w celu ożywienia eksportu. Oficjalny kurs wymiany peso utrzymywany przez peronistów był po prostu nierealny, dlatego zrozumiałe jest, że po dostosowaniu go do rzeczywistości część wskaźników poszła wyraźnie w dół.
Na szczęście pomimo wzrostu ubóstwa Milei może się obronić wyraźnymi sygnałami świadczącymi o wyhamowaniu inflacji. W lutym wzrosła „tylko” o 13 proc. mdm., a kolejne prognozy zakładają kontynuację pozytywnego trendu. Argentyna ze swoim ponad 250-procentowym rocznym wzrostem cen to wciąż jeden ze światowych liderów niechlubnych rankingów, lecz w monetarnym tunelu pojawiło się już ewidentnie światełko.
W poszukiwaniu większości
Na tym kończy się niestety opis rynkowych sukcesów libertariańskiego prezydenta, który w wielu sprawach ma związane ręce brakiem odpowiedniego poparcia w parlamencie. Zgodnie z argentyńską konstytucją prezydenckie dekrety muszą w wybranych obszarach zyskać akceptację posłów i senatorów, co w obecnym układzie sił bardzo ogranicza pole działania. Milei z nadzieją wypatruje wyborów parlamentarnych w 2025 roku, a w razie zwycięstwa sprzyjających mu sił planuje wdrożyć duży pakiet ok. 3 tys. reform.
Ze względu na opisywaną tu sytuację Milei nie zdołał m.in. przeprowadzić swojej kluczowej reformy, czyli likwidacji Banku Argentyny i wprowadzenia dolaryzacji gospodarki. W marcu argentyński senat odrzucił także kluczowy pakiet deregulacyjny, zakładający m.in. prywatyzację państwowych spółek, zmianę systemu naliczania podwyżek uposażeń oraz zwiększający uprawnienia głowy państwa.
Opozycja zakłada, że niwecząc przedstawiony przez Mileia plan reform, doprowadzi do szybkiego końca jego prezydentury. Istotnie, dość prawdopodobny wydaje się dziś scenariusz, w ramach którego niekompletny program uzdrowienia gospodarki okaże się niewystarczający do tego, aby wyborcy utrzymali swój entuzjazm wobec „libertariańskiego lwa”. Niepewny wciąż wynik przyszłorocznych wyborów jedynie zwiększa ilość znaków zapytania co do przyszłości Mileia.
Osobisty rabin
W obszarze gospodarczym nowemu prezydentowi udało się wdrożyć zaledwie dość ograniczony pakiet reform; w sferze religijno-symbolicznej dokonał za to prawdziwej rewolucji. Stało się tak za sprawą osobistego rabbiego prezydenta Shimona Axela Wahnisha. Javier Milei miał go poznać w czerwcu 2021 roku, gdy po serii publicznych oskarżeń o antysemityzm pojawił się w siedzibie organizacji marokańskich Żydów zamieszkujących Buenos Aires. Gdy tylko Milei zaczął rozmawiać z Wahnishem, nawiązała się między nimi szczególna więź, która trwa nieprzerwanie do dziś.
W czasie zorganizowanego w grudniu w katedrze w Buenos Aires międzyreligijnego spotkania z udziałem najwyższych władz Javier Milei wręcz zalał się łzami, wsłuchując się w wypowiedzi swojego rabbiego. Shimon Wahnish przyrównał wówczas argentyńskiego prezydenta do Króla Salomona, który jako swój symbol obrał lwa i przyniósł swojemu ludowi dostatek” (z symboliki lwa korzysta obficie sam Milei). Król Salomon to oczywiście jeden z najważniejszych punktów odniesienia pewnej organizacji lubującej się w fartuszkach, ale co do przynależności do niej nowego argentyńskiego prezydenta można jedynie spekulować.
Osobisty rabbi prezydenta nieustannie przesyła mu na WhatsAppie fragmenty Tory, a od kilku lat regularnie widują się osobiście. Od czasu nawiązania kontaktu z Wahnishem Milei zaczął nawet mówić o swojej szczególnej duchowej misji w polityce. Pewnego razu stwierdził nawet, że sam Bóg osobiście objawił mu Wolę, aby ubiegał się o najwyższy urząd w państwie.
Cały świat był zresztą świadkiem chwil szczególnego religijnego uniesienia Javiera Milei, gdy przed dwoma miesiącami odwiedził Ziemię Świętą i zalał się łzami pod ścianą płaczu. Polityk zadeklarował nawet wówczas, że argentyńska ambasada zostanie przeniesiona do Jerozolimy. Jego osobisty rabbi został zaś powołany na stanowisko ambasadora w Izraelu, co niewątpliwie wpłynie na częstotliwość ich wspólnych spotkań.
Eksplozja miłości do Izraela i judaizmu jest u Mileia tak niespodziewana i tak silna, że w efekcie można dziś zasadnie mówić o tym, że jego prezydentura bardziej niż z wolnym rynkiem i deregulacją kojarzy się z osobistym rabinem i odwiedzinami u Chabad Lubawicz.